Większość z nas ma jakieś wspomnienia, o których z chęcią chciałaby zapomnieć, większe lub mniejsze tragedie. Bo nie jest powiedziane, że rozmiar nieszczęść jest wyznacznikiem cierpienia, ale tego jak każdy z nas potrafi sobie poradzić z wyrządzoną krzywdą...
Każdy ma swoje granice wytrzymałości, które do pewnego momentu chronią nas przed wpadnięciem w rozpacz, z której niekiedy bardzo trudno się uwolnić. Powody mogą być różne. I chyba wielu w przypływie narastających problemów miało ochotę uciec, uciec by może gdzieś tam daleko odnaleźć zagubiony spokój.
Czy ucieczka rzeczywiście pomaga? Czy pozostawienie za sobą przeszłości jest tym co potrzebujemy?
Bree uciekła, zostawiła swoje życie gdzieś tam daleko. Teraz stoi przed domem, który postanawia wynająć na pewien czas. Jak długo? Tego jeszcze nie wie. Pewne jest jedno, to tutaj do małego miasteczka nad jeziorem przywiódł ją los, a może coś podświadomie ciągnęło dziewczynę do miejsca, w którym dawniej czuła się szczęśliwa?
Teraz obejmując wzrokiem okolice czuje, że postąpiła słusznie, ale pozostaje najważniejsze pytanie, co zrobić, żeby te lęki przestały ją nachodzić? Istnieje nadzieja,że Bree jeszcze kiedyś poczuje się spokojna, że przestanie rozpaczliwie uciekać przed tym co ją prześladuje...?
Archer, żyje z dala o innych. I chociaż wychował się w tym małym miasteczku, zna każdego mieszkańca, to z żadnym nie utrzymuje kontaktu. Mieszka samotnie w domu na uboczu, którym zajmuje się z oddaniem.
Skrzywdzony jako małe dziecko, wychowywany przez wuja. Odseparował się od reszty społeczeństwa, uznawany za nienormalnego. Z biegiem lat przyzwyczaił się do swojego losu, nie rozumiał dlaczego ludzie traktują go w taki, a nie inny sposób. Jak odmieńca, jak kogoś gorszego.
Dlaczego? Co tak strasznego wydarzyło się w przeszłości i jaką tajemnicę nosi w sercu Archer?
Trochę czasu upłynęło zanim zdecydowałam się napisać kilka zdań na temat książki, która jeszcze przed premierą została uznana za fenomen. Często powtarzam,że nie lubię czytać aż tak zachwalanych lektur, istnieje bowiem ryzyko,że jak zwykle MNIE się nie spodoba, i jak zwykle będą tą OKRUTNĄ, ZŁĄ i PODŁĄ krytykującą. Jak więc było w przypadku Mii Sheridan i jej Bez słów?
Od razu pozwolę sobie na szczerość. Nie, ta książka mnie nie zmasakrowała emocjonalnie. Nie nie wpadłam w wir wydarzeń i NIE, nie pochłonęła mnie fabuła w takim stopniu, że zatraciłam się w niej, tracąc poczucie czasu. Nie. Aż tak nie było. Po cichutku liczyłam,że może i mnie się uda wczuć jak innym. Niestety, jak widać mam serce ze stali. Jednak zanim zaczniecie szykować podpałkę do mojego stosu, poproszę abyście się wstrzymali. Bo fakt,że nie zostałam wgnieciona w fotel, nie oznacza, że Bez słów spisałam na straty. Absolutnie NIE. Zacznę od oceny bohaterów...
Bree, nie wiem czy ona miała taka być, czy autorce po prostu nie udała się jej postać, bo musiała stworzyć postać kobiecą, więc na poczekaniu wymyśliła jej historyjkę, tylko gdzieś po drodze zapomniała o konstrukcji osobowości. Przyjeżdża sobie, ma jakiś problem. Ok. Niechaj będzie. Tylko jej zachowanie jest tak... irytujące delikatnie mówiąc, że od przewracania oczami rozbolała mnie głowa. Nie kupiłam jej opowieści, nie przemówiła do mnie. Fakt. Później w pewien sposób jakby się zmienia, przestaje drażnić. Po prostu jest. I już. Bo musi. Bo tak trzeba. I tyle.
Archer - jedna z blogerek napisała, że to dla niego czyta się książkę, że to jego się kocha. I ja się pod jej słowami podpisuję obiema rączkami. Tak. Archera się kocha, jemu się współczuje z całego serca. Jego dramat jest jednym z najbardziej poruszających. Jego dusza zdaje się być tak piękna, tak bardzo niewinna. I tego młodzieńca naprawdę się kocha, mimo,że przecież jest takim odludkiem, nie ma żadnego obycia w tym wielkim świecie..., ale to chyba właśnie ta niewinność przyciąga. Bo nim chce się opiekować, nie jak dzieckiem, nie. Budzą się zupełnie inne uczucia względem jego postaci, nie jest to litość. Lecz żal, żal,że ktoś mógł tak okrutnie skrzywdzić dziecko, że nikt nie zainteresował się tragedią chłopca. I po upływie tylu lat, stał się praktycznie niewidzialnym...
I mimo,że na początku napisałam,że książka nie wgniotła mnie w fotel, że nie porwała już od pierwszej do ostatniej strony, to winnam się przyznać, że był moment kiedy łzy same popłynęły, że autorka nawet moje serce ze stali poruszyła. Cieszę się, że zdecydowałam przeczytać Bez słów. Może nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak na przykład Hopeless, po którym przez kilka dni nie mogłam się pozbierać, to jednak uważam,że i ta jest godna uwagi oraz polecenia.
"Przyniosłeś ciszę,
najpiękniejszy dźwięk, jaki słyszałam,
bo cisza była tam, gdzie byłeś ty. "
Jestem mega napalona na tę książkę, mam nadzieję, że mi się spodoba <3
OdpowiedzUsuńBuziaki,
SilverMoon z bloga Books obsession :*
Jest już u mnie na półce, więc nie mogę się jej doczekać :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc ta książka to nie mój typ, ale czesto zastanwiam się co stoi za fenomenem tych ksiażek. Czy to tyko dobry marketing, czy coś jeszcze?
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś spróbuję, choć nie jest to historia, która woła do mnie "przeczytaj mnie natychmiast";)
OdpowiedzUsuńChyba przeczytam. Choćby i dla samego Archera :)
OdpowiedzUsuńGdybym miała porównać Hopeless i Bez słów, to bez wątpienia stawiam na ,,Bez słów''. Hopless to dobra powieść, ale nie wbiła mnie w fotel, nie poruszyła mojego serca, nie wywołała łez. Natomiast powyższa książka całkowicie mną zawładnęła.... I to tyle w temacie :)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, u mnie było odwrotnie:)
UsuńO tej pozycji czytałam bardzo porywające recenzje i wiem, że zależy mi na przeczytaniu książki. Nawet jeżeli nie wbije mnie w ten wspomniany fotel, to i tak liczę na kawałek ciekawej opowieści. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMną może też nie wstrząsnęła aż tak bardzo jak właśnie między innymi "Hopeless", ale mimo to, "Bez słów" okazało się niesamowitą lekturą! :)
OdpowiedzUsuńMam znacznie gorsze zdanie na temat książki - zwłaszcza co do Archera. Na końcu moim zdaniem zachował się jak skończony gówniarz kompletnie nie licząc się z uczuciami Bree. (wybacz słownictwo) Zawiodłam się.
OdpowiedzUsuńNapisałaś, że książka poruszyła Twoje serce ze stali, co sprawiło, że i ja zaczęłam się zastanawiać czy wzruszyłabym się w trakcie lektury, bo zdarza mi się to niezmiernie rzadko. Nie skreślam tej powieści, chociaż w którejś z recenzji przeczytałam ile nieszczęść spotkało/spotyka Archera i wydało mi się to mało wiarygodne. No, ale nie chcę być czepialska jeszcze przed lekturą :P
OdpowiedzUsuńJa za takimi książkami nie przepadam. Nie czuje do nich polotu. Może i moje serce by poruszyło, ale na razie ja sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńCzytałam same pozytywne recenzje :) Z pewnością się na nią skuszę. Jestem ciekawa swojego porównania do "Hopeless" :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Z książką w ręku
Jak zobaczyłam tytuł posta to myślałam, że będziesz o coś się wściekała a tutaj recenzja :) swoją drogą bardzo dobra recenzja :)
OdpowiedzUsuńHa ha, no fakt, po mnie można się wszystkiego spodziewać, ale póki co jeszcze do takiego stanu nie dotarłam, ale... Wszystko przede mną!;)
UsuńCiekawa recenzja z pazurem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHahah lubię Twoje recenzje;) A mnie ani Hopeless jakoś specjalnie nie wzruszyło, ani Gwiazd Naszych Wina. Widocznie za duże miałam parcie na te lektury. Na Bez słów także, dlatego oczywiście kupiłam i mam jak zawsze szczerą nadzieję, że tym razem tak jak inni dam się porwać! :) jak nie to chyba stracę wiarę w te wszystkie fenomeny czytelnicze.
OdpowiedzUsuńZaczęłam wczoraj czytać z tego wszystkiego i jednak jestem urzeczona :) Chcę już szybciej skończyć pracę i dokończyć tą cudną historię:)
UsuńO widzisz, w takim razie czekam na Twoją opinię po zakończeniu :)
UsuńMarketing tej książki przerósł jej treść. Ot cała historia...:)
OdpowiedzUsuńMoże nie aż tak... chociaż zgodzę się,że reklamowana była aż za bardzo, poleciało wiele słów, które nijak nie znalazły swojego potwierdzenia wewnątrz, no ale... jak napisałaś. Marketing:).
Usuńniestety sie nie skusze ;)
OdpowiedzUsuńNo nic na siłę, wiem jak to jest:)
Usuń.....jako stały obserwator poczynań Pani Agnieszki , o !!! do diaska , to co ja jestem jedynym Samcem czytającym książki w tym kraju ?! po raz kolejny wpadam w zachwyt połączony z ekstazą . Chodzi o to , że dzięki rzeczowym i merytorycznym Jej opiniom kupuję tylko te pozycje literackie , na które nie szkoda wydawać talarów . Przecież w miejsce jednej słabszej książki mogę kupić dwie , ale Dobre !!! .A w najgorszym wypadku zaoszczędzone w ten sposób srebrniki przeznaczyć na zakup prasy sportowej , wszak bycie Samcem zobowiązuje !!!!
OdpowiedzUsuńMoje must have <3
OdpowiedzUsuń