marca 11, 2019

marca 11, 2019

Zawierucha




Długo zbierałam się za przeczytanie Zawieruchy. A to wszystko było spowodowane serialem, który obejrzałam i w pewnym sensie, pożałowałam, że śledziłam, zanim poznałam kontynuacje w wersji, od której zaczęłam swoją przygodę z serią. Dlatego potrzebowałam czasu, aby nabrać dystansu do ekranizacji.

I oto trzecia część doczekała się, nareszcie zapoznałam się z losami bohaterek, które wcześniej poznałam. Miałam swoje pewne sympatie i antypatie, a po przeczytaniu utwierdziłam się w swoich początkowych odczuciach. Zanim jednak przejdę do oceny, skreślę kilka słów dotyczących fabuły.
 


Odzyskana niepodległość, z jednej strony radość i euforia, z drugiej rzeczywistość. Bo zanim naród odzyska to, co utracił, musi swoje wyszarpać. Trwają walki o odebrane ziemię, o decydujące słowa w sprawie losów narodu. I w centrum wszystkich wydarzeń, są one — siostry Biernackie. Właścicielki gazety. Początkowo pomysł wydawał się szalony, ale teraz, gdy kobiety uzyskały prawo głosu, ich pozycja zmieniła się i nabrała powagi. Chociaż i tak, dawne uprzedzenia zwłaszcza ze strony mężczyzn nie miały zamiaru odejść bez echa.

Każda z nich, niejeden raz, musiała zmierzyć się z pogardą i niechęcią, w końcu kobiety powinny mieć swoje miejsce w domu przy dzieciach. Bez prawa do wypowiadania się, zwłaszcza na tematy państwowe, a co dopiero o nich pisać i wypytywać.

Równolegle śledzimy prywatne losy Aliny, Maryni i Lali. Młode kobiety, miały swoje pierwsze przeżycia na polu miłosnych i zawodowym. I chociaż wydawało się, że są ze sobą bardzo blisko, to jednak skrywały przed sobą tajemnice.

Alina stara się, by jej praca była profesjonalna, napisane artykuły dorównywały tym, które wychodzą spod pióra mężczyzn. I tutaj wiele zyskała, dzięki znajomości z Rudolfem Katznerem, co nie oznacza, że sama w sobie nie była zdolna. Przeciwnie, jednak wybić się kobiecie w tamtych czasach, graniczyło z cudem, albo wymagało pomocy. I właśnie pomocną dłoń, wyjął w stronę najstarszej z sióstr poważany w środowisku wydawniczym Katzner. Między tym dwojgiem nawiązała się nic porozumienia, nie tylko na polu zawodowym, ale również prywatnym.

Marynia, zaręczona z Szymonem, oczekująca wieści na temat powrotu, ale z każdym dniem, jakby coraz mniej. Tutaj zaczęła żyć swoimi sprawami, rachunkami redakcji, wyliczaniem i pilnowaniem by wszystko miało swój porządek — w liczbach.

W jej uporządkowanym świecie zamiesza pewien mężczyzna. Do tego stopnia, że zwątpi w prawdziwość i moc uczuć do narzeczonego.

W końcu Lala, po dramacie z Wiednia, nie potrafiła się otrząsnąć z własnego nieszczęścia. Nagle z bajki została wrzucona w horror. Kolory zmieniły się w czerń, a ona sama, nie umiała się podnieść z załamania. Brutalna prawda wdarła się okrutnie, odbierając wszystko. A przed nią jeszcze wiele wydarzeń.

Znowu wchodzimy w buty trzech sióstr, a nawet ich bliskich z rodziny. Możemy poczuć żale, rozterki. A wszystko w otoczeniu wzniosłego odradzania Polski. I to pytanie, czy panie Biernackie zaznają szczęścia?
 


Wspomniałam we wstępie, że dosyć sporo czasu upłynęło, zanim sięgnęłam po Zawieruchę. Wszystkiemu winien był serial. Z początku odebrałam ekranizacje pozytywnie. Byłam bardzo ciekawa, jak też losy bohaterek, będą wyglądały na szklanym ekranie. Cóż, muszę ze smutkiem, a wręcz rozczarowaniem napisać, nie tego się spodziewałam. I tak bardzo mnie całość zawiodła, że nie miałam serca do czytania. Musiałam po prostu odczekać, zapomnieć te sceny, które wywołały we mnie zbyt wiele negatywnych odczuć.

Wrócę do książki, Zawierucha podobnie do Jesiennego poniedziałku, dokładniej wgryza się w historię. Co jak wcześniej pisałam, było dla mnie ogromnym atutem. Cieszyłam się, że autor poruszył wiele ciekawych wątków. Przeplatające życiowymi perypetiami jednej z krakowskich rodzin.

W tej części nasze siostry są już doświadczone przez wojnę, mają pierwsze przeżycia miłosne, które w pewien sposób odcisnęły swoje znamiona.

Mnie chyba najbardziej, drażniła Lala, ja naprawdę rozumiałam jej rozpacz. Niestety ta histeryczna natura, doprowadzała mnie do szału. Biegająca egoistka. Wszystko musiało się kręcić wokół niej, co podobnie wyglądało również i w filmie. Nie polubiłam tej postaci, w żadnym stopniu nie potrafiłam wczuć się w jej nastroje i reakcje.

Z kolei Marynia, była niebywale mdła i wręcz nijaka. Nie miała w sobie nic, co przytrzymałoby na niej uwagę. Może urodę, chociaż któż to wie? Jestem kobietą, dla mnie to za mało. Be wyrazu, z jednej strony chciała pokazać, że ma coś do powiedzenia, ale szybko się wycofywała. Widać liczby zdominowały. O ile Lala wywoływała jakieś emocje, tak Marynia żadne. Po prostu była.

Na koniec postanowiłam sobie zostawić Alinę, najstarszą i chyba najbardziej lubianą przeze mnie siostrą. Z jednej strony cechowała się powagą, ale miała w sobie coś z szaleństwa. Nie była nudna. Jej relacja z Katznerem wzbudzała zainteresowanie i aż chciało się czytać wątki z tym dwojgiem. Bardzo im kibicowałam.

Oczywiście nie można pozostawić bez słowa najstarszych z rodu, Babka, ciotka i matka. Tak, w tej kolejności. Nie potrafiłam nie lubić babki, twarda, bystra i mająca w sobie taką wrodzoną dostojność. Budziła szacunek, samą obecnością. Ciotka, tutaj zostaje pokazana jej druga natura, ta bardziej po kobiecemu wrażliwa. I matka, chwilami szalona, a jednak widząca więcej, niż się każdemu wydawało.

Muszę przyznać, że po przeczytaniu książki, mam niebywale mieszane uczucia. Bo ogólnie, nie można się niczego przyczepić. Napisana bardzo dobrze. Tylko te wszystkie związki międzyludzkie, jakieś takie toksyczne, niezdrowe wręcz. Gdyby zrobić analizę każdej z nich, można powiedzieć, że tam nie uświadczy się zdrowego, takie dobrego związku. Wszędzie kłamstwa, na bakier z moralnością. I chociaż moralność to kwestia dyskusyjna, ja miałam w wielu przypadkach dziwne odczucia.

Rozumiem zawiłości życiowe, zbierania doświadczeń, które w przyszłości będą miały znaczenie, ale tutaj, zbyt wiele się działo niezdrowego. Nie wiem, w filmie byłam wręcz przerażona związkami Lali, tego wypaczonego obrazu uczuć. W książce może aż tak nie razi, ale jest.

I na koniec sceny wiadome. Zawsze piszę kiedy, coś mi nie podejdzie. Oj, Oj, nie podeszło mi bardzo. Nie jestem pruderyjna, ale chyba nie takich opisów się spodziewałam. I znowu porównam, w filmie bardzo mnie raziły owe sceny, w książce było podobnie, zamiast pobudzić wyobraźnię, dostawałam kwaśną cytrynę, chyba na otrzeźwienie — nie mylić z orzeźwieniem.

Podsumowując, wątki historyczne były bez zarzutu, świetnie i ciekawie napisane, losy naszych bohaterek również. Nie zabrakło moich ulubionych listów Szrajbera, które zawsze wywoływały wzruszenie. Również może i poboczna postać Zygmusia i Cesarza, niesamowitej i osobliwej pary.  Dzięki temu wszystkiemu, książkę czytało się naprawdę dobrze, bo mimo moich pewnych narzekań, oceniam  całość oczywiście pozytywnie.
 
 
 
 

4 komentarze:

  1. Mam tę serię w planach, mam nadzieję, że szybko uda mi się przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie nam tej serii, ale jakoś mnie ona nie kusi :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam się nad tą serią i może dam jej kiedyś szansę. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanawiam się nad tą serią i może dam jej kiedyś szansę. :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger