Chyba już od pierwszego tomu tej jakże
przepięknej trylogii rozpływam się nad zachwytami dotyczącymi stylu
autorki. Bo pisać niby każdy może i potrafi, jednak tworzyć dzieła, nie
każdy. Pani Agnieszka Wojdowicz już w Elizie przeniosła
czytelnika do czasów jakże odległych i trudnych, gdzie kraj nasz został
podzielony pod władze zaborców i chociaż Polska nie istniała na mapach,
to w sercu każdego mieszkańca dalej nią
była. I właśnie na tym tle historycznym poznaliśmy główne bohaterki,
Elizę, Klarę oraz Judytę. Myślę, że każda z tych kobiet podbiła serce
czytelników, ale też wiem, że była jedna plasująca się w czołówce, nad
której losem nie tylko ja się przejmowałam. Dlatego z takim
zniecierpliwieniem ale i smutkiem oczekiwałam finalnej części. Kiedy
już otrzymałam nie chciałam czytać, nie chciałam się jeszcze rozstać.
Niestety wszystko w życiu ma swój początek i
koniec, trzeba nauczyć się temu sprostać. Dlatego też lektura Judyty już za mną, a jakie są wrażenia, jakie emocje towarzyszyły podczas czytania?
Nadeszła pora by trzy przyjaciółki,
których życie potoczyło się różnymi ścieżkami w końcu się spotkały,
omówiły na jakim etapie się znalazły i czy mogą uznać podjęte decyzje za
słuszne. Bo jakby nie było każda z nich miała swój charakter, każda
chciała decydować o sobie tak, by nie stać się bezwolną i
podporządkowaną konwenansom matkom i żonom. Owszem, szukały szczęścia u
boku mężczyzny, ale miały też ambicję, chciały czegoś
więcej, aniżeli dzieci i prowadzenie domu. Samozaparcie oraz charyzma
jaką się odznaczały na samym początku jakby gdzieś straciła na swojej
mocy, okazało się, że dorosłość to nie zabawa, a podejmowanie
ryzykownych decyzji gdzie z każdej strony zagraża zaborca nie są już
przelewkami.
Eliza,
szczęśliwa żona i matka. Chyba jako jedyna może powiedzieć, że czuje się
spełniona. Anton okazał się wyrozumiałym i oddanym mężem. Mogła
ukończyć szkołę, zająć dziećmi przy pomocy siostry oraz próbować siły we
farmacji, na tyle ile pozwalały jej możliwości. Mimo wszystko czuła, że
jest we właściwym miejscu z odpowiednim człowiekiem u boku.
Klara, od
zawsze zbuntowana, jej silna osobowość i niechęć do otaczającej
sytuacji politycznej cały czas popychają do niebezpiecznych i
ryzykownych poczynań. Czy możliwe jest by ukryty bunt wniósł zmiany do i
tak nieciekawego położenia Warszawy? Kobieta żyje w przeświadczeniu, że
podejmując ryzyko może coś zdziałać, tylko czy nie karmi się iluzją?
Judyta, moja
ulubienica - po wszystkich traumatycznych przeżyciach wydawać by się
mogło, że w końcu odnalazła spokój i stabilizację, ale czy na pewno?
Żyjąc z Maxem niczego jej nie brakuje, ich córeczka jest zdrowa. Mają
dom, ona może zająć się pracą przy batikach. Wiedeń jest bardziej
przychylny. Tylko sama Judyta czuje niedosyt. Jak gdyby czegoś jeszcze
brakowało, a cała otoczka szczęścia była tylko na pokaz dla
publiczności, zaś ona sama czeka na coś albo na kogoś. Jej niespokojna
dusza wyrywa się do osoby, która niegdyś była bardzo ważna, dla której
mocniej biło serce. Przypadkowe spotkanie z Maurycym będzie
katalizatorem, popcha kobietę do podjęcia wielu decyzji, a ich
konsekwencje, jak to w życiu. Będą różne.
Trzy przyjaciółki, minęły czasy
nastoletnich mrzonek, bujania w obłokach. Znalazły się na etapie gdzie
stabilizacja wpycha się drzwiami i oknami duszy. I nie pora przestać
szukać tego co już dawno nieosiągalne, bo można przeoczyć coś ważnego
tutaj obok.
Jakie będzie zakończenie, co zgotowała swoim bohaterkom pani Agnieszka Wojdowicz? Możecie być pewni, że takiego finału się nie spodziewacie....
Na początku muszę napisać o wydaniu.
Cała trylogia prezentuje wprost przepięknie. Zrobiłam zdjęcie całości
ponieważ musiałam ukazać tym, którzy jeszcze nie czują się zdecydowani,
że okładki jak i wnętrze są na jak najwyższym poziomie. Uczta dla oczu i
duszy. O samej fabule za chwilkę napiszę, bo i należy pogratulować
wydawcy postarania się o przepiękną szatę dla książek. Jestem po prostu
zachwycona.
Wracając do tej ostatniej, tej
oczekiwanej, której losy tak bardzo mną zawładnęły. Przyznam się, że
zachowanie Judyty drażniło mnie, nie do końca rozumiałam motywów jej
postępowania. Ponieważ jako jedyna dostąpiła od mężczyzn tak wiele
przykrości, doświadczyła dramatów w sferze uczuciowej. I kiedy okazało
się, że znalazł się Max, kochający kobietę ponad wszystko, troskliwy i
oddany, ta zaczęła kombinować. Inaczej nie potrafię tego nazwać.
Dla mnie Judyta kombinowała. Miała dom, córeczkę i mężczyznę o którym
nie jedna mogła sobie pomarzyć, zwłaszcza w tamtych czasach. I nagle
jeden wyjazd do Zakopanego, jedno spotkanie z Maurycym zaważa na
wszystkim co z takim trudem budowała wraz z Maxem. Nie potrafiłam tego
pojąć. Tłumaczenia, że dziesięć lat temu go kochała i to uczucie odżyło
było tak mdłe jak nie powiem co. W dodatku kogo ona kochała, chyba nie
tego człowieka, którym był teraz, ponieważ w ciągu tych
kilku lat oboje się zmienili. I tak naprawdę się nie znali, więc tym
bardziej decyzje jakie podejmowała jak dla mnie, były zbyt pochopne i
bezmyślne. Zwłaszcza, że nie chodziło o nią samą, ale i również
córeczkę.
W tej części Judyta, moja ulubienica, z
każdą kolejną stroną zniechęcała mnie do siebie coraz mocniej, aż w
pewnym momencie miałam ochotę złapać ją za ramiona, potrząsnąć i
powiedzieć "kobieto ocknij się!". Brawo dla autorki za wykreowanie tak
żywych, realnych postaci. Przez cały czas czytania nie odczuwałam tej
myśli, że przecież to tylko fikcja, nie. Ja miałam przed oczami
prawdziwych ludzi, których los był dla mnie tak bardzo ważny i dlatego
nie mogłam
pojąć co wyczyniała moja ulubienica, ale kiedy nadeszło co miało
nadejść....
Polubiłam trójkę kobiet, kibicowałam
każdej z nich. W prawdzie o Elizę byłam spokojna, to losy Klary oraz
Judyty nie dawały spokoju, nimi się martwiłam. Bo niby ta druga miała
Andrzeja, żyli razem i byli szczęśliwi, ale sprawy jakimi potajemnie
zajmowała się panna Stojnowska niepokoiły. Za każdym razem kiedy
wybierała się do Warszawy byłam w strachu, że tym razem w końcu zostanie
złapana. Kiedy wracała czułam ogromną ulgę.
Martwiłam się o Judytę i jej
przyszłości, mając nadzieje, że w końcu oprzytomnieje i zacznie
racjonalnie myśleć. Jednak to wszystko było moimi zachciankami, nie ja
stworzyłam historię, ja mogłam ją tylko przeżywać i akceptować albo i
nie, tego co spotykało bohaterów.
Muszę coś napisać, książka w momencie
czytania przestaje być już tylko książką, to historia opowiadana jakże
barwnym i niesamowitym językiem. Jest to niesamowita podróż w czasie.
Gdzie spotykamy naszych bohaterów na ulicach miast tak dokładnie
ukazanych, że oczami wyobraźni widzimy Kraków z roku 1905 na stacjach
kolejowych panuje tłok i niepokój. Zwykła podróż może skończyć się
rewizją, może przydarzyć coś strasznego, w każdej
chwili może wybuchnąć rewolucja. Ponieważ ukazane czasy nie należały do
spokojnych. A my od pierwszej do ostatniej strony żyjemy tam, na kartach
powieści. Nie czytamy tylko chłoniemy. Nie mogąc się oderwać. Ja
odrywałam się, bo nie chciałam zbyt szybko kończyć, ale kiedy już nasza
wspólna droga zmierzała ku nieuchronnemu wydarzyło się coś, z czym do
tej pory pogodzić się nie mogę i nie chcę.
Nie rozumiem dlaczego musiało się to
stać, dlaczego właśnie takie zakończenie. Poczułam pustkę, naprawdę.
Minęło kilka dni, a ja dalej mam przed oczami scenę, która według mnie
nie miała się rozegrać, a jednak była prawdziwa. Nie dość, że rozstałam
się z najlepszą trylogią jaką do tej pory miałam przyjemność czytać, to
jeszcze musiałam doświadczyć.... Ehhh. Dlaczego?
Jeszcze jedno, na sam koniec. Niepokorne
są tak przepięknie napisane, wręcz namalowane językiem na jego
najwyższym poziomie, coś niesamowitego. Niby czytałam a byłam tam,
wewnątrz, jakbym przyglądała się na uboczu, po kryjomu uczestnicząc w
życiu trzech niezwykłych kobiet. Pożegnania nadszedł czas, a ja chciałam
ze swojej strony podziękować pani Agnieszce Wojdowicz za przepiękne Niepokorne w moim sercu pozostaną na
zawsze. Trylogia, którą należy przeczytać.
Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Papierowy Pies
No i w końcu mnie skusiłaś. :) Zobaczę jak odbiorę pierwszy tom.
OdpowiedzUsuńNiestety, ale przeczytałam tylko pierwszy tom. Muszę koniecznie nadrobić dalsze części, ponieważ "Eliza" niesamowicie mi się podobała.
OdpowiedzUsuńKsiążka bardzo mnie kusi, bo dziewczyna z okładki bardzo przypomina moją koleżankę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dużo dobrego słyszałam o tych powieściach, ale jakoś nie po drodze mi z nimi było. Teraz wiem, że koniecznie powinnam nadrobić, bo dawno nie czytałam książek, w które można się tak mocno zaangażować.
OdpowiedzUsuńA widzisz, jednak dałaś radę i pięknie Ci wyszło:)
OdpowiedzUsuńMimo Twojej pochlebnej recenzji jakoś nie mam przekonania do tej trylogii, ale nie skreślam jej całkowicie.
OdpowiedzUsuńMam zamiar przeczytać wszystkie trzy, aczkolwiek jak dotąd w bibliotece ich nie widziałam, więc nici z lektury. :(
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę zapoznać się z tym i poprzednimi tomami. Rzadko zdarza mi się czytać recenzje tak bardzo wychwalające jakieś książki. Widać, że pokochałaś te książki. Sam bardzo chciałbym się przekonać o ich niezwykłości. :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jest to jedna z moich ulubionych serii: ciekawa, wciągająca i dopracowana w każdym elemencie, od postaci po język. Mam nadzieję, że autorka szykuje kolejny cykl. ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę serię! :)
OdpowiedzUsuńO, Papierowy pies - kiedyś do nich pisałam i mnie olali :P ale cóż... książki i tak mają fajne :D
OdpowiedzUsuń