kwietnia 26, 2016

kwietnia 26, 2016

Dziewczyna o kruchym sercu....



Zdaje sobie sprawę, że po przeczytaniu tej opinii wielu z Was będzie uważało,że jestem chodzącym kamieniem.  Wiem również, że co niektórzy zechcą mnie spalić na stosie, bo przecież jak to jest możliwe, że jako jedyna będę miała odmienne zdanie. I przede wszystkim. Dlaczego zawsze muszę być tym wyjątkiem, tą która mówi to co mówi. Staram się we wstępach nie ułatwiać Wam rozpoznania moich odczuć względem książki, tym razem doszłam do wniosku, że chyba uprzedzę. Bo co wrażliwsi może zrezygnują z dalszego czytania. Nie zgodzą się ze mną i ja to rozumiem. Mam tylko prośbę, nie bądźcie dla mnie zbyt surowi, jestem jeszcze człowiekiem ;) chyba.

Poznajmy Janka i Ulę. On jest tym, który podbija serca swoich koleżanek, Ona jest tą, która zdaje się być niewidzialna. Niewiele osób potrafi powiedzieć coś więcej na temat Ulki. Jedynie, że jest chora na coś poważnego i nie lubi ludzi.  Przeciwieństwo Janka, bo on ludzi lubi bardzo, zwłaszcza dziewczęta. I traf chce, a może przeznaczenie?  Chłopak dostanie zadanie pomagać Ulce w pewnych sprawach no i jeszcze w zadaniach z matematyki. Z czego główna zainteresowana nie będzie za bardzo zadowolona, mało tego na każdym kroku będzie próbowała zniechęcić swego "prześladowcę", i robiła wszystko by ten odstąpił od swojej trudnej misji.  
Na szczęście Janek nie daje się tak szybko spławić, wszak wyzwania są czymś motywującym, a fakt jakim charakterem odznacza się Ulka tylko go zaintryguje. Dlatego tych dwoje z jednej strony sobie dogaduje, a z drugiej po cichu czuje sympatię.  

Dosyć długo nie wiemy na jaką chorobę zapadła Ulka oraz o co chodzi z Jankiem. Bo niby jest jakimś tam wolontariuszem, ale zdaje się, że jego praca ma jakieś większe znaczenie z ukrytym dnem, o którym wie garstka ludzi, a my sami dowiadujemy się gdzieś tam hen pod koniec. 
Co do choroby dziewczyny to też jakieś błądzenie we mgle, niedomówienia, zagadki, googlowanie i tak dalej. Poznajemy rodziców tych dwojga. O ile u Ulki jakoś to wygląda, tak u Janka... Boże Wszechmogący i Wszyscy Święci!!! Ten jego tatuś to kompletny **** !!!!  Matka i rodzeństwo to takie pionki w grze, o której dowiemy się oczywiście później. Jedno jest pewnie. KAŻDY musi robić to co powie Tatuś... Słodziusio. 
Jak większość z Was się domyśla bohaterka książki jest śmiertelnie chora, jednak nie wiemy czy umrze czy zdarzy się cud.

Od czego ja mam zacząć, może tak od razu przejdę do swych odczuć. A mianowicie było tak. Nie czułam nic poza nerwem na ojca i ten doprowadzał mnie do granicy mojej wytrzymałości, miałam nieposkromioną ochotę go unicestwić, ale się niestety nie udało. Co się tyczy relacji Ulki i Janka. Na początku spodobało mi się jej podejście i jego odbiór jej zachowań, a później? Później to ja czekałam na coś co mnie poruszy, albo chociaż nie wiem, no cokolwiek, jakiś atak terrorystów, brak prądu podczas reanimacji, no COŚ! Nie, jednak tak się nie stało. 
I kiedy tak sobie czytałam o nich, czytałam i czytałam, czytałam to potem zaczęłam się zastanawiać o co chodzi z Jankiem, bo o coś tam chodziło i chyba nie mogę napisać o co dokładnie, ale powiem tak. Nie kupiłam tego. NIE. To co było tym czymś ukrytym mnie wręcz dobiło. To było straszne i ogólnie jakieś dziwne i NIE. NIE i jeszcze raz NIE. Ich miłość mnie nie poruszyła. Tak nie mam serca, karty zostały odkryte, pamiętacie szkołę uczuć? To miało być lepsze, ale to na szkole uczuć wylałam potoki łez moje serce upadło i nie mogłam go podnieść z ziemi, tutaj? Moje serducho nawet nie drgnęło... Mało tego, odliczałam strony kiedy zakończę tę naciągniętą i smętną historyjkę. Zabijcie, możecie napisać o mnie co chcecie. Niestety, nie poczułam tego. 

A najbardziej zepsuła obraz tego wszystkiego misja Janka. Jego tajemnica, która miała być takim BUM.  Mnie opadły skrzydełka jak już ogarnęłam temat, wręcz otwierałam oczy ze zdziwienia i zastanawiałam się czy autorka nie miała ochoty zrobić z tego paranormal romance. Bo jeżeli tak, to ok, a jeżeli nie, to nie mam więcej pytań. Jestem tylko w lęku.

Męczyłam się, okrutnie. Dawno, bardzo dawno nie przeżyłam takich katuszy podczas czytania. Po przekroczeniu magicznej liczby 230 stron miałam dosyć, ale dawałam szanse, bo wiem z doświadczenia, że niekiedy nagle coś zaskakuje i czytanie pochłania, ku mojej ogromnej rozpaczy było tylko gorzej. Styl autorki mnie umęczył, jeżeli pani Rodzeń kiedyś przypadkiem natknie się na mój tekst, to proszę mi wybaczyć, ale nie udało się. Nie dołączę do grona fanów, jeszcze nie teraz. Być może z inną książką, inną historią. 

I na koniec zostawiłam sobie zakończenie, które było gwoździem do trumny. Tak. Zakończenie miało mnie zaskoczyć, miało mi wydrzeć serce, na co liczyłam. Okazało się, że moje serce dawno zaglądało w stronę poduszki, a ja przyswajając tekst próbowałam pojąć co się porobiło. Zamknęłam książkę, odłożyłam na stół. I nic. Jest mi przykro. Bardzo przykro. Nie będę nikomu polecała ani doradzała. 
Będę jedynie śledziła inne opinie. Jestem niesamowicie ciekawa czy zostanę odosobniona w swoich odczuciach.


Kasiu i Irenko! Mam nadzieje,że mimo wszystko nie spisałyście mnie na straty :).

13 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa recenzja w trakcie gdy w sieci krążą raczej same zachwyty :)
    Jeśli chodzi o mnie to jeśli wpadłaby mi w ręce i tak sama zobaczę o co chodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo..to mnie zaskoczyłaś. Zastanowię się nad nia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ....jest Pani ,,chodzącym kamieniem'' , i najchętniej to spaliłbym Panią na stosie ;-)......................

    OdpowiedzUsuń
  4. Misienku już dzielimy się z Irenką która z Nas bierze benzynę a która drewno ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. I aż sama nie wiem - aż jestem ciekawa, jak ja bym odebrała tę powieść :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie słyszałam jeszcze o tej książce :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Po takiej recenzji - odechciewa się czytania tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie słyszałam o tej książce, ale jak widzę niewiele straciłam. Zresztą i tak pewnie nie zabrałabym się za czytanie, bo nie lubię powieści o śmiertelnie chorych nastolatkach, którzy odnajdują miłość. Nie obawiaj się stosu, jeśli o mnie chodzi masz pełne prawo do nielubienia tej ksiażki :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wierzę Ci na słowo, więc podziękuję;)

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja i tak zamierzam po nią sięgnąć przy najbliższej sposobności. ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Szkoda, że ten wylew żalu ma niewiele wspólnego z merytoryczną recenzją. A książka jest genialna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Merytorycznych recenzji jest multum, ja natomiast miałam ochotę na wylew żalu :)

      Usuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger