czerwca 27, 2015

czerwca 27, 2015

Biorąc oddech




W końcu będę musiała zmierzyć się ze swoimi demonami, bo nie mogłam wciąż przed nimi uciekać. 


Przed wami trzecia – ostatnia część serii Oddechy. Wiele się działo, po raz kolejny zostałam wyzuta z tych resztek emocji, które zostały we mnie po ostatnim razie. Niekoniecznie w stu procentach byłam zadowolona. Życie lubi płatać figle, ale życie Emmy to już tym bardziej... Ciekawi? Zapraszam!

Choć tak bardzo pragnęłam wierzyć, że mogę uciec przed ciemnością, wiedziałam, że ona wciąż tam jest, gotowa, by mnie pochłonąć. Nie czekało tu na mnie odkupienie. Jednak wysiłek wystarczył, by przynieść mi tę ulgę, której szukałam i którą mogłabym zachować przynajmniej do chwili, gdy zapadnie noc i znów odezwą się szepty.

W poprzednich częściach poznajemy Emmę – główną bohaterkę, której życie tak naprawdę nigdy nie było usłane różami. Ostatecznie dziewczyna postanowiła rzucić wszystko i przeprowadzić się do Weslyn. Jednak to nie wystarcza. Studentka ciągle walczy z demonami przeszłości, które nie dają o sobie zapomnieć. Wkrótce zaczyna dostrzegać, że dwa elementy – ekstremalne doznania i alkohol – pozwalają przerwać jej ból i już niewiele zostaje, by kompletnie oszalała. Na niewiele się zdają wysiłki Sary i nowych przyjaciółek, nawet one nie są w stanie pomóc. Ostatecznie Emma pogrąża się w chaosie, nic nie jest takie, jakim się wydaje. A gdy wydawać by się mogło, że już nic nie jest w stanie jej zaskoczyć, do drzwi znów puka przeszłość. I to dodatkowo w najgorszy z możliwych sposobów... Czy dziewczyna tym razem sobie poradzi? Ile jeszcze będzie musiała przeżyć? Co stało się z Evanem? Uratuje ją czy w jej życiu pojawi się ktoś inny? Zapraszam do lektury!

Nosisz w sobie tę winę jak jakąś żelazną maskę przyspawaną do twarzy. Wciąż jesteś przekonana, że to ty ponosisz odpowiedzialność za wszystko, co przytrafia się bliskim ci ludziom. Zadręczasz się rzeczami, za które nie jesteś odpowiedzialna. I koniec końców, ranisz tych, którym na tobie zależy, bo odpychasz ich od siebie w przekonaniu, że w ten sposób ich chronisz. 

Wszystko w sumie jest pięknie, historia – choć smutna – toczy się dalej, bohaterowie nadal zaskakują, pojawiają się nowe postacie, całość czyta się płynnie. Niby nie ma na co narzekać. Jednakże nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na jeden szczegół – zbyt dużo dramatycznych i traumatycznych przeżyć w życiu jednej bohaterki. Rozumiem, że nie można pozwolić, żeby czytelnik się zanudził, ale nie można też sprawić, by cała historia była jednym wielkim chaosem... Wszystko w pewnej chwili tak się komplikuje, że już kompletnie nie wiadomo, co będzie dalej. W sumie ma to swoją dobrą stronę – czytelnik jest już tak nakręcony, że nic go nie zdziwi, spodziewać się może wszystkiego. Mimo wszystko ten element niezbyt przypadł mi do gustu, ale jak wiadomo – o gustach się nie dyskutuje.

Jesteśmy równie źli, jak oni, kłamiemy i zwodzimy. Niszczymy ludziom życie. 

Jest jeszcze coś, co nie dawało mi spokoju. Główna bohaterka irytowała mnie tak bardzo, że miałam ochotę na nią krzyczeć. Ta "dziewucha" doprowadzała mnie do szału – tak bardzo wszystko komplikowała, że nic dziwnego, iż wszystko nie toczyło się zgodnie z jej planem. Mam wrażenie, że Emma po prostu szukała dziury w całym, mając w nosie uczucia innych ludzi, którzy ciągle przy niej byli. Umartwiała się bez potrzeby, wmawiała sobie, że jest stworzona do cierpienia za wszystkich, nie potrafiła cieszyć się z małych, nawet tych najprostszych elementów, które daje nam życie. Nie potrafiłam jej zrozumieć, a Evanowi po prostu serdecznie współczułam.

Płakała, wtulona w moją pierś, a ja objąłem ją, próbując ukoić jej poczucie winy. To ono złamało mi serce dwa lata temu. Poczucie winy, z którym będę musiał walczyć, żeby ocalić nas oboje.

W tej części pojawiło się coś nowego – narracja, w której osobą opowiadającą jest Evan. Co o tym myślę? No cóż, z czymś takim spotkałam się przy okazji Losing hope, więc jestem przyzwyczajona. Bardzo to lubię, ponieważ pomaga to zrozumieć, że faceci, choć jak wiadomo – stworzenia mniej skomplikowane niż kobiety :) – również mają uczucia i potrafią przeżywać wszystko nawet w bardziej intensywny sposób. Niektórzy z nich są wrażliwi, niesamowicie opiekuńczy i troskliwi. Będąc kobietą, nie można o tym zapominać. Oni czasem, mimo że nie dają po sobie tego poznać, przeżywają niektóre sytuacje bardziej, niż mogłybyśmy przypuszczać. W tej powieści Evan jest przedstawiony jako taki właśnie mężczyzna. I choć mogłoby się wydawać, że to partner marzeń – Emma jak zwykle wszystko komplikuje. 

Opłakiwałam małą dziewczynkę, która straciła ojca, a nigdy nie miała matki. Opłakiwałam dziewczynę, która bezskutecznie pragnęła akceptacji. Tę, która doświadczyła niezmierzonego bólu z powodu nienawiści. I tę, która zasługiwała na to, by być kochaną, ale nie wiedziała, jak zdobyć miłość. 

Myślę, że wraz z zakończeniem serii nadszedł czas na wielkie podsumowanie wszystkich trzech części. Ostatecznie seria jest mimo wszystko ciekawa. Nie można odmówić autorce lekkiego pióra i wyśmienitych dialogów. Bardzo dobrze stworzone wizerunki bohaterów ubarwiają całą kompozycję. I choć Emma bywa irytująca, Evan nadrabia swoją dobrocią i wszystko zostaje w przyrodzie. Czytałam z zapartym tchem – przyznaję bez bicia. No i nie byłabym sobą, gdybym nie poleciła wam tych pozycji. Bo choć mają swoje wady, zalety również można znaleźć. No i tak jak wspominałam wyżej – każdy ma swój gust i akurat komuś innemu seria Oddechy może przypaść do gustu. Ja ze swojej strony polecam gorąco, chociażby po to, by wyrobić sobie swoją własną opinię i zapoznać się z twórczością Donovan. 

To była ta dziewczyna, którą znałem. To była dziewczyna, którą kiedyś kochałem. Nie miałem pojęcia, co się z nią stało, czułem jednak, że muszę się tego dowiedzieć.

Książka przeczytana dzięki współpracy z Redakcją Essentia


2 komentarze:

  1. Mnie w ostatecznym rozrachunku najbardziej podobała się część druga:) Co do postaci Emmy, jej dziwną osobę może zrozumieć, komplikowała sobie życie, i owszem, ale kto by nie komplikował,doświadczając tyle zła wokół. Co do nadmiaru tragedii, mnie to w żadnym przypadku nie przeszkadzało, wszystko było przedstawione realnie, a to jest według mnie najważniejsze. W prawdziwym życiu też często można znaleźć osoby, które nieustannie mają pod górę, z dodatkową kulą u nogi, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz sporo racji, ale jak wiadomo nie od dziś – gusta są różne. Jednak na pewno wrócę do serii w przyszłości, bo w pewien sposób mnie poruszyła :)

      Usuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger