źródło |
Dzisiaj przychodzę troszkę z innym tematem. Zupełnie nieksiążkowym.
Jakiś czas temu miałam napisać, nawet zaczęłam tekst i w końcu sobie
odpuściłam. No i jednak temat wrócił sam. Widać miałam go dokończyć.
Nie wiem, jak to się dzieje, w ostatnich latach zauważyłam dziwną tendencję. Nazwałam go sobie „najazd matek”, o co dokładnie chodzi? Nasze społeczeństwo podzieliło kobiety. Na matki i nie matki. Oczywiście mamy są kobietami spełnionymi, najlepszymi, ze wszystkimi przywilejami. Natomiast te drugie uznawane za gorszy sort. Skąd to wręcz brutalne określenie? Śpieszę z wyjaśnieniami. Chyba ze dwa tygodnie temu, prześwietlając odmęty internetu, wpadła mi, przed oczy notka, dosyć bulwersująca. Ponieważ nawiązywała do reklamy bodajże Ikei, która stworzyła film o kobietach, które z racji nieposiadania potomka, są wyrzucane z domu, a cudowne mamusie chwalą się przepięknym wystrojem chałupy. Jak można się domyślić, odzew był natychmiastowy. Reklamę zdjęto, przeprosiny wystosowano i na tym koniec.
I ja właśnie sobie pomyślałam, że nie. Nie koniec. Niby dlaczego kobiety, które świadomie rezygnują z rodzicielstwa są uważane za gorsze? Nie wiedziałam, że istnieje przymus rodzenia dzieci.
Nie wiedziałam, że wybierając inną drogę życiową, niż tą z góry narzuconą przez innych, będę uznawana za kobietę gorszego sortu.
Tak, nie mam dzieci. Nie chcę mieć. Czy moje zdanie się zmieni? Być może. Obecnie nawet nie chcę myśleć, by wchodzić w rolę matki. I o zgrozo, ja nie wiem, czy chcę brać ślub! Teraz to już w ogóle powinnam zostać spalona na stosie, ogólnie dno i pomiot szatana.
Nie chodzi o samą reklamę, już spotkałam się z dziwnymi przytykami w książkach. Gdzie autorka chyba chciała zabłysnąć wrażliwością cycem karmiących. Ponieważ jej błyskotliwe uwagi dotyczące bezdzietnej bohaterki, były wręcz żenujące. Ja się pytam, co oznacza stwierdzenie, że NIE MATKI są upośledzone emocjonalnie?!!
Sorry, idąc tym tropem, mogłabym powiedzieć, że patrząc na zachowanie niektórych mamuś, to one są upośledzone. Nie tylko emocjonalnie. Często dużo gorsze od dzieci, które piastują.
Rozumiem kobiety, które czują wewnętrzną potrzebę wydania na świat dziecka. Spoko. Cieszę się ich szczęściem. I naprawdę nie przeszkadza mi, kiedy znajome wspominają o ciąży, czy później, gdy już pojawi się dziecko na świecie. Lubię popatrzeć na ich zdjęcia i szczerze się pozachwycać.
Mało tego, przeżywam, gdy komuś coś nie wychodzi. Bo jak się okazuje, w ciążę nie każdemu tak łatwo jest zajść. I tak sobie myślę.
Osoby oceniające kobiety przez pryzmat tego, czy mają dzieci, mogą strzelić "cudowną" gafę. Bo mnie akurat bardziej irytują przytyki. Na co zresztą bardzo szybko odpowiadam, niezbyt uprzejmie. Jednak gorsza sprawa, gdy strzała pogardy trafi w kobietę od lat daremnie starającą się o dziecko. Przecież te kobiety, nie chodzą z nalepkami na czole - CHCE DZIECKO, ALE NIE MOGĘ ZAJŚĆ, NIE POTĘPIAJCIE MNIE. I czytając stwierdzenie, że jest upośledzona, bo NIE MA, może naprawdę zranić.
Nie wiem, jak to się dzieje, w ostatnich latach zauważyłam dziwną tendencję. Nazwałam go sobie „najazd matek”, o co dokładnie chodzi? Nasze społeczeństwo podzieliło kobiety. Na matki i nie matki. Oczywiście mamy są kobietami spełnionymi, najlepszymi, ze wszystkimi przywilejami. Natomiast te drugie uznawane za gorszy sort. Skąd to wręcz brutalne określenie? Śpieszę z wyjaśnieniami. Chyba ze dwa tygodnie temu, prześwietlając odmęty internetu, wpadła mi, przed oczy notka, dosyć bulwersująca. Ponieważ nawiązywała do reklamy bodajże Ikei, która stworzyła film o kobietach, które z racji nieposiadania potomka, są wyrzucane z domu, a cudowne mamusie chwalą się przepięknym wystrojem chałupy. Jak można się domyślić, odzew był natychmiastowy. Reklamę zdjęto, przeprosiny wystosowano i na tym koniec.
I ja właśnie sobie pomyślałam, że nie. Nie koniec. Niby dlaczego kobiety, które świadomie rezygnują z rodzicielstwa są uważane za gorsze? Nie wiedziałam, że istnieje przymus rodzenia dzieci.
Nie wiedziałam, że wybierając inną drogę życiową, niż tą z góry narzuconą przez innych, będę uznawana za kobietę gorszego sortu.
Tak, nie mam dzieci. Nie chcę mieć. Czy moje zdanie się zmieni? Być może. Obecnie nawet nie chcę myśleć, by wchodzić w rolę matki. I o zgrozo, ja nie wiem, czy chcę brać ślub! Teraz to już w ogóle powinnam zostać spalona na stosie, ogólnie dno i pomiot szatana.
Nie chodzi o samą reklamę, już spotkałam się z dziwnymi przytykami w książkach. Gdzie autorka chyba chciała zabłysnąć wrażliwością cycem karmiących. Ponieważ jej błyskotliwe uwagi dotyczące bezdzietnej bohaterki, były wręcz żenujące. Ja się pytam, co oznacza stwierdzenie, że NIE MATKI są upośledzone emocjonalnie?!!
Sorry, idąc tym tropem, mogłabym powiedzieć, że patrząc na zachowanie niektórych mamuś, to one są upośledzone. Nie tylko emocjonalnie. Często dużo gorsze od dzieci, które piastują.
Rozumiem kobiety, które czują wewnętrzną potrzebę wydania na świat dziecka. Spoko. Cieszę się ich szczęściem. I naprawdę nie przeszkadza mi, kiedy znajome wspominają o ciąży, czy później, gdy już pojawi się dziecko na świecie. Lubię popatrzeć na ich zdjęcia i szczerze się pozachwycać.
Mało tego, przeżywam, gdy komuś coś nie wychodzi. Bo jak się okazuje, w ciążę nie każdemu tak łatwo jest zajść. I tak sobie myślę.
Osoby oceniające kobiety przez pryzmat tego, czy mają dzieci, mogą strzelić "cudowną" gafę. Bo mnie akurat bardziej irytują przytyki. Na co zresztą bardzo szybko odpowiadam, niezbyt uprzejmie. Jednak gorsza sprawa, gdy strzała pogardy trafi w kobietę od lat daremnie starającą się o dziecko. Przecież te kobiety, nie chodzą z nalepkami na czole - CHCE DZIECKO, ALE NIE MOGĘ ZAJŚĆ, NIE POTĘPIAJCIE MNIE. I czytając stwierdzenie, że jest upośledzona, bo NIE MA, może naprawdę zranić.
Troszkę nie bardzo rozumiem też tego nacisku społeczeństwa. „Jesteś w TYM wieku, to kiedy myślisz o rozmnożeniu?” - A nigdy! I co Ci do tego?
Fakt, że nie mam i nie chcę mieć dziecka, nie powinien decydować o ocenie mojej osoby, moich uczuć i tego, jakim jestem człowiekiem. I nie życzę sobie, by w tak paskudny sposób były oceniane inne kobiety. Bo książki, reklamy czy nawet głupie żarciki w towarzystwie, wcale nie są fajne i zabawne. One są żenujące i nie sprawiają, że wasze „akcje” idą w górę.
Ja nie wstydzę i nie boję się powiedzieć, że od dzieci, bardziej cieszy mnie towarzystwo moich kotów i psa. I to za nimi tęsknie podczas wyjazdów. Nie czuję się z tego powodu wybrakowana. Bo nikt mnie nie zmusi naciskiem do zachodzenia i rodzenia dzieci. Nikt też nie będzie mnie z tego powodu obrażał. Nie piszę tego dlatego, że w głębi duszy czuję żal, bardziej próbuję zrozumieć, skąd tyle zawiści czy też jadu, jest w ludziach. I wiecie co? To właśnie cudowne matki, kierują takie słowa w stronę innych kobiet. To jest chyba największa tragedia. Kobieta przeciwko kobiecie.
Rzekomo szczęśliwe mamy, mają w sobie tyle niechęci i pogardy. Oczywiście nie wszystkie. Chociaż z przykrością muszę stwierdzić, że większość „mam”, lubi serwować uwagi - „jak ty będziesz to zobaczysz”, co zobaczę? Pieluszkę, gówienko czy może rzygi?
Niańczenie dzieci nie jest mi obce. Serio, nie robi to na mnie wrażenia. Tak, szkoda mi cycek do podawania dziecku, nie mam ochoty przytyć i chodzić z brzuchem. Moje ciało i moja sprawa co z nim zrobię, jak wielu innych kobiet.
Nie chcę czytać w książkach o tym, że jesteśmy gorsze, nie mam ochoty widzieć podobnych reklam i słuchać pseudo żarcików.
I proszę zapamiętać - MY KOBIETY BEZDZIETNE NIE JESTEŚMY GORSZYM SORTEM ! ! !
Popieram Cię całym sercem. Sama teraz jestem w podobnej sytuacji i nie jest łatwo...
OdpowiedzUsuńZupełnie się z Tobą zgadzam. Nie każdy musi być rodzicem. Rodzicielstwo powinno, być świadome, a nie dlatego, że tak należy. Matka, która nie ma dziecka nie jest gorsza. My kobiety mamy prawo decydować.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie napisane, serio. Moje zdanie znasz, jesteśmy można powiedzieć, po dwóch stronach barykady, ale nie przeszkadza nam to się dogadać, rozmawiać na przeróżne tematy. Żadna z nas się nawzajem nie ocenia. Wiesz, jaka u mnie była sytuacja. Jak na początku nie chciałam, potem chciałam ale nie wyszło. Nienawidzę zaglądania komuś do łóżka.
OdpowiedzUsuńTo, czy chce się mieć dzieci, czy nie, powinno być - według mnie - sprawą alkowy (ah, jak mi to zabrzmiało!). Mam koleżanki, które starają się o dziecko, a także takie, które zapierają się rękami i nogami od macierzyństwa i nic mi do tego :) lubię i te i te :) nie wolno nikogo krytykować, przynajmniej nie przez przekonania :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście masz rację - takie zjawisko ja też zaobserwowałam. Ja sama mam dwójkę dzieci i po wychowaniu tego starszego doszłam do wniosku, że nie wyobrażam sobie wychowania dziecka jeśli tego dziecka się nie chciało. Ja chciałam i jak przychodzi sytuacja kryzysowa, gdzie dziecko najzwyczajniej w świecie mnie denerwuje, zawsze sobie w myślach to powtarzam: "chciałaś mieć...". A jeśli ktoś nie chce mieć dziecka, a ma, to moim zdaniem ucierpi tylko dziecko.
OdpowiedzUsuńPoza tym jestem przerażona, że kobiety same siebie tak klasyfikują, a przecież urodzenie czy nie urodzenie dziecka nic nie zmienia w naszym umyśle! I uważam, że osoby, które świadomie podjęły decyzję o niechceniu dzieci i otwarcie o tym mówią są odważne i mają mądre podejście.
I jeszcze jedna kwestia, którą też poruszyłaś i spotkałam się dokładnie z taką samą sytuacją w życiu: jedna osoba robiła przytyczki kobiecie, która nie ma dzieci, bo nie może mieć, ale nie chwali się tym wszem i wobec, a takie uwagi po prostu ją zraniły...
Zgadzam się z tobą w 100%. Też zauważyłam to zjawisko gdzie "matki" krytykują, oceniają, pouczają i komentują. Najczęściej spotykam się ze słowami, które napisałaś "jak będziesz miała dziecko sama zobaczysz". Ale cios poniżej pasa to matki komentujące i wyzywające kobiety, które dzieci mieć nie mogą. I bardzo dobrze napisałaś - a co jeśli kobieta akurat stara się dłuższy czas, ale nie może zajść? Albo kobieta, która pragnie dziecka a jest bezpłodna? Taki komentarz może bardzo skrzywdzić. Ja mam wrażenie, że matki (nie wszystkie oczywiście, ale spora część) mają wyprane mózgi. Niestety, ale taka prawda.
OdpowiedzUsuń