Byłam bardzo ciekawa tego tytułu. Po pierwsze, dotychczas, książki
autorki, które przeczytałam, dotyczyły młodzieży. No i tam,
niespecjalnie się odnalazłam. Mimo że czasem, lubię sięgnąć po ten
gatunek. Tym razem, padło na tematykę poważniejszą, sprawy małżeńskie i
tak dalej. Stwierdziłam, do trzech razy sztuka.
Moja twoja wina, zapowiadała się interesująco, no i tak w pewnym sensie zwyczajnie. A proszę mi wierzyć, dobrze jest poczytać dobrą obyczajówkę.
Gdy książka dotarła, zasiadłam do czytania. Troszkę czasu upłynęło od zakończenia, nadeszła pora, by napisać, jakie wrażenia na mnie wywarła.
Moja twoja wina, zapowiadała się interesująco, no i tak w pewnym sensie zwyczajnie. A proszę mi wierzyć, dobrze jest poczytać dobrą obyczajówkę.
Gdy książka dotarła, zasiadłam do czytania. Troszkę czasu upłynęło od zakończenia, nadeszła pora, by napisać, jakie wrażenia na mnie wywarła.
Urszula jest żoną, która swojemu mężowi bardziej nadskakuje, niż partneruje. Mieszkają razem z jego rodzicami, układa się między nimi poprawnie. Mamusia męża kocha synową, syna również. Gotuje im obiadki. No można powiedzieć sielanka i miłość. Aż może zemdlić. No i w końcu komuś zrobiło się za słodko.
Tego dnia, Ula pojechała do centrum handlowego po prezent. Zmęczona chodzeniem, postanowiła napić się kawy i może zjeść jakieś ciastko. Weszła do knajpki i stanęła jak wryta. Przy jednym ze stolików, siedział jej własny mąż z młodą dziewczyną. I sytuacja wcale nie pozostawiała złudzeń.
Później sprawy potoczyły się jakoś same. On powiedział o zdradzie, o tym, że w sumie kocha tylko żonę, ale potrzebuje czegoś więcej. Ona zdecydowała się na rozwód. Mimo próśb teściowej i matki.
Mieszkać w domu wiarołomnego męża, zamiaru nie miała. Do rodziców wrócić nie było mowy. No ale, jak to w książkach bywa, nasza bohaterka miała co? Ano spadek, w postaci domku na wsi. Do którego postanowiła się przeprowadzić. I tutaj zaczynają się dziać bardzo zabawne rzeczy. Znaczy, mnie bawiły.
Bo Ula, jak dla mnie, to postać kobiety wybitnie głupiej. Mąż ją zdradza, wykorzystuje jej naiwność jak może, ale ona mu wierzy. Bo on tak ładnie mówi. I dalej nabiera się na jego czar. Ula przecież mentalnie ma chyba 15 lat, więc nie myśli jak dorosły człowiek. Nawet świadomość, że ten sam słodko mówiący mężczyzna, mieszka z kochanką, nie działa trzeźwiąco. Cóż, dla mnie po prostu głupota i nic innego.
Należy wspomnieć, że rodzina naszej bohaterki, jest dosyć osobliwa. Z siostrą prowadzą dziwną rywalizację, matka i ojciec też jacyś tacy niezbyt przyjaźnie nastawieni. W sumie mamusia robiła robotę. Własnej córce.
Dlatego nasza Ula, ze swym dramatem jest sama. No nie, ma jedną przyjaciółkę, a później jeszcze zapozna się z sąsiadką. Zacofaną, wiadomo. Ludzie na wsi są ociemniali.
Kobieta po zdradzie, złamane serce. Dom otrzymany w spadku. Tajemniczy mężczyzna, na którego reaguje awersją no i coś jeszcze. Chyba każdy się domyśla finału. Tylko czy aby na pewno, wszystko jest wiadome?
Gdy decydowałam się na ten tytuł, chciałam
sprawdzić, jak mi podpasuje nieco inna fabuła. Dotycząca dojrzałych
bohaterów. Szczerze mówiąc, bardzo lubię książki obyczajowe, takie o
niby zwykłym życiu, a jednak umiejące wciągnąć. Czy tutaj akcja mnie
pochłonęła? Mam troszkę mieszane uczucia.
Zacznijmy od tego, że temat spadków, jest już tak mocno wykorzystany i znudzony, no mnie już zaczyna bawić. Musi być spadek — koniecznie dom. Oczywiście na wsi. Jakże by inaczej, byłabym w szoku, gdyby się okazało, że bohaterka musi sobie radzić w inny sposób. Wynająć mieszkanie i zaczynać jak większość. No ale w porządku. Spadek ładnie brzmi i w ogóle.
O wizerunku wsi, napisałam już na instagramie, powtarzać się nie będę. Mam nadzieje, że kiedyś przeczytam książkę, w której mieszkańcy przestaną być ukazywani, jako ciemnota, którą przybyli miastowi muszą oświecać. Nie wiem, jak ja żyłam przez te 30 lat, nie mając za sąsiada nikogo z miasta, światłego i obytego w świecie. Ano tak, już wiem. Wyrosłam na hejterkę.
No dobrze, troszkę się wyzłośliwiłam, ale nic nie poradzę, że fragmenty o młodych kobietach, lekko cofniętych intelektualnie, jawi się karykaturą. Nie lubię tego i już.
Teraz nieco o postaciach. Urszuli nie dało się polubić, to znaczy, ja bardzo nie lubię tego typu kobiet. Dlatego nie wczuwałam się w jej sytuację ani jej nie współczułam. Nie pomogła żadna solidarność jajników. Ulka dla mnie była głupia jak but.
Polubiłam pana Żuka, taki typ, który niby denerwuje, ale jednak ma w sobie to coś, co sprawia, że mimo niemiłego wrażenie, zmusza do zapoznania głębiej. I chyba to dla niego, czyta się książkę, on nadaje charakteru i tajemniczości. Wywołuje odpowiednie emocje.
Książkę czytało się dobrze, mimo wspomnianych wyżej mankamentów, które mnie rozdrażniły, fabuła na tyle ciekawiła, że z zainteresowaniem śledziłam dalsze losy bohaterów. Jedyne czego nie potrafię zrozumieć, to akcja z Żukiem i pewną dziewczyną, kto czytał, na pewno wie, kto nie, dojdzie do tego sam. Dla mnie ten wątek był zupełnie niepotrzebny. Całość byłaby jeszcze lepsza. Nie wiem, zrodziła się dziwna moda, na dramaty i tragedie, byle tylko „dowalić”, bohaterom, bo inaczej co? Książka się nie sprzeda, czy nie zainteresuje? Nie wiem, mnie i tak by się podobało, miała klimat obyczajówki, snuła się dobrym tempem. No i nagle bach, wyskakuje mi dziwna akcja, która zepsuła całość. A później to już tragedia, goniła tragedię.
Podsumowując, książkę czytało się lekko, do pewnego momentu było naprawdę bardzo dobrze. Tylko końcowe wydarzenia, zupełnie nie w moim guście. Jednak uważam, że wielu czytelnikom się one spodobają. Dlatego proszę się nie kierować moim narzekaniem. Ja po prostu, nie spotykam w codziennym życiu aż tylu dramatów i po takiej książce, nie oczekuje tragedii rodem z Antygony. Niemniej, książkę polecam, jest lekko i przyjemnie napisana.
Zacznijmy od tego, że temat spadków, jest już tak mocno wykorzystany i znudzony, no mnie już zaczyna bawić. Musi być spadek — koniecznie dom. Oczywiście na wsi. Jakże by inaczej, byłabym w szoku, gdyby się okazało, że bohaterka musi sobie radzić w inny sposób. Wynająć mieszkanie i zaczynać jak większość. No ale w porządku. Spadek ładnie brzmi i w ogóle.
O wizerunku wsi, napisałam już na instagramie, powtarzać się nie będę. Mam nadzieje, że kiedyś przeczytam książkę, w której mieszkańcy przestaną być ukazywani, jako ciemnota, którą przybyli miastowi muszą oświecać. Nie wiem, jak ja żyłam przez te 30 lat, nie mając za sąsiada nikogo z miasta, światłego i obytego w świecie. Ano tak, już wiem. Wyrosłam na hejterkę.
No dobrze, troszkę się wyzłośliwiłam, ale nic nie poradzę, że fragmenty o młodych kobietach, lekko cofniętych intelektualnie, jawi się karykaturą. Nie lubię tego i już.
Teraz nieco o postaciach. Urszuli nie dało się polubić, to znaczy, ja bardzo nie lubię tego typu kobiet. Dlatego nie wczuwałam się w jej sytuację ani jej nie współczułam. Nie pomogła żadna solidarność jajników. Ulka dla mnie była głupia jak but.
Polubiłam pana Żuka, taki typ, który niby denerwuje, ale jednak ma w sobie to coś, co sprawia, że mimo niemiłego wrażenie, zmusza do zapoznania głębiej. I chyba to dla niego, czyta się książkę, on nadaje charakteru i tajemniczości. Wywołuje odpowiednie emocje.
Książkę czytało się dobrze, mimo wspomnianych wyżej mankamentów, które mnie rozdrażniły, fabuła na tyle ciekawiła, że z zainteresowaniem śledziłam dalsze losy bohaterów. Jedyne czego nie potrafię zrozumieć, to akcja z Żukiem i pewną dziewczyną, kto czytał, na pewno wie, kto nie, dojdzie do tego sam. Dla mnie ten wątek był zupełnie niepotrzebny. Całość byłaby jeszcze lepsza. Nie wiem, zrodziła się dziwna moda, na dramaty i tragedie, byle tylko „dowalić”, bohaterom, bo inaczej co? Książka się nie sprzeda, czy nie zainteresuje? Nie wiem, mnie i tak by się podobało, miała klimat obyczajówki, snuła się dobrym tempem. No i nagle bach, wyskakuje mi dziwna akcja, która zepsuła całość. A później to już tragedia, goniła tragedię.
Podsumowując, książkę czytało się lekko, do pewnego momentu było naprawdę bardzo dobrze. Tylko końcowe wydarzenia, zupełnie nie w moim guście. Jednak uważam, że wielu czytelnikom się one spodobają. Dlatego proszę się nie kierować moim narzekaniem. Ja po prostu, nie spotykam w codziennym życiu aż tylu dramatów i po takiej książce, nie oczekuje tragedii rodem z Antygony. Niemniej, książkę polecam, jest lekko i przyjemnie napisana.
Ja sama mam ochotę przeczytać jakąkolwiek książkę autorki pomimo tego, że rzadko sięgam po typowe powieści obyczajowe.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Ciebie nie powalił powyższy tytuł :D Czuję, że mogłabym ją podobnie odebrać.
Jestem ciekawa, jak ja odbiorę tę książkę.:)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie znam książek autorki, ale chciałabym to zmienić. Szkoda, że Tobie bardziej się nie spodobała. ;)
OdpowiedzUsuńJa mam wielką ochotę na tą książkę i będę się za nią rozglądać na pewno!
OdpowiedzUsuń