lipca 12, 2018

lipca 12, 2018

The Kissing Booth - książka i film




Wiele razy pisałam, że lubię czasem poczytać książki, kierowane typowo do nastolatek. I chociaż wiem, że w każdym momencie, mogę się rozczarować, to jednak i tak czytam. Mam chyba słabość, do czasów, które mimo wszystko, wspominam z pewnym sentymentem. Chociaż moje nastoletnie lata, diametralnie się różnią od tych, jakie możemy zobaczyć u Amerykańskiej młodzieży. Inna mentalność chyba i w ogóle. No w każdym razie, pierwsze zakochania się mają ten fajny urok i właśnie do niego lubię wracać, czytając takie książki.


Tym razem padło na The kissing Booth, książkę oraz film. Najpierw przybliżę fabułę książki, a później lekko nakreślę film, porównując podobieństwa i ewentualne rozbieżności. 

Poznajemy Rochelle i Lee, dwójkę przyjaciół. Są ze sobą od zawsze. I to pisząc, mam na myśli chwilę, w której pojawili się na świecie i zaczęli wspólną przygodę. Urodzili się tego samego dnia, a ich matki, były najlepszymi przyjaciółkami. No i siłą rzeczy, po prostu byli razem, niemalże jak bliźnięta.


Stanowili komplet, rozumieli się bez słów. Chyba nawet razem chorowali. Tak bardzo, byli ze sobą zgodni. I nie, oni nie byli po kryjomu w sobie zakochani, to takie rodzeństwo z innymi rodzicami.

Lee miał starszego brata — Noah, oczywiście Elly go znała, w końcu razem się wychowywali, jednak o ile ze swoim rówieśnikiem dogadywała się bez słów, tak starszy brat Flynn, doprowadzał ją do szału. Nie dość, że był obłędnie przystojny, to w dodatku arogancki i czepliwy. Dlatego ich rozmowy, przypominały kłótnie, niż zwykłą wymianę zdań.

A wszystko przez budkę z pocałunkami. W szkole miała się odbyć impreza — zabijcie mnie, nie pamiętam jaka okazja. W każdym razie, Elly i Lee należeli do jakiejś tam grupy w samorządzie szkoły, musieli więc wymyślić atrakcję dobroczynną na imprezę. W końcu wymyślili. Budkę z pocałunkami. Ironia losu, jeśli chodziło o dziewczynę, która nigdy wcześniej nie całowała się z żadnym chłopakiem.


Jak się można domyślić, impreza na czele z budką, wywołała lawinę zdarzeń, które wniosły wiele zmian do życia Elly, Lee i Noah. 

No i teraz zgrabnie mam nadzieje, przejdziemy do słów kilku na temat filmu. 

Jak wszystkim wiadomo, film zawsze różni się od książki — dlatego nie bardzo lubię, oglądać adaptacje, które często, są zbyt rozbieżne od tego, co przeczytałam. Czasem jednak zdarza się, że mimo zmian, produkcja wychodzi zadziwiająco dobrze, a jak było w tym przypadku?

Przede wszystkim aktorzy, nie mogłam się wczuć, postać Elly (Joey King)  - do mnie ta aktorka w ogóle nie przemówiła. Grała strasznie, no i co gorsza. Gryzła się z wizerunkiem książkowej Elly, no po prostu nie trafiła do mnie. I najgorsze. W książce dziewczyna była normalną nastolatką, miała swoje koleżanki, kolegów. Nie jakaś sierota, jak to ukazane zostało w filmie. Niech mi ktoś wyjaśni. W jakim celu została sprowadzona do szkolnej idiotki?



Lee (tutaj w tej roli Joel Courtney) grał całkiem dobrze, w sumie jego postać, została spłaszczona, zbyta ciapowato ukazana. Bo książkowy Lee, absolutnie nie był ciamajdą, którą wyśmiewały szkolne piękności. I nigdy nie było ukazane, by chłopak, czuł się gorszy od swojego brata. Hallo, kto na to wpadł?

No i wreszcie Noah (Jacob Elordi) jest to, jedyna postać, dzięki której, wytrzymałam ten film. Naprawdę, wiem, jestem stara i w ogóle. Jednak ten aktor, był miodem na moje oczy i uszy. Przyjemnością było samo patrzenie na niego, a już jak zaczął mówić. No, chociaż z tym jednym w filmie się udało.  Myślę, że Elordi, ma predyspozycje do porządnej kariery w show biznesie filmowym.


Książka, jak i film, nie należą do wymagających. Literatura należy do tych niższych lotów, no a film został już w ogóle tandetnie wykonany. Jednak jeśli mam porównać. Książkę czytało się z przyjemnością, był fajny klimat młodzieżowy, chwilami słodko i nawinie, jednak nie rzutowało jakoś negatywnie na odbiór. Wiadomo, romans młodzieżowy rządzi się swoimi prawami. Było motylkowo, było chwilami dramatycznie. Cała plejada emocji, tak charakterystycznych do wieku, który reprezentowali bohaterowie. I mnie się one bardzo podobały, chociaż chwilami Elly, była zbyt ckliwa i rozdmuchiwała problem, do rangi katastrofy narodowej. No ale, nastolatki przeważnie tak mają, przeżywają całą sobą.


Niestety, nie mogę napisać zbyt wiele dobrego o filmie. Sceny, które zmieniono, były w moim odczuciu, gwoździami do trumny zniszczenia. Nie wiem, dlaczego tak została spłycona fabuła, która i tak nie miała wysokiego poziomu. A sprowadzenie Elly, do postaci pustej i nieogarniętej panienki, było wręcz niesmaczne i głupie. No ale, może bym jeszcze przeżyła, gdyby całość mimo wszystko się broniła. Sam Noah (Elordi) ocalić filmu nie zdołał. Był wprawdzie bardzo dobrej jakości, ale tylko, chusteczką na otarcie łez rozczarowania.

I teraz moja porada, ja bym oczywiście kierowała się, by przeczytać książkę, ponieważ jest bardzo lekko i niesamowicie przyjemnie napisana. A jeśli ktoś wybierze film, niechaj nie czyta. Chyba że nie będzie siedział i jak ja, denerwował się zmianami, jakie nastąpiły.


Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Papierowe Motyle.

10 komentarzy:

  1. Sprawdzę i książkę i film. ;) Ciekawe, jak ja je odbiorę.

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba książka dla młodszych czytelników niż ja. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Też czasami lubię poczytać młodzieżówki aby zobaczyć jak inni przeżywają też ciężki okres ;)
    Książka wydaje się być dosyć przyjemna więc z chęcią przeczytam, a filmu raczej obejrzę, bo po tym co zrobili z "Duff" przestałam oglądać wszystkie adaptacje :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Chociaż nie jestem już nastolatką to ja też czasem lubię przeczytać książkę skierowaną do młodzieży. Może kiedyś się skuszę na tę pozycję, a potem na film. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałam, ani nie widziałam, ale trzeba będzie to zrobić :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. "The Kissing Booth" to dobry tytuł i polecamy go w wersji papierowej! Idealna, lekka książka na wakacje, którą będzie czytać się przyjemnie szczególnie na hamaku lub ulubionym leżaku. Doskonała pozycja na wolne dni!

    OdpowiedzUsuń
  7. Tym razem chyba jednak nie dla mnie....

    OdpowiedzUsuń
  8. Niższe loty niż niższe loty - strach się bać. :P
    Ja jakoś zupełnie nie mam chęci do czytania młodzieżówek. Może za jakiś czas, jak rzeczywiście zatęsknię za tamtymi czasami. Na razie nie tęsknie. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie czepiaj się lotów :D Wiesz tu był wybór między złem i większym złem :D Sama rozumiesz. A poważnie, książka nie jest zła, patrząc na dzisiejsze młodzieżówki :D

      Usuń
  9. Ja raczej książki nie przeczytam, bo obawiam się, że mogę się nudzić. Jakoś nie do końca ten tytuł mnie przekonuje. Nie wiem dlaczego, bo jeszcze na długo przed wydaniem jej, byłam zaintrygowana tą historią. Może oczekuję jednak czegoś więcej. Jeśli natomiast chodzi o film, to myślę, że kiedyś dam mu szansę. Ale też nie w najbliższym czasie, bo już oglądając zwiastun, aktorka mnie nie przekonała. Ma coś w sobie, co nie do końca mi odpowiada :D Jednak jak napisałam, kiedyś pewnie go obejrzę, z czystej ciekawości :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger