Nie czytywałam biografii, nie ciągnęło
mnie do zagłębiania się w życie znanych ludzi. Nie wiem, mam wrażenie,
że są tematy, o których nie powinno się wiedzieć. I pewnych granic po
prostu nie przekraczać. Co więcej, jak można ocenić zwierzenia drugiej
osoby? Bo uważam, że w pewnym sensie, opowieść, jaką odkrywa dana osoba,
jest w pewnym stopniu zwierzeniem dla czytelników. Jak dalece
prawdziwe? Tutaj pozostaje mieć zaufanie do autora.
Jakiś
czas temu zainteresowała mnie rozmowa Tadeusza Woźniaka z Witoldem
Górką i nie dlatego, że jestem jakąś specjalnie wielką fanką muzyka. Po
prostu coś sprawiło, że poczułam chęć przeczytania. A jakie są moje
wrażenia po zakończonej lekturze?
Tadeusza
Woźniaka zna większość, oczywiście dla większości znakiem rozpoznawczym
jest słynny "Zegarmistrz światła", myślę, że tutaj nie powinno być
wątpliwości. Jednak zanim powstał ten niepowtarzalny utwór, Tadeusz
Woźniak przebył długą drogę, by znaleźć się w tym miejscu, w którym
jest.
Swoją
opowieść zaczyna od początku. Czyli dzieciństwa w powojennej Polsce,
wspomnienia te są bardzo intymne, muzyk opowiada o biedzie, z którą
zmagała się rodzina, co nie znaczy, że w ich domu czuli się
nieszczęśliwie. Wtedy były ważniejsze sprawy. Warszawa powstawała na
nowo z gruzów. Jako dziecko biegał pomiędzy gruzowiskami i widział, że
oto na jego oczach dzieje się coś ważnego.
Później
nastąpiła zmiana ustroju, wielu kojarzącym ze złem i uciskiem. Jednak
dla kogoś, kto wychowywał się w naprawdę trudnych warunkach, trudno jest
stanąć przeciwko temu, co sprawiło, że mógł pobierać nauki w dobrych
szkołach, odbić się od przysłowiowego zera społecznego. Nie oszukujmy
się, po wojnie było trudno się dorobić.
Woźniak
w swoim wywiadzie jest niesamowicie szczery, co sprawia, że czyta się
go niespodziewanie lekko, nie ukrywa popełnionych błędów, które w taki
czy inny sposób zmieniły bieg przyszłości. Opowiada o znajomościach,
mniej lub bardziej ważniejszych. Swoim odkrywaniu muzyki. Pierwszych
wyjazdach w trasy koncertowe, nagranych płytach. Procesu powstawania.
Czytałam
z ogromnym zainteresowaniem. Z początku obawiałam się, że może
popełniłam błąd, sięgając po tę książkę. Na szczęście moje obawy bardzo
szybko się rozwiały. Dodatkowo książka została wzbogacona fotografiami z
różnych etapów życia artysty, możemy podejrzeć, jak wyglądała okładka
pierwszej płyty, poznać z historią powstania, jak wyglądały produkcje
muzyczne w czasach PRL-u. Mnóstwo ciekawostek, które sprawiły, że
ujrzałam Tadeusza Woźniaka, nie tylko jako znanego muzyka, ale człowieka
latami dążącego w określonym kierunku. Ta droga była różna, zdarzały
się wyboje, zakręty, ale jednak cel zostawał ten sam.
Jestem
mile zaskoczona książką, tego, jak dobrze się ją czytało. I przyjemnie
wracało do przerwanych rozdziałów. Myślę, że każdy, kto jest ciekawy
tego tytułu, nie powinien zwlekać. Warto nabyć i podczytywać. Po prostu
pozwolić sobie, wczuć się w rozmowę dwóch mężczyzn, wyobrazić, o czym
opowiada Tadeusz Woźniak. Naprawdę warto.
Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu DużeKA.
O widzę nie tylko ja nadrabiam zaległości :P :P
OdpowiedzUsuńCzytałam, chyba z rok temu, dobra, naprawdę dobra i ciekawa książka.
Jeśli będę miała możliwość,być może po nią sięgnę.:)
OdpowiedzUsuńJa też nie czytuje biografii... a teraz jedną czytam. Może gdy bardziej będę zaciekawiona życiem znanych osób - skusze się.
OdpowiedzUsuń