stycznia 09, 2018

stycznia 09, 2018

Macocha



Pamiętam, kiedy poznałam twórczość Nataszy Sochy, jak ogromne wrażenie wywarły na mnie jej postrzeganie zwykłych spraw codziennych. Gdy brutalna szczerość wychodzi na pierwszy plan, wypierając lukrowany i nieszczery obraz życia. I chyba właśnie za te cięte uwagi polubiłam autorkę.

Moja przygoda z książkami zaczęła się nieco od środka, dlatego, gdy tylko nadarzyła się możliwość, postanowiłam nadrobić zaległe.

I tak przyszła pora na Macochę, o której swego czasu sporo czytałam na innych blogach. Czy zgadzam się z pochwalnymi opiniami? I warto było, poświęć kilka godzin na lekturę?




 Roma żyje sobie ze swoim mężem. Prowadzi spokojne i jak się wydaje poukładane życie. Prowadzi wraz z koleżanką kafejkę internetową, która bardziej służy jako zabicie nudy niż praca, dzięki której może zarobić. Bo interes prosperuje coraz gorzej, o czym obie dobrze wiedzą, jednak nie chcą się do tego przyznać.

Mąż Bruno jest weterynarzem. I właściwie to on utrzymuje ich rodzinę. Ona po prostu pracuje, by nie czuć się na garnuszku. Dla zaspokojenia swojej dumy. I słusznie. Wszystko ma swój porządek, aż do pewnego dnia. Gdy nagle i bez uprzedzenia, pojawia się córka Bruna z poprzedniego związku.

Sprawa niby normalna, bo przecież Roma wiedziała o dziecku, ale od tylu lat młoda mieszkała z matką i nigdy nie wyrażała potrzeby zmiany, że teraz, gdy zakomunikowała chęć zamieszkania z ojcem i jego nową żoną, wytrąca kobietę z równowagi i burzy dotychczasowy spokój.

Wyrzucić dziewczyny nie może, nawiązać kontakt nie wie jak. Bo nastolatka nie przejawia żadnych chęci. Wręcz przeciwnie, obnosi się ze swoimi grymasami i wszystko krytykuje. Dla Romy zapala się lampka. Czy aby była partnerka, pod pretekstem córki, nie chce zburzyć związek? Gorzej, jeśli, ta bezczelna smarkula sama powzięła sobie taki plan.

W końcu kobieta zaczyna działać. Musi zrobić wszystko, by pozbyć się pasierbicy z domu. Sama nie wyobraża sobie, by mogła polubić pyskatą dziewuchę. Zresztą z wzajemnością.

I gdy wydaje jej się, że już gorzej być nie może, bo nieproszony gość, panoszy się po jej domu z coraz większą śmiałością, to w dodatku zaskarbia sobie poparcie u matki, Romy! Wróg we własnym domu, brak oparcia ze strony tej, która powinna stanąć murem.

Desperacja i frustracja. W dodatku brak światełka w tunelu, a dokładniej spakowanych walizek dziewczyny. Jak odnajdzie się w nowej sytuacji Roma? I czy jest możliwe, by poczuła sympatię do trudnej nastolatki?




Opowiedziana historia może i jest przewidywalna, ale mnie się niebywale dobrze czytało i szczerze powiem, uśmiałam się chwilami porządnie.

Z jednej strony heroiczna walka Romy, by pozbyć się pasierbicy, z drugiej jej poczucie zagrożenia. Bo nagle pojawia się obca dziewczyna, z którą nie ma wspólnych tematów, nie wie jak się zabrać do nawiązania kontaktu. Przez co od razu kapituluje, a jej niechęć, nawet przykryta uprzejmością przebija zbyt mocno.

No prawdą jest, że niespodziewany gość, nie należy do miłych, z którymi chce się spędzać każdy wolny czas. Wręcz przeciwnie. Córka Brunona, na każdym kroku afiszuje się ze swoimi poglądami, Dając do zrozumienia, że nikt jej nie rozumie, a ona gardzi wszystkimi w koło.

Nastolatka, w najgorszym etapie życia, gdzie każdy wydaje się wrogiem i macocha, z poczuciem zagrożenia, tylko nie bardzo wiedząca jakiego. Bo przecież pojawienie się córki w ich domu, nie może sprawić, że Bruno nagle przestanie ją kochać. No ale.. Kobieca wyobraźnia lubi podsuwać najgorsze scenariusze. Co tak też się dzieje, w głowie Romy.

Ciekawa i książka, można pośmiać się z pomysłów Romy, popatrzeć na zachowanie dwóch odległych biegunów. Troszkę mi nie bardzo odpowiadała postać męża. Bo był jakby tłem. Ona walczyła, on niczego nie widział i nie rozumiał.

Tutaj pierwsze skrzypce grają Roma i Kasia. Obie walczą o zwrócenie na siebie uwagi. Z tą różnicą, że pierwsza po prostu czuje irracjonalne zagrożenie, a druga krzyczy za akceptacją, mimo popełnianych błędów.

Co może wyniknąć z takie mieszanki wybuchowej? Ano mnóstwo zabawnych sytuacji.

Mnie się podobało, może nie jest to książka, którą czyta się w napięciu, co będzie dalej, ale potrafi oderwać na pewien czas i wywołać uśmiech na twarzy. Polecam.


 Książkę przeczytałam dzięki Legimi.pl 

4 komentarze:

  1. Bardzo lubię pióro tej autorki, więc na pewno przeczytam.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam za sobą kilka książek Sochy, więc na pewno sięgnę także po ten tytuł, bo czeka na czytniku od dawna.

    OdpowiedzUsuń
  3. I Sochę uwielbiam i o macochach chętnie czytam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie zawsze potrzebuję wiele emocji w książce. A poza tym już tyle słyszałam o tej Autorce, że czas poznac jej prozę...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger