lutego 03, 2018

lutego 03, 2018

Dwanaście niedokończonych snów


Tak wiem. Święta już dawno za nami. Klimat jakby też przeminął, a ja nagle się obudziłam z książką iście gwiazdkową, no ale mam swoje wytłumaczenie. Po pierwsze czekałam aż będzie dostępna w formie e-book, po drugie, gdy miałam dosyć czekania i już gnałam zakupić, okazało się, że w księgarni brakło egzemplarzy. A, że jestem wierna tylko tej jednej, której reklamować nie będę, bo nie. To czekałam dalej na e-booka. No i ostatnio postanowiłam sprawdzić, czy jest i był! Od razu zabrałam się za czytanie, gdyby postanowił nagle zniknąć albo coś. I przeczytałam.

 
 
Główną bohaterką jest Momo, nazwa ta jest skrótem od nazwiska i imienia, ale dla ciekawych nie będę pisała. Niech sami się dowiedzą. Momo ma 28 lat, mieszkanie i własną galerię, tworzyła w niej dzieła z przedmiotów codziennego użytku. Praktycznie wszystko może stać się surowcem wtórnym, mającym drugie życie i nawet przeznaczenie.

Kobieta ma 28 lat, matkę i ciotkę, a nawet byłego męża. Żyje w swoim poukładanym życiu. Otacza się dwoma bezpiecznymi kolorami. Czarnym i białym. Czerń do ubierania, biel mieszkania. Ot taka równowaga. Zdaniem Momo, która nie znosi feerii barw, ogólnie ma dosyć osobliwe podejście do wielu spraw codziennych. Na przykład pożywianie. Zjada coś tam, bo musi. Gdyby zapytać co lubi, jaką potrawę, byłby z tym problem.

Świat kobiety jest prosty i przewidywalny. Czyli bezpieczny. Bez nieoczekiwanych wydarzeń, które mogłyby wytrącić z równowagi. Zburzyć ścianki w jej prostym pudełeczku.

Wszystko do pewnego dnia, a raczej nocy. Gdy we śnie zaczynają atakować kolory. Mnóstwo kolorów, których Momo nie może znieść. Gdzie podziała się bezpieczna czerń? Co z bielą? Dlaczego kolory, jeśli ona ich nie lubi, nie myśli nawet o nich. I przede wszystkim. Dlaczego ciągle śni ten sam sen, kończący się w podobnych momentach?

 
 
 
Kiedy tak czekałam sobie na książkę, wyobrażałam sobie ten typowo świąteczny klimacik. Taki wiecie, piernika z lukrem, albo herbaty z pomarańczą i czymś korzennym. I gdy tak zaczęłam czytać, moją pierwszą myślą było — Jak u licha świąteczna historia?? Bo o świętach tam nie praktycznie zbyt wiele. Atmosfera żadna, tylko pudełko bohaterki, jej dziwactwa i jakieś nudne życie. Potem poznałam matkę, zajmującą może dziwnym, acz potrzebnym fachem. I szczerze ja bardzo podziwiam ludzi pracujących w takich miejscach, tym bardziej fascynowały mnie opisy związane właśnie z matką.

No i gdy tak próbowałam zrozumieć, o co chodzi, że okładka świąteczna, a książka jednak nie, i zaczęłam się bać, że chyba jednak moje pierwsze rozczarowanie. Na plan wjechała ciotka Rebeka. I powiem szczerze, rozłożyła mnie na łopatki. Pomijając fakt, jej sposobu bycia i wypowiedzi, to po prostu uwagi rzucane, były naprawdę w punkt. I serio, dają sporo do zastanowienia.

Oczywiście kręcimy się wokół snów, zielonego swetra, a raczej właściciela tegoż fragmentu garderoby, sensu tego, co widzi bohaterka, a my razem z nią. I tak podczas czytania, przynajmniej ja, doszłam do wniosku, że jednak nie będzie tego piernika i w ogóle maku. Bo tutaj chodziło o coś zupełnie innego. No i podobało mi się to, naprawdę. Może niezbyt choinkowe, niezbyt gwiazdkowe. Bo bardziej analizujące istotę tego i owego. A jednak bardzo przydatne.

Nie ma tutaj pięknych opisów o ubieraniu choineczek, bieganiu za prezentami. Poznajemy Momo, która gdzieś na pewnym etapie, zamknęła się w sobie i, mimo że żyła to stanęła obok tego swojego życia. Razem z nią wyruszamy w podróż. Gdzieś tam przewijają się różni towarzysze, bo i matka próbuje zrobić coś, co pomoże zrozumieć wydarzenie sprzed wielu lat, które przyczyniło się do osobowości córki.

Kolejny raz było naprawdę magicznie, może nawet bardziej niż się spodziewałam. Było troszkę smutno, troszkę refleksyjnie. Bo postać Momo, to tak naprawdę wielu z nas, w mniejszym lubi większym stopniu.

No ale ja, pokochałam Rebekę, i normalnie doszłam do wniosku, że co tam e-book, książkę, tak czy siak, muszę kupić. A miałam oszczędzać. Nie ma lekko.

Cóż mogę jeszcze napisać, to nie jest typowa bombkowa historyjka, ale ma w sobie naprawdę świetne coś, bardzo przypadła mi do gustu. Nie wiem, czy są ochotnicy czytania po świętach, ale ręczę całym swym hejterskim, czarnym serduszkiem. Można śmiało i po świętach. Polecam!



Książkę przeczytałam dzięki Legimi.pl


7 komentarzy:

  1. Chcę przeczytać tę książkę, ale jednak poczekam na kolejne Boże Narodzenie.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można czekać, ale na powaznie nie ma potrzeby. Mało tam samych świąt:)

      Usuń
  2. Zainteresowałaś mnie. Tymi kolorami, snami i powiewem magi. Pal pies świąteczny klimat :P i wybacz, ale muszę to znowu napisać :D jak tu u Ciebie jest ślicznie!!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sny są dziwne. Na to się przygotuj xD Ale w pewien sposob wciągają.
      I dziękuję za miłe słowa o mojej stronie. Jako ta zła i ogólnie źle pisząca chyba powinnam mieć tu czarno. A najlepiej wcale hi hi;)))

      Usuń
  3. Faktycznie Momo była najnudniejsza, za to reszta bohaterek - rewelacja! :) Generalnie mocno stąpam po ziemi, także nie przepadam za bajkowymi wątkami wplecionymi w fabułę, ale tutaj jakoś go przełknęłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że u mnie z bajkowymi klimatami zależy od nastroju, no ale byłam już nastawiona na te choinki, łańcuchy i nagle taka Mimo :D aż zwątpiłam czy dobra książka. Zupełnie nie świąteczna a jednak fajna. No i Rebeka, aż sobie co ciekawsze cytaty zachowałam:)

      Usuń
  4. Książkę mam już zapisana na swojej liście do przeczytania!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger