kwietnia 22, 2016

kwietnia 22, 2016

W ramionach gwiazd


Ostatnimi czasy mam zdolności dziwnego przeskakiwania z jednego gatunku literackiego w drugi jakże odmienny... I tak z dalekiej przeszłości wskoczyłam na pokład Ikara, by wraz z jego mieszkańcami przemierzać bezkres kosmosu, poznać znaną księżniczkę LaRoux oraz sławnego bohatera wojennego, który tak naprawdę powinien być niewidzialny dla otoczenia, ale z racji zasług, trafia tam gdzie jest Lilac, a my wraz z nią go poznajemy. I jak się okazuje, to spotkanie dwojga ludzi z zupełnie innych klas "społecznych" potrwa nieco dłużej..., ale o tym za chwilę. 
Książka ujęła mnie swoją okładką, tak wiem - "nie oceniaj książki po okładce", ale nie udało się w tym przypadku. Postanowiłam zaryzykować i zakupić. Czy było warto?  Zapraszam do dalszej części opinii. 


 Jest przyjęcie, wszyscy zebrani goście to bardzo ważne i oczywiście znane osobistości. Tarver  też się na nim znalazł, chociaż nie urodził się w szanowanej rodzinie. Traf jednak chciał, że jako młody żołnierz zdobył wiele zasług i oto zyskując rangę majora otwiera przed sobą niektóre furtki, nie wszystkie rzecz jasna.
Przechadza się więc nasz żołnierz między ludźmi i rozmyśla, o tym gdzie jest, gdzie mógłby być, ale nie jest. Nad tym jak wygląda jego życie. I w pewnym momencie spostrzega... Ją. Siedzi samotnie, a pierwsze co rzuca mu się w oczy to jej ogniście rude włosy i ta twarz. Taka inna. I przygląda się jej, chociaż nie powinien, bo jak to tak bezceremonialnie obmacywać spojrzeniem kobietę z wyższych sfer. Nie uchodzi...

Ona  siedząca samotnie zastanawia się, gdzie podziały się jej towarzyszki. Zawsze wychodziły razem, poruszały wspólnie po pokładzie statku, a teraz ich nie ma! Przyglądając się zebranym, bawiącym gościom, spostrzega wpatrującego się w nią młodzieńca, i chociaż zdaje sobie sprawę, że JEJ nie wolno robić podobnych rzeczy, to ten jeden raz chce się poczuć prawie normalnie, jak zwykła dziewczyna, a nie jakaś tam księżniczka. Więc tak po prostu upuszcza rękawiczkę ( w celu nawiązania kontaktu) Romantyczne prawda? Nawet przez chwilę możemy przyglądać się tej jakże uroczej konwersacji dwojga zainteresowanych sobą ludzi... Później przychodzą koleżanki i czar pryska. France jedne, też sobie moment wybrały. 


Później, jakoś troszkę później ( nie pamiętam jak bardzo, ponieważ książkę przeczytałam dosyć dawno i mam pewne luki w pamięci..) No więc później dochodzi do zdarzenia na statku, panienka LaRoux wraz z Majorem ( nadmienię,że już ich relacje nie są tak słodkie jak z początku) zmuszeni zostają wspólnie w jednej kapsule opuścić Ikara, który o zgrozo lada chwilę ulegnie zniszczeniu. W ostatniej chwili udaje im się uciec, lodują na nieznanej planecie. Na całe szczęście Tarver jak to na żołnierza przystało potrafi odnaleźć się w każdej, nawet bardzo trudnej sytuacji. Tutaj ma przed sobą obcą planetę i księżniczkę, nieco rozkapryszoną, w cudnej sukni i jeszcze cudniejszych pantofelkach, niekoniecznie zdatnych do wędrówki.. Bo niestety, ale przed tą uroczą parą stanie wizja spacerku w celu szukania jakichkolwiek śladów bytności ludzi.

W jaki sposób księżniczka LaRoux sobie poradzi, co Tarver spostrzeże gdzieś tam wysoko w gwiazdach i jakie niespodzianki ma przyszykowane nowa planeta, dla swych nagłych przybyszy? 

 Nie mam pojęcia jak to się dzieje, ale już od jakiegoś czasu zwróciłam uwagę na pewną schematyczność, to znaczy w moich oczekiwaniach względem książki, a tego co tam zastaję. I  ja sobie tak w wyobraźni myślę,że akcja pójdzie mniej więcej w takim kierunku, a tutaj BUM, jest zupełnie, zupełnie co innego. Nie mówię,że źle, ale jednak. Smutno mi,że moja intuicja zdycha, a ja się nie potrafię przygotować  odpowiednio. No nie ważne. 
W każdym razie zaczęłam czytać, a nadmienię, że SYLWIA ( kolejny raz) mnie zmaltretowała i nie mów,że nie, bo tak było! I postanowiłam czym prędzej zamówić i przeczytać. No więc czytałam i teraz uwaga... poleci głowa Sylwii ?

Lilac i Tarver, fajna była z nich para, chociaż ona na początku tak mnie wkurzała,że miałam ochotę złapać ją za rudą czuprynę i przeciągnąć po ziemi, tak o dla zabawy. No niemożliwa dziewucha, i ja niby wiedziałam,że ona w pewnych momentach nie miała innego wyjścia do okazywania prawdziwych myśli, czy uczuć, ale  po  wypadku momentami przechodziła samą siebie. 
Co się tyczy Tarvera ( co za beznadziejne imię..) On był fajny, on był taki jak trzeba, tylko ja do niego nic nie poczułam. I to jest straszne. Nie jeden raz zakochiwałam się w postaci, nawet sobie śniłam w przypływie konkretnych emocji, snułam marzenia o ślubie i tak dalej, a tutaj? No nic. Moje serduszko nie zabiło szybciej... Dalej kocham Thorntona...

Wracając do książki, przemierza nasza para bezkres nowej planetki, coś troszku podobnej do Ziemi, ale jednak nią nie będącą. Nie jest łatwo, ponieważ spacer długi i męczący, nie mają pojęcia co ich czeka za krzaczkiem tudzież wzgórkiem. Lilac nie ułatwia tej całej wędrówki, i przez pewien czas jesteśmy świadkami ciągłych utarczek słownych między młodymi, a że narracja jest prowadzona z obu perspektyw mamy wgląd na myśli jednej i drugiej strony. 
Przez dosyć długi czas nic aż tak interesującego się nie dzieje, aczkolwiek nie mogę powiedzieć, że było nudno. Właśnie nie, ale nagle... fabuła zmienia klimat, niby czujemy ten dreszczyk niewiadomej, może i nawet strachu co też się pojawi, bo tu kosmos, tu odkryta planeta, i wtem Lilac zaczyna słyszeć głosy - nie, nie ma schizofrenii. Chociaż przez pewną chwilę sama stawia sobie takąż diagnozę. I od momentu gdy wraz z księżniczką odkrywamy, że głosy są no jakby to ująć PRAWDZIWE - ja przyznam się szczerze jakoś tak z dziwnym lękiem czytałam. Serio. Bo tutaj głosy, tu jakieś dziwne gwiazdy świecące, dwa księżyce i oni tam gdzieś sami. Naprawdę, czekałam aż wyskoczy z wnętrza ziemi zmutowane oko saurona...
Przez niemalże calutką książkę idziemy,  gdzieś do celu. Nie zdradzę czy docieramy, co dzieje się później ,ale.. powiem tak. Sama zresztą nie wiem co powiedzieć. Wiele osób pisało,że zakończenie było czymś zupełnie innym niż tego co oczekiwali, ja Wam powiem lepiej. Dla mnie cała książka jawiła nie tym czego oczekiwałam, więc zakończenie już mnie tak nie osłupiło - jestę kosmitę. 

Ogólnie W ramionach gwiazd jest inna, czuć w niej ten kosmos, takie charakterystyczne coś, co zawsze kojarzy mi się z programami typu - co jeszcze możemy odnaleźć w naszej galaktyce? Albo "czy ufo istnieje?". Rozumiecie do czego nawiązuje? Mam nadzieje. No i tak czytając to się ciągle bałam,że wyskoczy ten sauron, albo ufoludek, ale taki jak z filmu "żona astronauty" Jezusku jak mnie on przerażał jak wylazł z Deppa, Boże kochany! Wtedy to ja byłam tak zlękniona, że no szok! I właśnie takie miałam wrażenie podczas tejże lektury, że te głosy to takie stworki. Niestety nie mogę zdradzić tajemnicy czym oni/one byli, jednakże no to co było potem, spodobało mnie się bardzo i czułam się ukontentowana. Ponieważ duet autorów świetnie sobie poradził i nie stworzył głupiutkiego romansidełka z gwiazdkami w tle dla lepszego polotu. Co się natomiast tyczy samego zakończenia... Nie tego oczekiwałam. SYLWIA!!! Miałam być w szoku, ale to chyba przez ten strach głosów. Mówię wam, to był ewidentny powód. Bałam się i już.  
Podsumowując... książka jest ciekawa, trochę odbiega od schematów, mimo wątku miłosnego, ja nie miałam ataku syndromu tęczy... POLECAM!!


14 komentarzy:

  1. Jestem już od dłuższego czasu zainteresowana tą książką, jednak nie wiem, kiedy ją przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. .....pewnie w ciągu kilku najbliższych dni , bo w jeden wieczór to pewnie nie da Pani rady ;-)

      Usuń
  2. jetem na pierwszej stronie :P takk wiem szaleję, ale jakoś chęci mi brakuje na wczytanie się :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. .....Pani jest szczęściarą , bo już JĄ ma , a ja dopiero jadę ją kupić :-(

      Usuń
  3. ....przeczytałem recenzję wnikliwie , zresztą jak zwykle , i piszę ten błogi komentarz siedząc obok starszego dziwnie sapiącego Pana jadąc jednym a Wałbrzyskich autobusów miejskich . Cel mojej wyprawy jest jasny - Galeria Handlowa , ale nie po kolejną koszulę , skarpety , kalesony . Tym razem jadę ulokować kapitał w emocje , doznania odczucia , które zagwarantuje zakup polecanej przez Panią książki.........właśnie , ciekawe dlaczego ten Pan tak dziwnie sapie ?!......aaaaaaa , On po prostu śpi , to dobrze niech śpi . Przecież mógłby się obudzić i sprzątnąć mi książkę z przed nosa , a tego bym Sobie i Jemu nie darował ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. A bo się czepiasz... xD "W ramionach gwiazd" było książką, jakiej dokładnie w tamtym momencie potrzebowałam - lekka, przyjemna, wciągająca. Co się natomiast tyczy zakończenia to no dobre było no! A okładka świetna. Uwielbiam kosmos, więc motyw kosmiczno-grawitacyjny dla mnie jak najbardziej na tak.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam W ramionach gwiazd i naprawdę bardzo polubiłam tę książkę, jak i całą historię w niej przedstawioną. Uważam, że była inna i to jest jej ogromnym plusem!
    Pozdrawiam
    secretsofbooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. hmm przeczytałam i w sumie spoko książka, ale podejrzewam, że za jakiś czas kompletnie nie będę pamiętała, o czym właściwie była xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba się starzeje bo naprawde niewiele mi się w niej podobało. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Agusia, weźże przeczytaj coś bardziej w moich klimatach;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham ten tekst xD "Naprawdę, czekałam aż wyskoczy z wnętrza ziemi zmutowane oko saurona..." i france są the best!! xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie do końca jestem przekonana... mimo iż pomysł jest i wiele osób przekonuje mnie do niej. Zobaczymy, może kiedyś dam jej szansę.

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie ;)
    http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Również nie jestem przekonana. To książka chyba nie dla mnie...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger