lipca 06, 2015

lipca 06, 2015

Co, jeśli...


Nawet jeśli się udaje, że nic się nie stało, wciąż jest to tak samo realne.

Kolejne spotkanie z Panią Rebeccą Donovan. Jak mój nastrój? No cóż... jestem trochę w szoku, trochę przerażona, trochę wkurzona i jednocześnie niesamowicie przejęta. Nie sądziłam, że Co, jeśli... może się tak różnić od serii Oddechy, która niekoniecznie mnie do siebie przekonała w stu procentach. Ale po kolei...


Nagle wszystko stało się dziwnie zamazane, nie mogłem odwrócić wzroku. Spoglądałem w najbardziej niesamowite błękitne oczy na świecie. Mógłbym stać na środku ulicy jak skończony idiota i gapić się w nie przez całą noc. Wiedziałem, że jestem do tego zdolny, bo znałem te oczy – już kiedyś się w nie wpatrywałem.

Głównym bohaterem i jednocześnie narratorem jest Cal – student, który rozpoczął naukę w Crenshaw i nie potrafił brać na poważnie żadnej ze swoich byłych dziewczyn. Chłopak różni się od młodszej wersji samego siebie – okulary zamienił na szkła kontaktowe, spędził mnóstwo godzin na siłowni, dzięki czemu stał się po prostu "ciachem". Mężczyzna wiedzie typowe studenckie życie, chodzi na imprezy, spotyka się ze znajomymi, pije hektolitry kawy. Wszystko zmienia się, gdy w kawiarni spotyka osobę, której nigdy nie zapomniał – jego przyjaciółkę z dzieciństwa – Nicole. Wszystko byłoby pięknie, ale problem polega na tym, że dziewczyna zachowuje się inaczej, nie jest już Nicole... Przedstawia się jako Nyelle. Cal jest nią zafascynowany, a jednocześnie bardzo chce się dowiedzieć, co się właściwie stało i... czy ona to ona. Co tak naprawdę wydarzyło się przed laty? Dlaczego Cal ma mętlik w głowie, a kolejne wydarzenia nie pomagają mu rozwiać wątpliwości? Zapraszam do przeczytania Co, jeśli... – najnowszej powieści Rebecca'i Donovan!

Wiązało się z nią zbyt wiele dziwnych zbiegów okoliczności, abym mógł je dalej przyjmować na wiarę.

Muszę się przyznać, że odkładałam tę pozycję na dalsze wakacyjne dni. Po zapoznaniu się ze wcześniejszymi powieściami autorki nie miałam ochoty na kolejną historię, która będzie nafaszerowana po brzegi katastrofami, czy po prostu głupotą. Jednakże, obowiązki – obowiązkami, więc wzięłam się do roboty. To, co na mnie czekało na stronicach powieści jest bardzo trudne do opisania... Nie pamiętam już kiedy płakałam, śmiałam się i wkurzałam jednocześnie. Były momenty, kiedy historia doprowadzała mnie do szału, szczególnie zachowanie Nyelle, ale uczuciowość i wrażliwość Cala powodowała, że po prostu czytałam dalej. Dodatkowo, dobra, przyznaję się, trochę przewidziałam zakończenie. Pech chciał, że niestety nieomylnie, więc nie byłam mocno zaskoczona historią, aczkolwiek wzbudziła we mnie skrajne emocje. 

Wyrzuty sumienia to przebiegłe bestie. Ranią głęboko, a kiedy rana już się zabliźnia posypują solą.

Tym razem, po przeczytaniu książki Pani Donovan wysnułam wnioski. Jeden z nich dotyczy przede wszystkim przeszłości. Powieść doskonale pokazuje, jakie piętno mogą wywołać w naszym życiu wspomnienia, poczucie winy i wyrzuty sumienia. Autorka pokazuje w ten sposób, że nie można zbytnio zastanawiać się nad tym, co było, choć czasem jest to trudne. Podejrzewam, że gdyby mnie spotkało coś takiego, jak Nyelle, zachowywałabym się równie dziwnie i tajemniczo. Z drugiej strony uważam jednak, że nie można wykorzystywać swojego życia na wcześniejsze wydarzenia. Warto czasem patrzeć w przyszłość, ale przede wszystkim cieszyć się z tego, co jest tu i teraz. Wiedzieć, że to, co mamy aktualnie jest pewnością i wchłaniać wszystko to, co dobre.

Podobało mi się w niej wszystko – tyle tylko, że nie miałem pojęcia, dlaczego stała się tym, kim teraz była. I wcale nie miałem pewności, czy zależy mi na tej wiedzy. Wolałem chyba, żeby po prostu została tym, kim chciała być.

Podsumowując, powieść polecam gorąco. Wiadomo, że gusta są różne, ale mnie przekonała. Może niekoniecznie czymś szczególnym w treści, ale na pewno całokształtem. I tak naprawdę o to właśnie chodzi. Życie lubi zaskakiwać i jak widać, Pani Donovan również. Dzięki tej lekturze zmieniłam troszkę stosunek do tej autorki i w sumie troszkę z niecierpliwością czekam na kolejne jej pozycje. Bo nie można jej odmówić jednego – głowę do wymyślania fabuł to ona zdecydowanie ma. Niejeden mógłby jej tego pozazdrościć. 


Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Feeria.

5 komentarzy:

  1. Mam w planach przeczytać ją we wakacje. Bardzo przypadła mi do gusty pierwsze część Oddechów, a styl autorki wręcz mnie oczarował. Mam nadzieję że i ta książka mnie nie zawiedzie :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na odpowiedni czas, żeby to ją przeczytać :) Nie jest to absolutnie literatura w której doskonale się odnajduję. Szczerze mówiąc, mało kiedy sięgam po tego typu książki, ale raz na jakiś czas daję im szansę i czytam. Czasem jest to ogromny zawód i strata czasu a czasami miłe zaskoczenie :)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O jak tu ładnie teraz! Szablon przyjemny dla oka :)
    Mi "Co, jeśli..." Bardzo się podobało, to jedna z tych powieści do których będę wracać. No i dzisiaj u mnie recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę, po prostu muszę przeczytać tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo chciałabym przeczytać ten tytuł;) Intryguje mnie o czym to dokładnie jest, jaką tajemnicę skrywa bohaterka:)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger