maja 06, 2015

maja 06, 2015

Nie oddam dzieci!


W sieci pojawiły się pierwsze opinie na temat kolejnej książki Katarzyny Michalak. Wydawana w serii z czarnym kotem, co za tym idzie miało być tragicznie, łzawo i ogólnie bez chusteczek ani rusz. 
Przeczytałam o wylewanych łzach, o rozpaczy nad losem bohaterów. O tym, że sama autorka ledwo przeżyła napisanie swojej najnowszej powieści. Po moim nieudanym spotkaniu z Bezdomną , która w pierwotnej wersji miała nawiązywać do problemu bezdomności, a skończyła na chorobie bohaterki przetrawiłam. Przeżyłam i jakoś pogodziłam się z tym co stało z ciekawie zapowiadającą się fabułą. Tym razem mieliśmy zderzyć się z okrutną, wręcz brutalną rzeczywistością po utracie najbliższej rodziny, z tym w jaki sposób są prowadzone dochodzenia i kto tak naprawdę ma ostatnie słowo.  Zapowiadało się ciekawie, temat rysował się naprawdę dobrze. Jakież są więc moje wrażenia po zakończeniu tej jakże "mocnej" lektury? 

Poznajemy trzech mężczyzn. Michała, Tadzia i Niro. Pierwszy jest wspaniałym, super przystojnym lekarzem, chirurgiem, który wzbudza zachwyt nie tylko w żonie, ale we wszystkich przedstawicielkach płci pięknej. Tadzio jest wyrachowanym gadem społecznym, pije, wciąga kokę, pastwi się nad matką i ogólnie jest chodzącym złem. Niro, rozpuszczony, wypaczony synuś tatusia polityka i mamusi celebrytki znanej z tego, że jest znana. Robi co chce ponieważ tatunio swoimi pieniążkami i twardą rączką potrafi zdziałać cuda. Dosłownie i w przenośni. 
Jako, że zło ciągnie do zła, Tadzio i Alfredzio spotykają się ze sobą pewnego dnia, a raczej wieczora w klubie. Dochodzą do wspólnego porozumienia i od tej chwili tworzą zgrany duet w ćpaniu, chlaniu i.... wiadomo w czym jeszcze. 
Michał natomiast pracuje, na SOR-ze, chłonie dyżury jeden za drugim, nie żeby nie był kochającym mężem i ojcem, nie nie. Ma dobre serduszko. Więc pracuje. Kończy dyżury o północy     (nie wiem gdzie i jaki lekarz kończy o tej godzinie dyżur, no chyba, że to nadgodziny, nie wprowadzajmy ludzi w błąd) . Jeździ swoim SUV-em zaś żona musi tłuc się ciasnym fiatem pandą. Niewyrozumiały ten mąż, naprawdę. Tego feralnego dnia, przeklnie swoją bezmyślność, że oto zamiast podać ukochanej kobiecie kluczyki do SUV-a, patrzył jak odjeżdża z parkingu pandzią, toć pandzia gorsza jest od malucha. 
Przez pandę i złych naprutych i naćpanych nikczemników ginie Marta wraz z Antosiem. Zostają zmiażdżeni, Gdyby jechali SUV-em nie zginęliby (skąd ta pewność?), ale jechali pandzią, czerwoną i niestety padli ofiarą tych złych co nie powinni jeździć.    
Od tej chwili życie doktora Sokołowskiego rozpada się na milion kawałeczków, bardzo ostrych, które wbijają się w jego zbolałą duszę. Nic już nie będzie jak do tej pory. NIC.  Nadchodzi początek końca, o czym ciągle przypomina nam autorka, nie dając szansy na napięcie. Lepiej wyprzedzić fakty. 

Czytając zaznaczałam sobie absurdy jakie ja, marny pyłek w wielkim świecie zdołałam swym niewiele widzącym okiem ujrzeć. Kiedy jednak kończyłam książkę, która miała wyrwać mi duszę z zawiasów, która miała wycisnąć łzy i pozbawić tchu nie czułam nic, zaś po ustach błądził ironiczny uśmiech zaczęłam się zastanawiać. Dlaczego? Dlaczego kolejny raz zostałam pozbawiona tego na co czekałam? Temat był naprawdę dobry, ale nie. Trzeba było sprowadzić go do parteru. do poziomu zerowego.  Dla wyjaśnienia swojej reakcji mam cytaty, mam fragmenty, ale nie zamieszczę ich tutaj. Nie ma sensu.  Skoro ludzie, którzy czytają nie widzą nic dziwnego w podaniu Pavulonu mężczyźnie leżącemu na łóżku ( tutaj pokuszę się o cytat z wikipedii, wystarczyło tam zajrzeć, jeżeli ktoś miał operacje wie o czym myślę, dla tych nieświadomych, proszę bardzo) 
organiczny związek chemiczny, niedepolaryzujący lek blokujący przewodnictwo nerwowo-mięśniowe, znany pod nazwą handlową 
Pavulon. Jako lek podawany jest w formie roztworu soli pankuronium:
 bromku pankuroniowego (C35H60Br2N2O4). 
Należy do grupy niedepolaryzujących środków zwiotczających. Pankuronium stosowane jest wyłącznie w lecznictwie zamkniętym przez lekarzy anestezjologów w czasie operacji oraz do prowadzenia leczenia oddechem kontrolowanym z respiratora na szpitalnych oddziałach intensywnej terapii.
Podaje się je we wstrzyknięciach dożylnych przez wenflon lub przez wkłucie centralne bezpośrednio do przedsionka serca
Dawno temu w zamierzchłej przeszłości miałam "przyjemność"  mieć pogadankę z panem doktorem anestezjologiem, który bardzo dobitnie, acz brutalnie wyjaśnił mnie, młodej i przerażonej istocie co będzie się działo z moim ciałem po podaniu leku zwiotczającego zanim zostanie wprowadzona narkoza. Opowiedział bardzo dokładnie i zaznaczył, że w chwili podania tego leku nie będę w stanie kontrolować ciała, że lek ten sprawi, iż kontrolę nad oddechem przejmie aparatura. I proszę mi nie mówić, że jakaś mała dawka albo inne banialuki, bo nie można ot tak sobie podać wybranej dawki, małej czy dużej. Nikt nie wie jaka będzie reakcja organizmu na podany lek.
Nie wiem co to za cuda, by podać tego typu lek w TAKI sposób jak w książce, achh zapomniałam oni (źli, ale nie do końca źli, chłopcy) podali go małą ilość (dlatego byli cacy), ale już nie chodzi o dawkę. Tylko o sam pomysł! Cyrk na kółkach i nie wiem co jeszcze. Tak, ktoś powie, on zasłużył, fikcja literacka, ale litości!!! Takie rzeczy nie mogą się dziać naprawdę, nawet w książce. 
Druga niesamowicie bezmyślna sprawa, widać autorkę naprawdę poniosły emocje (nie pierwszy raz zresztą) Gdyby doktor Sokołowski wiedział komu ratuje życie... to co? Zabił by pacjenta ponieważ był sprawcą śmiertelnego wypadku żony i syna? A niech ma! A co! Śmierć za śmierć! Boże, jestem przerażona tokiem myślenia autorki, naprawdę. Zróbmy samosąd, czystkę na świecie.  Ręce moje opadały z każdą kolejną stroną, kiedy już nie miało co opaść nagle... TADAM! Pojawia się Malinka z Jagódki, w tym momencie mówię stanowcze NIE, nie temu co tutaj na kartach stron się dzieje. Ja wiem, że u Pani Michalak, każdy w bólu musi zginać się w pół, inaczej nie można zobrazować rozpaczy, dopiero zgięcie w pół oznacza, że się cierpi. Patrole drogowe policji odbywają się w pojedynkę, albo mnie gdzieś umknął kolega po fachu pana, który nie zatrzymał do przeglądu beemkę. Nie wiem już co mogłabym napisać, nawet specjalnie nie mam nastroju na krytykę bo chyba nie powinnam być zdziwiona tym co zastałam. Chusteczki leżą zapakowane, ani przez chwilę nie poczułam smutku w obliczu licznych bezsensów. Jak zwykle była kumulacja wszystkiego co chcesz i nie chcesz. Aby można było książkę mianować w kategorii dramatu. No jest to dramat, przyznam, ale w zupełnie innym wydaniu niż oczekiwałam.
 Kończąc trylogię kwiatową stałam pod wielkim znakiem zapytania czy dalej czytać "dzieła" Michalak, po tej jakże burzliwej przygodzie mówię koniec. Zrobiłam ostatnie podejście. Więcej nie chcę. Wystarczy.  


Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować Wydawnictwu Literackiemu.
Książka przeczytana w ramach wyzwania 53 książki. 

11 komentarzy:

  1. Kochana, niestety niemal w 100 % się z Tobą zgadzam, choć pod względem płynności lektury uważam,że to była jedna z lepszych książek autorki. Cieszę się, że wspomniałaś o Pavulonie oraz samotnych służbach, cieszę się, że zauważyłaś też marny charakter doktora. Dostrzegłam pewne plusy powieści, ale o tym w recenzji ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie zapraszamy do dodawania wpisów do akcji KSIĄŻKA NA WIOSNĘ która wystartowała dziś na zBLOGowanych:
    http://zblogowani.pl/akcja/ksiazka-na-wiosne

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejna, miażdżąca recenzja tej książki. A początkowo czytałam same zachwyty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż się boję, jak ja podejdę do tej książki.
    I coś czuję, że niepotrzebnie postanowiłam dać raz jeszcze szansę pani Michalak po "bestsellerowej" Kronice Ferrinu :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja na razie wstrzymam się z ta lekturą, ale nie mówię nie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja się nie zgadzam, bo ja gdy czytam książki Katarzyny Michalak to wyłączam myślenie i całkowicie zanurzam się w wykreowanym przez nią świecie. Trudno się nie zgodzić z merytorycznymi zarzutami, ale ja je dostrzegam dużo, dużo później i wcale mi to już w tedy nie przeszkadza;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To po co czytasz skoro nie myślisz? Z całym szacunkiem, ale ja czytam nie tylko dla przyjemności, ale też dla poszerzania swojej wiedzy, nawet książki lekkie powinno się pisać mądrze, robiąc jakiekolwiek rozeznanie w temacie. Cóż...

      Usuń
  7. Boże Kochany... Padłam. Pavalon????? !!!!!!!!! Zapraszam autorkę na chirurgię, czy nawet ginekologię (<3<3) to zobaczy co się dzieje. I mam dość gloryfikowania lekarzy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wcale się nie dziwię, że powiedziałaś dość, bo ja też skończyłam, nie lubię, jak autor nie szanuje czytelnika na tyle, że nie chce się przygotowywać merytorycznie i sprawdzać, co napisał.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja już jakiś czas temu poddałam się w zmierzeniach z książkami Michalak. Szkoda. Był czas kiedy ta autorka pisała coś co dało się czytać, ale nie można tworzyć dobrze kiedy robi się książkę za książką. Byłam ciekawa Twojej opinii o tej książce, teraz już mam pewność, że do niej nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam czytać Twoje recenzje, czytam i zastanawiam się czy rzeczywiście było aż tak źle? :) I właśnie wpadłam na pomysł, że chyba zacznę czytać wszystkie te książki które negatywnie recenzujesz, żeby przekonać się na własnej skórze jak bardzo wieje abstrakcją :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger