października 14, 2017

października 14, 2017

Szczęście w miłości



Chyba większość moich czytelników wie, jak bardzo polubiłam książki Kasie West, to też, gdy tylko w zapowiedziach pojawia się nowy tytuł, wyczekują go ze zniecierpliwieniem. Jakiś czas temu premierę miało Szczęście w miłości, jakaż była moja radość, że oto kolejny raz mogę poznać nową i z pewnością ciekawą historię — bo musicie wiedzieć, West zawsze pisze ciekawie i wciągające. Czy i tym razem tak było? I pochłonęłam książkę jak jej poprzedniczki?



Poznajemy Maddie, ot zwykłą nastolatkę, stojącą u progu końca szkoły średniej. Przygotowania do studiów idą pełną parą, nastolatka ma rozplanowaną każdą minutę życia. Nie ma mowy o głupstwach. Jeśli chce dostać stypendium na opłaty szkoły, potrzebna dobra organizacja i systematyczność.

Nie ma mowy by rodzice pomogli, sami nie bardzo sobie radzą z utrzymaniem rodziny i tak naprawdę to Maddie pomaga im, dorabiając w Zoo. Ojciec bezrobotny próbuje szukać pracy, matka jako jedyna ma etat, brat od jakiegoś czasu ma problemy w szkole. I jakoś nie bardzo próbuje rozwiązać swoje problemy.

No ale od czego jest ukochana córka i siostra. Wprawdzie ma swoje życie, ale co szkodzi do swojej listy idealności, dodać zbawienie wszystkich? No właśnie.

Zbliżają się osiemnaste urodziny, nastolatka umawia się wraz z dwiema przyjaciółkami, na wypasioną imprezę. To był żart z mojej strony, owszem dziewczyny umówiły się, na siedzenie i o dziwo, nie zakuwanie, tylko plotki. No ale, sorry, kujonki nie chodzą na imprezy, planują swoje życie. A jeśli trafia się okazja, spędzają czas na jedzeniu przekąsek.

Aha. Maddie ma dziwne skłonności do zapamiętywania statystyk, ot takie skrzywienie, a może i nie? No w każdym razie, gdy kasjerka proponuje, by dziewczyna wysłała kupon, ta zarzuca jakimiś liczbami, które mają dowodzić, że nie ma szansy na wygraną. I w myśl tej idei, po kilku godzinach, wraca, by wysłać los. Nie dlatego, że chce sprzeciwić się statystykom, ot takie szaleństwo w urodzinowy wieczór.
Jak zapewne domyślacie się, wygrywa. I to całkiem ładną sumkę. Na rączkę wychodzi trzydzieści kilka milionów. Nie pamiętam ile, bo w przeciwieństwie do Maddie, jestem straszną ignorantką liczbową.  
Ważne, że pada wygrana i od tej pory życie naszej poukładanej panny zmienia się ogromnie. No w sumie każdemu wygranemu zmienia się życie. Wielkie mi halo.  Jak zachowa się nasza milionerka? 




Bardzo lubię Kasie West, to znaczy, w jaki sposób pisze o młodych, dla młodych. I naprawdę wiele sobie obiecywałam po tej książce. Rzuciłam się na nią niczym sępy na padlinę. Jakież więc było moje rozczarowanie, gdy okazało się, że jest nijak. Dosłownie. Zaczęło się bezpłciowo. Czekałam na rozwój wypadków, bo może marny wstęp miał być tylko taką ciszą przed Bum.

I tak sobie, czekałam, czekałam i czekałam..., aż dobrnęłam do końca i gdy dotarłam do ostatniej strony, prawie popłakałam się z radości, że to już KONIEC!

Zanim jednak dobrnęłam do mety, musiałam zmierzyć z fabułą tak nudną i rozwleczoną, nie mogłam uwierzyć, że to moja ulubiona autorka poczyniła tak straszną tragedię.

Niby pomysł był fajny, bo biedna nastolatka, która ciągle bije się z myślami, jak poradzi na studiach bez wsparcia finansowego. No i ok, to jest problem. Sama musiałam zarabiać na swoje studia, nie jest niemożliwe. Dałam radę. A jaka satysfakcja. Wydać tyle kasy i nie mieć pracy. No, ale ja nie o tym.


Maddie wygrywa. Nagle jej świat się odmienia. I ok, chce obdarować rodzinę. Super. Ja bym nie dała kasy swojemu rodzeństwu. Jestem podła. Mnie nie dają. Ja też nie muszę - ot taka dygresja. Rodzicom mogłabym pałac wybudować. Oni mi pomagali (nie chodzi o pieniądze, ogólne wsparcie), teraz pora na mnie i Maddie tak robi. Pomaga rodzicom, pięknie z jej strony.  

Zastanawia się komu powiedzieć i jak. No ale haalloo. Wygrała miliony, nie jakiś biedny milionik. Tylko kilkadziesiąt. Wiadome było, że ludzie zaczną się nią interesować. Niekoniecznie z czystej sympatii. Tylko chcąc, by podzieliła się tym, co dostała. I wiecie, co mnie zaczęło denerwować?

Nie, nie chęć kupowania mega drogich szmat, pewnie od razu po wpłynięciu kasy na konto pobiegłabym do wypasionych sklepów. I poważnie, rozumiałam to zachowanie. Rozumiałam również, kiedy kupiła sobie auto zupełnie nie w jej guście. Kto bogatemu zabroni?

Nie zrozumiałam jednego. Czy ona była aż tak głupia, czy nagle rozum jej odebrało, ale jakim trzeba być ograniczonym, żeby uwierzyć w sympatię ludzi, którzy do tej pory nawet nie wiedzieli o jej istnieniu, mijali obojętnie. Teraz witających i zapraszających na kawę? Oczywiście postawioną przez Maddie — bo ją stać bardziej.

Ona tak robi, cieszy się jak głupia gąseczka, gdy podlatują nieznajomi, robią foteczki, biega na zakupy z nieznajomi, bo nagle powiedzieli, że jest fajna. Serio? Słabe strasznie.

I gwoździk programu. Sytuacja z Sethem znaczy takim jej kolegą z Zoo, naprawdę bardziej głupio nie dało się tego rozegrać.




Ogólnie, całość jest strasznie płytko i bez wyrazu napisana. Postacie są papierowe, nie można się wczuć, bo panuje jakiś nudny chaos, bardziej nużący niż budzący emocje. Tego uczucia miłości, które rzekomo było, ja nie odczułam. Tylko durnowate zachowanie Maddie, jej pseudo koleżanek i super braciszka. Z nim kolejna dziwna sprawa. Miał problem, dwa słowa, problemu już nie będzie, Bo, uwaga — OBIECAŁ... ha ha ha. Nie mam siły tego nawet komentować.

No i jeszcze absurd z pismem ze szkoły, Mój Boże, a cóż to miało być? Gwoździ do trumny było wiele, ale ten był po prostu zardzewiały i zgrzytał tak okrutnie, że aż mnie zabolało.

Nie mam pojęcia, co się stało. Nie mam pojęcia, dlaczego tak źle się stało. Ta książka jest słaba. Pisana jakby na siłę. Pomysł nie był zły, ale tak strasznie niedopracowany, że aż boli. Wmawiam sobie, że na okładce nie widnieje nazwisko West. I tego będę się trzymała.

Nie będę odradzała, nie będę też polecała. Nie moja decyzja, nie moja sprawa. Mnie książka brutalnie rozczarowała i chcę o niej zapomnieć.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Feeria.


12 komentarzy:

  1. O żesz. Nie mogłaś wcześniej napisać? Ech. Właśnie odebrałam swój egzemplarz. Pewnie stracona kasa będzie, z tego co piszesz. Ogólnie, przeziębiona jestem i sobie taki relaksujący mini-maraton akurat z książkami West robię. Dobrze, że zaczęłam od "Chłopaka z sąsiedztwa". Jeszcze nie miałam okazji spróbować nic tej Autorki i szkoda, żebym się zraziła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, wieść niesie, że tylko mnie się nie podobało :D miejmy nadzieje, że TYLKO mnie:) Daj znać jak maraton, jestem bardzo ciekawa Twoich wrażeń:)

      Zdrówka!:)

      Usuń
    2. Na razie dwie wczoraj przeczytałam: "Chłopaka z sąsiedztwa" i "Chłopaka na zastępstwo". Ta pierwsza mi się bardziej spodobała, bo taka leniwie przyjemna lekturka. Druga była peeeełna takiego typowo nastoletniego niepokoju. Jak ja się cieszę, że ten czas swojego życia mam już za sobą :D. Styl Autorki leciutki, dobrze się czyta.

      Usuń
    3. Wiesz, właśnie skończyłam tę książkę. Niby nie jest zła, ale denerwowały mnie dosłownie te same rzeczy co Ciebie.

      Usuń
    4. O widzisz, to dobrze, że nie jestem sama w swych odczuciach. A powiem Ci, że "Chłopaki" podobnie odebrałam, jeszcze super jest P.s I like You, no mnie się genialnie czytało, takie przeniesienie do czasów nastoletnich, lekko, ale jakże przyjemnie napisane:)

      Usuń
  2. Szkoda, że książka okazała się rozczarowująca :( Miałam zamiar właśnie od niej zacząć poznawać twórczość autorki, ale chyba najpierw sięgnę po coś innego, bo jeszcze się zniechęcę...
    Pozdrawiam :)
    http://czytanie-i-inne-przygody.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym proponowała P.s I like you, czy jakoś tak idzie po angielsku:)

      Usuń
  3. Za mną dopiero "P.S. I like you", która podobała mi się, więc rozważałam także przeczytanie "Szczęścia w miłości" - tym bardziej, że czytam o niej same pozytywne opinie. Teraz jednak wiem, iż zbyt mocno irytowałaby mnie ta historia, zatem za ten tytuł jednak podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo fajnie, że P.s.. Ci się spodobała:) Super, bo to moja ulubiona książka autorki:)
      A co do tej, no cóż... do mnie nie trafiła:/

      Usuń
  4. Dzięki za ostrzeżenie bo właśnie rozważałam, by zacząć czytac. Po tym co piszesz odpuszczam sobie.:)
    kocieczytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurde, ale jestem zaskoczona twoją recenzją. Naczytałam się tyle dobrego, że miałam spore oczekiwania. Tym bardziej, że uwielbiam autorkę -jak ty, a jej książki biorę w ciemno. Co prawda pomysł z wygraną średnio do mnie przemawia, ale myślałam sobie ''To West, da radę''. A tu proszę, niespodzianka. Przeczytam ją na pewno ze względu na nazwisko, kto wie, mnie może się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też jeszcze nie nic nie czytałam tej Autorki, ale muszę sama spróbować i zobaczyć jak to będzie ze mną!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger