lutego 14, 2015

lutego 14, 2015

Konkurs :) (: dla was mam!

Obiecałam Wam kolejny konkurs, nie organizuje go z okazji Walentynek. Ta data jest zupełnie przypadkowa. Długo zastanawiałam się jakie wymyślić maleńkie zadanie konkursowe. Nie trudne, a ciekawe. Postanowiłam nawiązać do tytułu książki będącej nagrodą. A  jest nią.... "Utrata" Rachel Van Dyken !! Nowość wydawnictwa Feeria, którą mam już za sobą, wspaniała i naprawdę warta przeczytana. 


REGULAMIN



1. Organizatorem konkursu jest autorka bloga "Niekończące się Marzenia - Recenzje córki i mamy".
2. Konkurs trwa od 14.02.2015 r. do 10.03.2015 r. (do godziny 23.59).
3. Wyniki zostaną ogłoszone na blogu dopięciu dni roboczych od zakończenia konkursu.
4. Zwycięzca jest zobowiązany wysłać maila z danymi adresowymi na adres agaaa006@wp.pl w ciągu trzech dni od momentu ogłoszenia wyników. Po tym terminie nastąpi wybór nowego zwycięzcy.
5. Sponsorem nagrody jest  Wydawnictwo Feeria.
6. Aby wziąć udział w konkursie należy pod tym postem pozostawić komentarz, który będzie zawierał Wasz adres mailowy, oraz odpowiedź na zadanie.
7. Zadanie: Co byś zrobił żeby uratować ukochaną osobę?
8. W konkursie mogą wziąć udział jedynie osoby posiadające adres korespondencyjny w Polsce.
9. Do zdobycia jest książka, której fundatorem jest wymienione wyżej wydawnictwo,  a wartość nagrody jest równoznaczna z kwotą znajdującą się na jej okładce.
10. Zwycięzcą konkursu zostanie osoba, której wypowiedzi najbardziej przypadną do gustu autorce bloga "Niekończące się Marzenia - Recenzje córki i mamy".
11. Prawo do składania reklamacji w zakresie niezgodności przeprowadzenia konkursu z Regulaminem, służy każdemu uczestnikowi w ciągu trzech dni od daty wyłonienia jego laureatów. Należy je zgłaszać w formie e-maila na adres: agaaa006@wp.pl




Mam nadzieje, że wszystko już wiecie, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam Powodzenia! :)

 

11 komentarzy:

  1. Zrobiłabym wszystko, co tylko bym mogła - nawet ryzykując własne życie, bo cóż to by była za egzystencja bez kogoś tak wspaniałego obok?

    psychicznychaos@onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja odpowiedź nie będzie zbyt długa - wszystko, co nie skrzywdzi innej osoby, którą kocham.

    tosia.antonina@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka jest cudna, więc zachęcam do udziału w konkursie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka ogromnie mi się podobała, więc życzę wszystkim powodzenia! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście się zgłaszam, a jakże ;)
    Myślę, że łatwiej byłoby mi wymienić czego bym nie zrobiła, by uratować ukochaną osobę... W obliczu zagrożenia człowiek jest zdolny do największych poświęceń. W jednej z moich ukochanych książek bohater oddaje ukochanej swoje... serce. Nie myśli o tym, czy ona zaakceptuje taki dar, nie zastanawia się jak ona będzie żyć bez ukochanego przy boku, liczy się jedno – dar życia w ogóle. Jeszcze gorzej jest, gdy decydujesz o życiu dziecka, wtedy jesteś w stanie poświęcić własne dobro, marzenia, szczęście, zdrowie, ostatniego chipsa... W prawdziwej miłości nie ma granic, są tylko własne ograniczenia, a etyka? Etyka nie ma wtedy żadnego znaczenia.

    Biorąc pod uwagę innego rodzaju ratunek, dajmy na to przed atakiem całuśnych cioteczek z uszminkowanymi wargami, odpowiedź jest prosta – nie ratowałabym. Każdy musi choć raz to przeżyć ;)

    lustro.rzeczywistosci@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  6. nikolsosna@o2.pl

    Odpowiedź zależy od tego przed czym /przed kim/od czego miałabym ratować ukochana osobę. Niestety wiem z doświadczenia , że dla zdrowia i życia ukochanej osoby zrobiłabym wszystko, wszystko co tylko bym mogła. "You see I begged, stole, and I borrowed." ten cytat to chyba dobry komentarz. Czasem by kogoś uratować trzeba też pozwolić mu cierpieć, np. przy rzucaniu palenia, wtedy byłabym przy ukochanej osobie bo czasem sama obecność jest wsparciem. Czasem tez by kogoś ratować trzeba pozwolić mu popełnić błąd ale być z tą osobą cały czas.
    Jesli masz ratowac ukochaną osobę to nie liczą się żadne wzglęcy, nie myślisz o konsekwencjach, poświęcisz wszystko a nawet siebie jeśli oczywiście kochasz prawdziwe, szczerze i bezgranicznie - jesli cień wahania przemknie przez myśli to znaczy że nie kochasz prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgłaszam się :)
    Co bym zrobiła, aby uratować ukochaną osobę? Teraz powiem że : wszystko. Skoczyłabym w ogień, poszła pod ostrzał, przyjęła zlecenie, zdradziła, więdząc, że ta osoba będzie mogła życ. I nawet jeżeli bym zginęła z wiedzą, że trudno będzie jej się pogodzić z życiem beze mnie to byłabym szczęśliwa że ta osoba, ta jedyna, ukochana MOŻE ŻYC. Niby znamy siebie na tyle, na ile się sprawdziliśmy, ale w tej sytuacji należy posługiwać się głosem serca. Jeżeli kochamy, zrobimy wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ratunek dla bliskiej osoby to pojęcie względne. Można uratować kogoś z pożaru, od narkotyków, od popełnienia morderstwa czy od demonów z przeszłości. To tylko przykłady, takich sytuacji jest o wiele więcej. Ale po kolei. Jeśli ktoś bardzo mi bliski zostałby w podpalonym budynku na pewno nie myślałabym logicznie. Byłabym zdeterminowana by go stamtąd wyciągnąć. Ogólnie rzecz biorąc jestem uparta i wrażliwa. Pewnie kłóciłabym się z mądrzejszymi ( w danym momencie) ode mnie osobami, którzy nie chcieliby mnie przepuścić. Szarpałabym się ile wlezie, byle się dostać do tej osoby. Pewnie ogarnięta złością wpadłabym w kłęby dymu kompletnie nie wiedząc co robić, do czasu, aż jakaś dobra dusza by mnie wyciągnęła na zewnątrz. A ja powtarzałabym mój repertuar od początku.
    Narkotyki do dla mnie obcy teren. Wiadomo- dużo się mówi, dużo się czyta, ale w praktyce do czynienia z tym nie miałam. Dlatego, jeśli bliska mi osoba byłaby uzależniona, zaczęłabym od rozmowy. Przekonywanie, namawianie do zmiany trybu życia.
    Morderstwo ro jeszcze głębszy teren niż narkotyki. Wszystko co wiem, wiem z książek czy filmów i seriali. Ogląda się z zapartym tchem, jednak prawdziwe życie to całkiem odrębna kategoria. Stanowczo ponownie zaczęłabym od rozmowy. Póżniej mogłabym być tak zdesperowana, by próbować negocjacji: ty nie zrobisz tego, a ja obiecuję Ci że...
    Jeśli chodzi o demony i chowane tajemnice z przeszłości z pewnością nie zaczęłabym odganiania ich za pomocą słowa "dramatyzujesz" czy "przesadzasz". Przytuliłabym tę osobę, pozwoliła na płacz, dała czas. Dużo czasu, aby przemyśleć i zacząć mi opowiadać o tym co było, a nie jest. A dalej dręczy.
    To tylko przykładowe sytuacje. Mogłabym ich wypisać więcej. Do każdej z nich ułożyć scenariusz, ale to by się mijało z celem. W obliczu utraty kogoś ważnego logiczne myślenie to ostatnie co może mi pomóc. Daję się ponieść emocjom. Ale niezależnie od sytuacji, jedynym uniwersalnym słowem, które opisuje to co mogłabym zrobić dla ukochanej osoby to "wszystko". Jeśli mi na kimś zależy to stuprocentowo. Nie ma połówek. Zrobiłabym wszystko co w mojej mocy, aby ratować bliską mi osobę.

    mail: dominika.justyna@poczta.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Co bym zrobiła, aby uratować ukochaną osobę?
    Na tak postawione pytanie od razu reaguję przypuszczeniem, że chodzi o ratowanie życia, ale przecież może też chodzić o poświęcenie się dla tej drugiej osoby w codziennych sprawach. W codzienności tkwi także trud, bo o relacje z bliskim człowiekiem trzeba bardzo wytrwale i starannie dbać.
    Dużo też zależy od potrzeby chwili, bo jeśli musiałabym zrezygnować z idealnej pracy - zrobiłabym to. Albo odwrotnie - wytrzymałabym pracę na dwa etaty, jeśli byłby to wymagany środek do celu.
    Mogłabym czekać jak Penelopa, gdyby rozdzieliły nas kilometry.
    Nauczyłabym się języka migowego albo alfabetu Braila, jeśli to przybliżyłoby mnie do jego świata, pozbawionego zmysłu.
    Oddałabym część swego ciała, aby tylko uratować mu życie.
    Byłabym obok, nawet jeśli by tego nie chciał.
    Zmieniłabym przyzwyczajenia, sposób życia, plany i marzenia, bo choć bolałaby mnie utrata tej części swej wolności, jeszcze boleśniejsza byłaby utrata jego!
    Nie ukrywam, że nie chciałabym, aby los drastycznie sprawdzał czy mówię prawdę, ale w razie czego...jestem gotowa!

    Pozdrawiam!
    edyta.cha@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. W jednej z piosenek zespołu Happysad można usłyszeć słowa "Miłość to żaden film w żadnym kinie, ani róże ani całusy małe, duże. Ale miłość - kiedy jedno spada w dół, a drugie ciągnie je ku górze". W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca. Gdy w grę wchodzi ukochana osoba, wtedy wszystkie reguły czy zasady przestają mieć znaczenie.
    Gdybym miała uratować ukochaną osobę, przede wszystkim myślałabym racjonalnie. Oczywiście miotałyby mną uczucia, ale chciałabym aby ta osoba była szczęśliwa i bezpieczna.
    Pierwsze co mi przychodzi na myśl to to, że zrobiłabym cokolwiek. Zrobiłabym wszystko, żeby tak jak w tekście tej piosenki, pociągnąć ją ku górze.
    Ale co tak naprawdę znaczy "uratować ukochaną osobę"??? Każdy patrzy na to inaczej. Jedni myślą, że pod tymi słowami kryje się przesłanie: uratować kogoś przed śmiercią/ złem.
    Kiedy patrzę pod takim kontekstem, widzę że moja miłość zmienia się w szaleństwo. Nie potrafię powiedzieć co bym w takiej sytuacji poczyniła. Ze złem można walczyć ale ze śmiercią? Czy ja, 17-letnia dziewczyna potrafiłabym oddać życie za ukochaną osobę ??? Czy to by uratowało życie mojej sympatii? Czy dzięki temu, moje kochanie byłoby bezpieczne czy też szczęśliwe? Tego nie wiem. Aaa co by było, gdyby taa ukochana osoba nie byłaby taką prawdziwą miłością do końca? Co jeśli po tym wszystkim moja sympatia by o mnie zapomniała?
    Co jeśli to ja, tym poświęceniem bym najbardziej go zraniła na całym świecie? Tego też nie wiem, więc po rozważeniu kontekstu " uratować kogoś przed śmiercią", oddanie swojego życia jest kiepskim rozwiązaniem. Jeżeli oczywiście jest taka możliwość, żebym oddała nerkę, krew czy też szpik, to w takiej sytuacji nie wahałabym się nawet, co do nieznanej osoby.
    Kiedy myślę o "uratowaniu ukochanej osoby" pod kątem zwykłych, codziennych spraw, teraz mogę powiedzieć, że dałabym z siebie wszystko. Każdy ma jakieś problemy, czasem błahe aa czasem poważne.
    Z tej perspektywy mogę powiedzieć, że starałbym się uratować ukochaną osobę swoim spokojem, rozwagą i oczywiście bliskością. Grunt to zaufanie. Przykładałabym się, aby zrozumieć jak pomóc ukochanej osobie, aby nie spadła na dno. Wspierałabym ją podczas uzależnienia, czy też walki z przemocą w rodzinie. Cierpliwie tłumaczyłabym jak rozwiązać sprawę, aby nie ucierpieli inni. W tej sytuacji zrobiłabym wszystko, aby moja sympatia poczuła, że jestem warta jej miłości. Ukazałbym się z jak najlepszej strony.
    Chciałabym uratować ukochaną osobę soją delikatnością, wiernością, szczerością i moim spokojem.
    Reasumując to wszystko, uratować ukochaną osobę potrafiłabym tylko moją szczerą i prawdziwą miłością. Tylko prawdziwa miłość potrafi uratować ludzkie życie...

    dominika76@onet.pl
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. W zależności od problemu i od osoby, której miałabym pomóc, odpowiedzi będą się różnić.
    Ogólnie rzecz biorąc jestem osobą skłonną do poświęceń, przedkładam potrzeby innych nad swoje. Wiem, że dla kogoś bliskiemu mojemu sercu jestem w stanie poświęcić wiele. Czasem jest to duży problem, bo inni mogą mnie wykorzystać albo sama mogę zranić siebie, co stało się już niejeden raz. Kilka razy przejechałam się już zbyt mocno, dlatego też uważniej dobieram osoby wokół siebie i staram się pomóc tak, żeby zmniejszyć ewentualne negatywne konsekwencje, jakie mogę odczuć.
    Tak więc krąg naprawdę bliskich mi osób ostatnio się zacieśnił. Co bym zrobiła, żeby uratować ukochaną osobę? Być może nie będę oryginalna, jeśli napisze, że zalezy to od osoby i od znaczenie słowa „uratować”. Uratować od czego? Kogo? Jeśli np. chodzi o mojego chłopaka to wiem, że pod uwagę musze wziąć również swoje dobro. Mogę poświęcić dla niego wszystko, dosłownie wszystko. Jednak jeśli wynikiem tego będzie coś, co mnie unieszczęśliwi albo zrani, to nie jest to dobre wyjście. Choc ja nie mam nic przeciwko, mój chłopak ma, i to wiele. Nie chce, żeby robiła dla niego coś, co może mieć zły wpływ na mnie i wiem, że to bardziej go boli, niż gdybym nic nie zrobiła.
    Podobna sytuacja miała miejsce z moją mamą. Bardzo chciałam pomóc aż w końcu przedobrzyłam. Mama zachorowała, a ja przejęłam wszystkie jej obowiązki, do tego pilnowałam jej dniami i nocami. Porzuciłam wszystko, byle tylko pomóc, ulżyć jej w stanie, w którym się znalazła. Byłam przy niej cały czas, towarzyszyłam jej, ignorując swoje potrzeby. Nie czułam się z tym źle, ale w końcu znalazłam się w szpitalu. Potem stan mamy się pogorszył, jednak wszystko zakończyło się szczęśliwie.
    Tak więc czasem musze się zastanowić nad tym, co jest najlepszym wyjściem i co mogę poświęcić. Jasne, jestem w stanie oddać nawet życie dla kogos, kogo kocham. Mimo wszystko, jeśli to miałoby naprawde zranić tę drugą osobę, musiałabym się chwilę zastanowić. Pomoc drugiej osobie jest u mnie odruchem bezwarunkowym, ale trzeba przystopowac i naprawdę zrozumieć co znaczy „uratowac”. Bo możemy wyciągnąć kogoś z jednego bagna po to tylko by wpakowac ją w drugie.


    Pozdrawiam
    ola291998@wp.pl

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger