sierpnia 13, 2016

sierpnia 13, 2016

Niepokorne. Judyta




Chyba już od pierwszego tomu tej jakże przepięknej trylogii rozpływam się nad zachwytami dotyczącymi stylu autorki. Bo pisać niby każdy może i potrafi, jednak tworzyć dzieła, nie każdy.  Pani Agnieszka Wojdowicz już w Elizie przeniosła czytelnika do czasów jakże odległych i trudnych, gdzie kraj nasz został podzielony pod władze zaborców i chociaż Polska nie istniała na mapach, to w sercu każdego mieszkańca dalej nią była. I właśnie na tym tle historycznym poznaliśmy główne bohaterki, Elizę, Klarę oraz Judytę. Myślę, że każda z tych kobiet podbiła serce czytelników, ale też wiem, że była jedna plasująca się w czołówce, nad której losem nie tylko ja się przejmowałam. Dlatego z takim zniecierpliwieniem ale i smutkiem oczekiwałam finalnej części.  Kiedy już otrzymałam nie chciałam czytać, nie chciałam się jeszcze rozstać. Niestety wszystko w życiu ma swój początek i koniec, trzeba nauczyć się temu sprostać. Dlatego też lektura Judyty już za mną, a jakie są wrażenia, jakie emocje towarzyszyły podczas czytania? 

Nadeszła pora by trzy przyjaciółki, których życie potoczyło się różnymi ścieżkami w końcu się spotkały, omówiły na jakim etapie się znalazły i czy mogą uznać podjęte decyzje za słuszne. Bo jakby nie było każda z nich miała swój charakter, każda chciała decydować o sobie tak, by nie stać się bezwolną i podporządkowaną konwenansom matkom i żonom. Owszem, szukały szczęścia u boku mężczyzny, ale miały też ambicję, chciały czegoś więcej, aniżeli dzieci i prowadzenie domu. Samozaparcie oraz charyzma jaką się odznaczały na samym początku jakby gdzieś straciła na swojej mocy, okazało się, że dorosłość to nie zabawa, a podejmowanie ryzykownych decyzji gdzie z każdej strony zagraża zaborca nie są już przelewkami. 

Eliza, szczęśliwa żona i matka. Chyba jako jedyna może powiedzieć, że czuje się spełniona. Anton okazał się wyrozumiałym i oddanym mężem. Mogła ukończyć szkołę, zająć dziećmi przy pomocy siostry oraz próbować siły we farmacji, na tyle ile pozwalały jej możliwości. Mimo wszystko czuła, że jest we właściwym miejscu z odpowiednim człowiekiem u boku. 
Klara, od zawsze zbuntowana, jej silna osobowość  i niechęć do otaczającej sytuacji politycznej cały czas popychają do niebezpiecznych i ryzykownych poczynań. Czy możliwe jest by ukryty bunt wniósł zmiany do i tak nieciekawego położenia Warszawy? Kobieta żyje w przeświadczeniu, że podejmując ryzyko może coś zdziałać, tylko czy nie karmi się iluzją?  
Judyta, moja ulubienica - po wszystkich traumatycznych przeżyciach wydawać by się mogło, że w końcu odnalazła spokój i stabilizację, ale czy na pewno? Żyjąc z Maxem niczego jej nie brakuje, ich córeczka jest zdrowa. Mają dom, ona może zająć się pracą przy batikach. Wiedeń jest bardziej przychylny. Tylko sama Judyta czuje niedosyt. Jak gdyby czegoś jeszcze brakowało, a cała otoczka szczęścia była tylko na pokaz dla publiczności, zaś ona sama czeka na coś albo na kogoś.   Jej niespokojna dusza wyrywa się do osoby, która niegdyś była bardzo ważna, dla której mocniej biło serce.  Przypadkowe spotkanie z Maurycym będzie katalizatorem, popcha kobietę do podjęcia wielu decyzji, a ich konsekwencje, jak to w życiu. Będą różne. 

Trzy przyjaciółki, minęły czasy nastoletnich mrzonek, bujania w obłokach. Znalazły się na etapie gdzie stabilizacja wpycha się drzwiami i oknami duszy. I nie pora przestać szukać tego co już dawno nieosiągalne, bo można przeoczyć coś ważnego tutaj obok. 
Jakie będzie zakończenie, co zgotowała swoim bohaterkom pani Agnieszka Wojdowicz? Możecie być pewni, że takiego finału się nie spodziewacie.... 

 Na początku muszę napisać o wydaniu. Cała trylogia prezentuje wprost przepięknie. Zrobiłam zdjęcie całości ponieważ musiałam ukazać tym, którzy jeszcze nie czują się zdecydowani, że okładki jak i wnętrze są na jak najwyższym poziomie. Uczta dla oczu i duszy. O samej fabule za chwilkę napiszę, bo i należy pogratulować wydawcy postarania się o przepiękną szatę dla książek. Jestem po prostu zachwycona. 
 
Wracając do tej ostatniej, tej oczekiwanej, której losy tak bardzo mną zawładnęły. Przyznam się, że zachowanie Judyty drażniło mnie, nie do końca rozumiałam motywów jej postępowania. Ponieważ jako jedyna dostąpiła od mężczyzn tak wiele przykrości, doświadczyła dramatów w sferze uczuciowej. I kiedy okazało się, że znalazł się Max, kochający kobietę ponad wszystko, troskliwy i oddany, ta zaczęła kombinować. Inaczej nie potrafię tego nazwać. Dla mnie Judyta kombinowała. Miała dom, córeczkę i mężczyznę o którym nie jedna mogła sobie pomarzyć, zwłaszcza w tamtych czasach. I nagle jeden wyjazd do Zakopanego, jedno spotkanie z Maurycym zaważa na wszystkim co z takim trudem budowała wraz z Maxem. Nie potrafiłam tego pojąć. Tłumaczenia, że dziesięć lat temu go kochała i to uczucie odżyło było tak mdłe jak nie powiem co. W dodatku kogo ona kochała, chyba nie tego człowieka, którym był teraz, ponieważ w ciągu tych kilku lat oboje się zmienili. I tak naprawdę się nie znali, więc tym bardziej decyzje jakie podejmowała jak dla mnie, były zbyt pochopne i bezmyślne. Zwłaszcza, że nie chodziło o nią samą, ale i również córeczkę. 

W tej części Judyta, moja ulubienica, z każdą kolejną stroną zniechęcała mnie do siebie coraz mocniej, aż w pewnym momencie miałam ochotę złapać ją za ramiona, potrząsnąć i powiedzieć "kobieto ocknij się!". Brawo dla autorki za wykreowanie tak żywych, realnych postaci. Przez cały czas czytania nie odczuwałam tej myśli, że przecież to tylko fikcja, nie. Ja miałam przed oczami prawdziwych ludzi, których los był dla mnie tak bardzo ważny i dlatego nie mogłam pojąć co wyczyniała moja ulubienica, ale kiedy nadeszło co miało nadejść....

Polubiłam trójkę kobiet, kibicowałam każdej z nich. W prawdzie o Elizę byłam spokojna, to losy Klary oraz Judyty nie dawały spokoju, nimi się martwiłam. Bo niby ta druga miała Andrzeja, żyli razem i byli szczęśliwi, ale sprawy jakimi potajemnie zajmowała się panna Stojnowska niepokoiły. Za każdym razem kiedy wybierała się do Warszawy byłam w strachu, że tym razem w końcu zostanie złapana. Kiedy wracała czułam ogromną ulgę. 
Martwiłam się o Judytę i jej przyszłości, mając nadzieje, że w końcu  oprzytomnieje i zacznie racjonalnie myśleć.  Jednak to wszystko było moimi zachciankami, nie ja stworzyłam historię, ja mogłam ją tylko przeżywać i akceptować albo i nie, tego co spotykało bohaterów.

Muszę coś napisać, książka w momencie czytania przestaje być już tylko książką, to historia opowiadana jakże barwnym i niesamowitym językiem. Jest to niesamowita podróż w czasie. Gdzie spotykamy naszych bohaterów na ulicach miast tak dokładnie ukazanych, że oczami wyobraźni widzimy Kraków z roku 1905 na stacjach kolejowych panuje tłok i niepokój. Zwykła podróż może skończyć się rewizją, może przydarzyć coś strasznego, w każdej chwili może wybuchnąć rewolucja. Ponieważ ukazane czasy nie należały do spokojnych. A my od pierwszej do ostatniej strony żyjemy tam, na kartach powieści. Nie czytamy tylko chłoniemy. Nie mogąc się oderwać. Ja odrywałam się, bo nie chciałam zbyt szybko kończyć, ale kiedy już nasza wspólna droga zmierzała ku nieuchronnemu wydarzyło się coś, z czym do tej pory pogodzić się nie mogę i nie chcę. 
Nie rozumiem dlaczego musiało się to stać, dlaczego właśnie takie zakończenie. Poczułam pustkę, naprawdę. Minęło kilka dni, a ja dalej mam przed oczami scenę, która według mnie nie miała się rozegrać, a jednak była prawdziwa. Nie dość, że rozstałam się z najlepszą trylogią jaką do tej pory miałam przyjemność czytać, to jeszcze musiałam doświadczyć.... Ehhh. Dlaczego? 

Jeszcze jedno, na sam koniec. Niepokorne są tak przepięknie napisane, wręcz namalowane językiem na jego najwyższym poziomie, coś niesamowitego. Niby czytałam a byłam tam, wewnątrz, jakbym przyglądała się na uboczu, po kryjomu uczestnicząc w życiu trzech niezwykłych kobiet. Pożegnania nadszedł czas, a ja chciałam ze swojej strony podziękować pani Agnieszce Wojdowicz za przepiękne Niepokorne w moim sercu pozostaną na zawsze.  Trylogia, którą należy przeczytać.

Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Papierowy Pies


11 komentarzy:

  1. No i w końcu mnie skusiłaś. :) Zobaczę jak odbiorę pierwszy tom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, ale przeczytałam tylko pierwszy tom. Muszę koniecznie nadrobić dalsze części, ponieważ "Eliza" niesamowicie mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka bardzo mnie kusi, bo dziewczyna z okładki bardzo przypomina moją koleżankę.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo dobrego słyszałam o tych powieściach, ale jakoś nie po drodze mi z nimi było. Teraz wiem, że koniecznie powinnam nadrobić, bo dawno nie czytałam książek, w które można się tak mocno zaangażować.

    OdpowiedzUsuń
  5. A widzisz, jednak dałaś radę i pięknie Ci wyszło:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo Twojej pochlebnej recenzji jakoś nie mam przekonania do tej trylogii, ale nie skreślam jej całkowicie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam zamiar przeczytać wszystkie trzy, aczkolwiek jak dotąd w bibliotece ich nie widziałam, więc nici z lektury. :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Koniecznie muszę zapoznać się z tym i poprzednimi tomami. Rzadko zdarza mi się czytać recenzje tak bardzo wychwalające jakieś książki. Widać, że pokochałaś te książki. Sam bardzo chciałbym się przekonać o ich niezwykłości. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zdecydowanie jest to jedna z moich ulubionych serii: ciekawa, wciągająca i dopracowana w każdym elemencie, od postaci po język. Mam nadzieję, że autorka szykuje kolejny cykl. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. O, Papierowy pies - kiedyś do nich pisałam i mnie olali :P ale cóż... książki i tak mają fajne :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger