Ta książka od razu mnie do siebie przekonała, zanim jeszcze trafiła w
moje ręce. Nie wiem, ale miała w sobie zapowiedź naprawdę ciekawej i
zajmującej lektury. I kiedy w końcu usiadłam do czytania, okazało się,
że miałam racje. Zacznę jednak od początku. Bo chociaż na okładce
napisane jest — romans kryminalny, to tego romansu, ku mojej radości
było nie za wiele. Dlatego też nie do końca rozumiem, dlaczego taka
kategoria widnieje na okładce. W każdym razie książka przeczytana, teraz napiszę o moich wrażeniach.
Akcja toczy się dwutorowo, zaczynamy od zapisków z przeszłości pewnego człowieka, który przed śmiercią, chce opowiedzieć historię kilku bardzo ważnych osób. Sto lat później, te notatki będą miały bardzo wielką wartość. Na razie, ów człowiek, prowadzi w pewnym sensie spowiedź z całego swojego życia.
Następnie przenosimy się do czasów współczesnych, poznajemy Karolinę, pracownicę archiwum. Wraz ze swoim mężem mieszkają w bardzo starej kamienicy, przez przypadek, kobieta znajduje nieprzytomną sąsiadkę, starszą panią. Może nie do końca jest to przypadek, po prostu Karolinę zaciekawiły niedomknięte drzwi mieszkania, weszła i jej oczom ukazał się dosyć nieprzyjemny widok. Gdy wezwała odpowiednie służby, postanowiła odwiedzić chorą w szpitalu, by oddać klucze. Na jednej wizycie się nie skończyło, bo dosyć osobliwa staruszka, okrutnie drażniąca, miała coś, co fascynowało archiwistkę. Mianowicie, stare i bardzo cenne zapiski. Przetrzymywane w sposób, który przyprawiał o dreszcze, osobę zajmującą się cennymi dokumentami.
Od chwili kiedy Karolina poznaje leciwą sąsiadkę, w jej życiu zachodzi wiele zmian. Zaczyna odkrywać tajemnice sprzed wieku, a ta wciąga i zajmuje każdą myśl. I chyba przez to całe zamieszanie, umyka kobiecie coś bardzo istotnego.
Nagle zaczynają pojawiać się dziwni ludzie, ona sama pada ofiarą napaści, później jest świadkiem tragicznej śmierci. A to dopiero wierzchołek góry lodowej. Wszystko ma powiązanie ze starym mieszkaniem i jego właścicielką. Jaką tajemnice kryje stuletnie mieszkanie i jego właścicielka?
Jak napisałam na początku, nie do końca rozumiem tego romansu. Cóż, będę się tego czepiała. Romansu tam tyle, co kot napłakał, owszem są jakieś wyskoki na polu damsko-męskim, ale żeby od razu podpiąć pod kategorie romansu? Nie bardzo mi pasuje. W każdym razie uważam, że jest to atut. Bo zagadka dokumentów i treści zapisków, wciągały z każdą kolejną stroną.
Przede wszystkim, człowiek, który postanowił spisać swoje wspomnienia, był bliskim sługą słynnego lekarza, Rektora Uniwersytetu w Poznaniu. Człowieka niezwykle cenionego i poważanego. Te zapiski były niezwykle ciekawe. A wydarzenia, które miały miejsce przeszło sto lat temu, robiły wrażenie. Także chyba ta część książki, była dla mnie najbardziej interesująca.
Oczywiście, ciekawe były zadania, jakie otrzymywała Karolina od swojej upierdliwej sąsiadki. Obie kobiety miały w sobie coś drażniącego, chociaż staruszka, później, kilka razy wprowadziła mnie w rozbawienie.
Pani Joanna Jodełka, bardzo ciekawie połączyła przeszłość z teraźniejszością, wplatając w wydarzenia postaci, które, kiedy wniosły wkład w założenie Uniwersytetu. Ja cały czas będę się upierała, że to notatki historyczne zrobiły najwięcej dobrego dla książki, ale wątek kryminalny był świetnie i naprawdę ciekawie skonstruowany. W życiu nie domyślałam się, kim jest brodaty mężczyzna z samochodu, ale chyba właśnie o to chodziło. By do końca nie wiedzieć.
Czytałam książkę zainteresowaniem od początku do końca, nie było nawet chwili, bym poczuła znużenie, czy niechęć. Jak już zaczęłam, tak musiałam skończyć. Tylko nie dajcie się zwieść temu romansowi, bo tego akurat jest mało, za to kryminał w sam raz. Na całe moje szczęście. Polecam.
Akcja toczy się dwutorowo, zaczynamy od zapisków z przeszłości pewnego człowieka, który przed śmiercią, chce opowiedzieć historię kilku bardzo ważnych osób. Sto lat później, te notatki będą miały bardzo wielką wartość. Na razie, ów człowiek, prowadzi w pewnym sensie spowiedź z całego swojego życia.
Następnie przenosimy się do czasów współczesnych, poznajemy Karolinę, pracownicę archiwum. Wraz ze swoim mężem mieszkają w bardzo starej kamienicy, przez przypadek, kobieta znajduje nieprzytomną sąsiadkę, starszą panią. Może nie do końca jest to przypadek, po prostu Karolinę zaciekawiły niedomknięte drzwi mieszkania, weszła i jej oczom ukazał się dosyć nieprzyjemny widok. Gdy wezwała odpowiednie służby, postanowiła odwiedzić chorą w szpitalu, by oddać klucze. Na jednej wizycie się nie skończyło, bo dosyć osobliwa staruszka, okrutnie drażniąca, miała coś, co fascynowało archiwistkę. Mianowicie, stare i bardzo cenne zapiski. Przetrzymywane w sposób, który przyprawiał o dreszcze, osobę zajmującą się cennymi dokumentami.
Od chwili kiedy Karolina poznaje leciwą sąsiadkę, w jej życiu zachodzi wiele zmian. Zaczyna odkrywać tajemnice sprzed wieku, a ta wciąga i zajmuje każdą myśl. I chyba przez to całe zamieszanie, umyka kobiecie coś bardzo istotnego.
Nagle zaczynają pojawiać się dziwni ludzie, ona sama pada ofiarą napaści, później jest świadkiem tragicznej śmierci. A to dopiero wierzchołek góry lodowej. Wszystko ma powiązanie ze starym mieszkaniem i jego właścicielką. Jaką tajemnice kryje stuletnie mieszkanie i jego właścicielka?
Jak napisałam na początku, nie do końca rozumiem tego romansu. Cóż, będę się tego czepiała. Romansu tam tyle, co kot napłakał, owszem są jakieś wyskoki na polu damsko-męskim, ale żeby od razu podpiąć pod kategorie romansu? Nie bardzo mi pasuje. W każdym razie uważam, że jest to atut. Bo zagadka dokumentów i treści zapisków, wciągały z każdą kolejną stroną.
Przede wszystkim, człowiek, który postanowił spisać swoje wspomnienia, był bliskim sługą słynnego lekarza, Rektora Uniwersytetu w Poznaniu. Człowieka niezwykle cenionego i poważanego. Te zapiski były niezwykle ciekawe. A wydarzenia, które miały miejsce przeszło sto lat temu, robiły wrażenie. Także chyba ta część książki, była dla mnie najbardziej interesująca.
Oczywiście, ciekawe były zadania, jakie otrzymywała Karolina od swojej upierdliwej sąsiadki. Obie kobiety miały w sobie coś drażniącego, chociaż staruszka, później, kilka razy wprowadziła mnie w rozbawienie.
Pani Joanna Jodełka, bardzo ciekawie połączyła przeszłość z teraźniejszością, wplatając w wydarzenia postaci, które, kiedy wniosły wkład w założenie Uniwersytetu. Ja cały czas będę się upierała, że to notatki historyczne zrobiły najwięcej dobrego dla książki, ale wątek kryminalny był świetnie i naprawdę ciekawie skonstruowany. W życiu nie domyślałam się, kim jest brodaty mężczyzna z samochodu, ale chyba właśnie o to chodziło. By do końca nie wiedzieć.
Czytałam książkę zainteresowaniem od początku do końca, nie było nawet chwili, bym poczuła znużenie, czy niechęć. Jak już zaczęłam, tak musiałam skończyć. Tylko nie dajcie się zwieść temu romansowi, bo tego akurat jest mało, za to kryminał w sam raz. Na całe moje szczęście. Polecam.
Za możliwość przeczytania książki, dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz