maja 27, 2015

maja 27, 2015

Piękny dzień


Sporo słyszałam o Pięknym dniu.  Książka zyskała status najlepiej się sprzedającej, osiągnęła niebywałą liczbę wydanych egzemplarzy. Zewsząd niemalże same pozytywne hasła promujące, tę jakże niezwykłą i wspaniałą historię ślubną, w którą zostało wplecione życie członków rodziny zaproszonej na ślub, a całość osadzona na uroczej wyspie Nantucket. Nota od wydawcy, jak i większość pochwał pojawiających się dookoła sprawiła, że i ja postanowiłam zapoznać się z twórczością "królowej wakacyjnych powieści".  Czy rzeczywiście autorka zasłużyła na to miano? 

Autorka podzieliła rozdziały opisując je z perspektywy wybranych członków rodziny, którzy są na różnych etapach swojego życia w czasie przygotowań do ślubu. I tak siostra panny młodej, Margot, rozwiedziona matka próbuje odnaleźć się w roli druhny honorowej, ogarnąć bałagan w swoim życiu rodzinnym, ale i również prywatnym, a dokładniej mówiąc "związku" z przyjacielem ojca. Edge  jest od niej jedynie dziewiętnaście lat starszy. Co dla zafascynowanej kobiety nie jest żadnym problemem. Fakt trzech ślubów i tyleż też rozwodów również nie stanowi problemu. 
W Edge'u jest coś co przyciąga. Co? Może pewność siebie oraz sposób w jaki potrafi manipulować kobietami? Dla Margot widać to nie ma znaczenia, zwłaszcza teraz gdy dowiedziała się, że jej były mąż bierze ślub z trenerką pilatesu. Przekonana o nieistnieniu miłości zadowala się ochłapami jakie ma do zaoferowania podstarzały mężczyzna z przeszłością. 
Doug, ojciec panny młodej mimo ponownego ożenku, przeżytej żałobie, dalej nie potrafi pogodzić się z myślą, że jego ukochana Beth nie będzie obecna na ślubie najmłodszej ukochanej córeczki. Pocieszeniem dla całej rodziny jest notatnik, w którym matka zapisywała swoje sugestie dotyczące tego jedynego i najważniejszego dnia w życiu, rozpoczynającego nową wspólną drogę. 
Zmarła Beth postanowiła krok po kroku rozdysponować zadaniami jakie będzie miała do wykonania przyszła żona. Dla Jenny zeszyt jest najcenniejszym wsparciem, ale przede wszystkim  namiastką matki, która jest przy niej chociaż na kartach brulionu.  
Jako,że ślub odbywał się na wyspie każdy z gości był zobowiązany do wcześniejszego potwierdzenia terminu, by można było ustalić ilość noclegów do zarezerwowania oraz całej reszty związanej z organizacją. Dla wielu zaproszonych przybycie na Nantucket będzie okazją do spotkania z dawno nie widzianymi osobami. Nie każde relacje były pozytywne, nie dla wszystkich ceremonia będzie radosna. Kumulacja wrażeń na wielu płaszczyznach. Piękny dzień, ale czy dla każdego? 


Chyba nie znam kobiety, która by nie snuła marzeń dotyczących swojego ślubu (sama w przypływach depresji odlatuję do dnia, który nigdy nie nastąpi). Dla jednych będzie się kojarzył z ceremonią na wielką skalę, która przebije wszystko i wszystkich, z kolei inna grupa skłoni się do skromnej ceremonii, w kameralnym klimacie wśród najbliższych. Jakby nie było ślub powinien być piękny. Dla pary młodej wyjątkowy, zaś dla gości niezapomniany ( by mogli o czym opowiadać na poprawinach lecząc ból głowy).  
Nasza książkowa oblubienica, robi wszystko co zasugerowała matka w swych ostatnich dniach życia.  Nie rozstaje się z zeszytem traktując go za swoją ślubną "biblie", wypełniając każdą, ale to każdą sugestie matki, nie zastanawiając się nad własnymi pomysłami. Jakby wychylenie się poza wskazówki oznaczało zdradę. Mnie osobiście drażniły wstawki z notatnikiem, jeszcze bardziej denerwowały mnie "sugestie", ponieważ zmarła mamusia zaaranżowała ślub jaki sama zechciałaby drugi raz przeżyć, nie dając pola wyobraźni córce. Bo komentarze typu "zrobisz oczywiście jak uważasz, ALE JA BYM TAK I TAK CHCIAŁA" było niebywale wymowne.  Gdzieś przeczytałam, że pomysł ze stronami notesu był wzruszający, nie wiem tylko w którym momencie. Ja go tylko przelatywałam wzrokiem. Drażniły mnie wytyczne względem najdrobniejszych rzeczy, tak jakby matka uważała, albo obawiała się, że córka jest albo upośledzona, albo nieogarnięta i nie będzie wiedziała  jaki zamówić tort, nałożyć buty i może jeszcze umyć ząbki. 
Ogólnie nie polubiłam Jenny, mimoza, bez wyrazu, nie przystosowana do życia, a szczególnie  do problemów. Nie mam pojęcia jak oni to dziewczę chowali, ale coś im nie poszło. Było jej mało jako przyszłej panny młodej, jakby była gdzieś obok, wszak zeszyt rządził. O wiele więcej działo się u Margot, może nie polubiłam starszej siostry, ale jakoś bardziej interesowały mnie jej sprawy niż całe zamieszanie wokół ceremonii. Finn, najlepsza przyjaciółka Jenny, totalne nieporozumienie. Ojciec rodziny,  na końcu pokazał twarz, w sumie on wydawał się w porządku. Ann (teściowa) dziwna kobieta, naprawdę dziwna. Próbowałam zrozumieć jej postępowanie, ale niestety, poległam. Nie będę wypowiadała się o każdym bohaterze, wspomniałam o tych najważniejszych.
Podsumowując, książka mnie rozczarowała i to bardzo. Nie potrafię określić w jakim jest typie, ani to romans, ani to dramat, obyczaj marny. Tak naprawdę nie było żadnej akcji. Większość bohaterów niebywale mnie irytowała. Czytałam bo czytałam. Czekałam na coś, nic mnie nie zaskoczyło. Zabrakło elementu zaskoczenia. Przegadana, potencjał był, ale się zbył.  

Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Znak między słowami. 
Książka bierze udział w wyzwaniu 52 książki. 

11 komentarzy:

  1. Ja jak zwykle byłam łagodniejsza, ale też się zawiodłam na tym tytule trochę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, że nie oceniłaś zbyt wysoko, ale wtedy miałam jeszcze nadzieje, że może jednak nie będzie źle.. ;D

      Usuń
  2. Szkoda, że książka cię rozczarowała, ale wcale ci się nie dziwię, bo tez nie lubię przegadanych historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przegadane są najgorsze, nie ma co się oszukiwać.

      Usuń
  3. I wielki kamień z serca, bo nie dałam się zwieść gładkim słówkom ;) Myślę, że to książka dla kobiet lubiących monotonne powieści, mam, cioć i babć, które fascynuje wpływ matek na córki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze, że nie dałaś się zwieść, chociaż każdemu podoba się coś innego :)

      Usuń
  4. A tak dobrze się zapowiadała. Szkoda, że przynosi takie rozczarowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nio, szkoda bo miałam naprawdę pozytywne nastawienie do niej:)

      Usuń
  5. Troszkę po łebkach przejrzałam recenzję, ale smucisz mnie, bo mam tę książkę, liczyłam na świetną lekturę, bo inne książki autorki mi się podobały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojjj ale może Tobie coś tam się w niej spodoba, może to ja nie odkryłam w niej tego czegoś? ;)

      Usuń
  6. Takie lekkie książki potrafią czasem poprawić humor. Ale przy irytującej bohaterce/bohaterach może być to problematyczne. Nie mam w planach lektury tej książki, ale nie mówię "nie".

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger