września 03, 2016

września 03, 2016

Czarne światło




Niesamowicie spodobał mi się opis dotyczący fabuły oraz klimatu książki. Mroczny thriller osadzony w małym miasteczku, które jak wielu uważa kryje wiele tajemnic, a tylko z pozoru wydaje się zwyczajne i nawet w pewnym sensie nudne. Grupa archeologów zajmuje się szkieletami z dziesiątego wieku, które zostały pogrzebanymi jak wampiry. Miało być bardzo naukowo, a okazuje się, że ktoś kradnie odkopane szkielety, w jakim celu? Ciekawostka i powiem szczerze cała otoczka jawiła się czymś co powinno pochłonąć i trzymać w napięciu.


Niewielkie miasteczko pod Warszawą, okoliczny cmentarz na którym znajdują się szkielety, które w odległych czasach były przykładem pochówku ludzi, a raczej istot posądzonych o złe moce, czy też bycie wampirem. Dla władz mieszkańców znaleziska i cała akcja archeologiczna to nie lada gratka w celu reklamy i wabika dla potencjalnych przyjezdnych czy inwestorów.  Niewielka grupa naukowców, a dokładniej mówiąc ekipa składająca się z dwóch profesorów, trzech studentów i pomagiera w postaci lokalnego menela - Henia.  Jednym z ważnych osobistości jest znany niemalże każdemu światowej sławy antropolog Mario Ybl. I to głównie jego przybycie podbija rangę wykopalisk i tego co też się w nich znajduje. Sam zaś główny zainteresowany niewiele sobie robi z całego szumu, ponieważ wszystko i wszystkich ma totalnie gdzieś. Tak. Mario jest człowiekiem specyficznym, każdy się nim zachwyca, wiedzy można mu tylko pozazdrościć oraz pewności siebie. 

Wszystko ładnie pięknie, tylko co dzieje się ze szkieletami, które być powinny a nie ma, to znaczy jest tylko jeden. Ukryty w bagażniku samochodu. Kolega wielkiej sławy, Adam w strachu przed kolejną kradzieżą wozi dosłownie ze sobą ocalałe szczątki. W miasteczku niby nic ciekawego się nie dzieje. Poza nawiedzonym księdzem odprawiającym egzorcyzmy twierdząc, iż  jest świadkiem ucieczki "złego" z grobu. Zaginięciem szczątek i jeszcze czegoś...

 Przyznać się muszę, że byłam niezmiernie ciekawa powyższej książki, jak wspomniałam opis miał w sobie coś, co powodowało, że moja ciekawość wręcz nie mogła się pohamować przed rozpoczęciem czytania, gdy już tylko otrzymałam swój egzemplarz książki. 
Fabuła rozpoczyna w jakimś momencie i wolno, bardzo wolno toczy się do przodu. I niby ciekawie jest, ale po pewnym czasie zaczęłam odczuwać znużenie.  Bo terminologia, którą co chwila posługiwał się słynny Mario była chwilami dla mnie niezrozumiała, brak odnośnika do wyjaśnienia wcale nie ułatwiał sprawy. Tutaj muszę napisać, że czułam się jak studentka, która opuściła zbyt wiele wykładów i teraz ponoszę karę podczas czytania. Widać, że pani Marta Guzowska wiedzę ma przeogromną, co niemalże na każdej stronie ukazywała, szkoda tylko, że ja laik w dziedzinie archeologi, antropologi i pochodnych nie miałam okazji zapoznać się z głębszym wytłumaczeniem łacińskiego nazewnictwa w omawianych przykładach, ponieważ jak większość czytelników, jestem chłonna wiedzy i skoro zdecydowałam się na czytanie książki, która nawiązuje do takiej a nie innej tematyki, to z chęcią "po drodze" dowiedziałabym się czegoś interesującego. Niestety, autorka nie wyjaśnia. Mario rzuca naukowymi stwierdzeniami jakby uważał, że każdy szaraczek "liznął" w minimalnym stopniu archeologię w szkole średniej. Oczywiście mogłam posiłkować się internetem, ale wtedy całe czytanie nie miałoby przyjemności. Udawałam, że rozumiem i brnęłam dalej w fabułę. Widać aby czytać niektóre książki należy ukończyć odpowiednie uczelnie. Szkoda. 

Co do samych bohaterów. Nie wiem czy ktoś wydał mi się pozytywny, polubiłam nawiedzonego księdza ponieważ dzięki niemu coś się działo i chwilami było groteskowo zabawnie. Mario i Pola. On doprowadzał mnie do szału i to w tej najbardziej negatywnej formie. Miał wszystkich gdzieś, liczył się tylko on, jego lęk. Nie wiem, jak można zachwycać się nad jego postacią. Typowy zarozumiały buc, który zawsze ma rację, nie rozmawia tylko drwi oraz zaszczyca łaskawie swoim jestestwem. Cóż...najwidoczniej się nie znam. Pola, dziwna kobieta. Niby twarda, niby mająca własne zdanie a jakaś mimozowata.  

Całość jawi się dosyć dziwnie. W pewnym sensie nie czuję zachwytu nad książką, ale z drugiej strony ciekawiła mnie, może dlatego, że w odległej przeszłości marzyłam o studiach archeologicznych, ale szanowna mamusia sprowadziła mnie na ziemię jednym pytanie "gdzie sobie po tym znajdziesz pracę?", jak każdy wie, życie to nie książka i cudownym sposobem po wyrwaniu dyplomu z tegoż kierunku raczej nie zostałabym zawieziona w najlepiej prosperujące wykopy, dzięki którym żyłabym sobie jak pączuś w masełku. Wracając do książki, ciekawiła mnie sprawa z zaginionymi szkieletami, komu i do czego były potrzebne, obiecana tajemnica miasteczka również wabiła, więc czekałam aż coś zacznie z biegiem czasu wypływać. No i wypłynęło, tylko dosyć długo  musiałam poczekać, a do tego czasu znosiłam humorki Ybl-a, jego irracjonalne zachowanie, chwilami tak drażniące, że miałam ochotę zamknąć go nie na godzinę, a cały miesiąc w ciemnym pomieszczeniu - bo super antropolog cierpi na przykrą chorobę, panicznie boi się ciemności. Smutek wielki.  Niespecjalnie go jednak żałowałam. 

Podsumowując, fabuła ma w sobie coś, niestety wyszło na jaw, że jestem niedouczona, ponieważ najnormalniej w świecie nie wszystko o czym bohaterowie rozmawiali rozumiałam. Życie. Nie nazwę tego thrillerem, do Kinga to raczej bardzo, bardzo daleka droga. Kto w ogóle robi tego typu porównania? Jeszcze do Kinga.. No chyba, że chodziło TYLKO o małe miasteczko. W takim przypadku zgodzę się.  Dla mnie jest to ot taki kryminał, nie wstrząsnął mną, nie poczułam strachu, nawet przez chwilę, ale nie było źle. Podejrzewam, że fani autorki oraz rzekomo uwielbianego bohatera, będą zachwyceni. W moim odczuciu książka jest dobra.


Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Burda Książki.

Data premiery - 14 września 2016

7 komentarzy:

  1. Czytałam tylko "Głowę Niobe" z cyklu z Mariem i przypadła mi do gustu. I on ma właśnie wszystkie te cechy, które sprawiają, że powinno się go nienawidzić, a mnie jakoś bawił. Ciekawa jestem, jak wypada w pozostałych częściach, więc jeśli nadrobię dwie pozostałe, to za tę też się wezmę, choćby po to, żeby samej się przekonać, jak to z nią jest;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, on nie jest zabawny. To znaczy tutaj tak okrutnie mnie drażnił, nie było ani jednej sytuacji w której mogłabym powiedzieć, że mi przypadła do gustu - z jego udziałem oczywiście. Już te księżulkowe egzorcyzmy bardziej mnie bawiły. Mario niby rzucał tym swoim sarkazmem, ale kurde no burak taki.

      Usuń
  2. Może to książka dla ludzi, którzy mają doktoraty? :) Ja mam tylko magistra, więc nawet nie będę się za nią zabierać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, a co ja mam powiedzieć? Z marnym licencjatem?;) I to w dodatku pedagogiki;) NĘDZA!

      Usuń
  3. Miałam cię prosić o pożyczenie, ale jednak spasuje, bo szkoda mi czasu na coś co by mnie zmęczyło i zirytowało...

    OdpowiedzUsuń
  4. Przymierzam się do poznania tego cyklu, więc pewnie kiedyś trafię i na tę powieść. Szkoda tylko, że fachowa terminologia nie jest wyjaśniona. Archeolog ze mnie żaden, wiec zapewne też niewiele zrozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie miałam do czynienia z pisarką, ale okładka jest rewelacyjna!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger