października 22, 2013

października 22, 2013

Przepis na szczęście



Sporo słyszałam o tej książce, wszędzie gdzie nie napotkałam recenzje widniały same ochy i achy kierowane w jej stronę. Piękne wydanie, niesamowite przepisy różnorodnych potraw, a dla wiernych czytelniczek śledzących każdą publikację autorki, dalsze losy ulubionych bohaterek wybranych powieści. 
I tak spotykamy Lilianę z Nadziei, Bogusię  niespodziankę, Danusię w Wiśniowym dworku oraz Ewę w poziomce. Jak się poukładały losy tych kobiet? Ano różnie, nie będę oczywiście zdradzała treści. 
Sama najbardziej była ciekawa jak to się ułożyło Lilce, bo Nadzieja jest dla mnie cały czas numerem jeden ze wszystkich książek K. Michalak.  Opowiadanie było, emocji na mnie specjalnych nie wywarło, ot przeczytałam, dowiedziałam się i przyjęłam do wiadomości. Bogusi nie za bardzo lubiłam więc dobrze było skupić się na sprawach jednej z przyjaciółek, bo obawiałam się,że będzie drążenie tematu z Oliwierem. 
No i historia Danusi, tutaj do niej jeszcze wrócę, ponieważ coś mi się bardzo ale to bardzo nie spodobało, o tym później. Ewa jak to Ewa  chyba każdy wie jaka z niej głowa pełna pomysłów z chęcią do ratowania całego świata. 

Same przepisy były bardzo ładnie przedstawione, większość o dziwo dla mnie samej znałam, więc tylko sprawdzałam czy sposób wykonania jest podobny do mojego. Oczywiście znalazły się takie, których nie znałam, wiadomo każdy odkrywa z wiekiem coś nowego, co dom inne potrawy dlatego bardzo lubię "wejść" do cudzej kuchni i zapoznać się z przepisami. Rozdziału przepisowe podzielone na pory roku, tak,że można do każdej z nich przygotować danie z produktów jakie dostarcza nam sama natura, fajny pomysł i to mi się na prawdę podobało.
Teraz wrócę do tego co mnie zbulwersowało, w jednym z opowiadań został poruszony temat choroby alkoholowej, autorka jeżeli nie ma pojęcia o czymś powinna albo zasięgnąć informacji, albo po prostu pomyśleć nad czymś innym. Mianowicie, nie jest absolutnie możliwie aby osoba będąca od wielu lat w nałogu tutaj mamy alkoholizm po dwóch miesiącach nagle zmieniła się i wyleczyła!!! Ludzie kochani! Dwa miesiąca trwa ścisła terapia, będąca bardzo ale to bardzo trudna dla samej osoby, bo alkoholik, taki typowy nie odstawi tego ot tak, bo zechce. Samo postanowienie to jedno, ale chęć napicia jest na prawdę silna. Tutaj jest potrzebny czas, czas dla organizmu aby się przyzwyczaił do braku alkoholu. Mało tego chyba każdy na zwykły chłopski rozum zdaje sobie sprawę,że lata spędzone w stanie nieważkości ma swoje konsekwencje w psychice, niestety tutaj jest zadanie dla terapeutów. Wydaje mi się, a raczej jestem pewna,że autorka osobiście nie natknęła się na alkoholizm w rodzinie. Nie jest możliwe coś takiego co napisała w książce, nawet jeżeli ktoś ma na prawdę silne postanowienie poprawy. Gdyby tak było to wiele osób nie cierpiałoby z  powodu pijących członków rodziny... 
Tyle na temat mojego wykładu. Gdyby nie ten "szczegół" książkę oceniłabym wyżej. 



21 komentarzy:

  1. Od początku coś mi nie grało w opowiadaniu o Danusi, a teraz wiem co. Nie rozumiem, jak mogłam przeoczyć tak istotną rzecz....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mnie aż wmurowało kiedy przeczytałam takie bzdury...Echh tak to jest kiedyś ktoś na siłę chce zrobić z siebie znawcę wszystkiego..

      Usuń
  2. Na Przepis na szczęście również non stop się natykałam, a po twojej recenzji mam pewien dylemat, czy książkę przeczytać czy też nie ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie będę namawiała, zwłaszcza do kupna gdyż jest to zwykła książka kucharska, z przepisami, które zapewne znasz Ty sama albo rodzina, no a opowiadania takie sobie...

      Usuń
  3. Książkę czytałam i ogólnie pozytywnie ją wspominam, chociaż faktycznie ten wątek alkoholowy, o którym wspominasz był błędnie potraktowany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ogólnie to czytania nie ma zbyt wiele, raczej przeglądanie;)

      Usuń
  4. na swoim koncie mam tylko jedną książkę pisarki...tak więc nie znam bohaterek wyżej wymienionych - raczej jak na razie sobie daruje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nap prawdę są ciekawsze w dorobku tej autorki, tutaj nic nie stracisz;)

      Usuń
  5. Racja, lekki zgrzyt jest, ale ogólnie książka zdaje się być w porządku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja się raczej rozczarowałam, jedynie mogę pochwalić oprawę oraz wprowadzenie do przepisów:)

      Usuń
  6. Zeżarło mi komentarz, nieładnie;)
    Wiesz, że mnie to jakoś zupełnie umknęło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, żeby tak zżerało komentarz, aż to głodny blogger;))
      Mnie się od razy rzuciło dlatego napisała bo taka jestem, musiałam;)

      Usuń
  7. Ja właśnie kończę Kamilkę i niby całkiem dobrze się czyta, ale:

    1. Drażni mnie schematyczność powieści Michalak: znowu domek marzenie i znowu spełnienie marzeń, choć tym razem bohaterce przyszło dużo łatwiej i bynajmniej nie ma to żadnego związku z jej ciężką pracę.
    2. Dwóch Panów obaj czujący mięte przez rumianek. Jeden skrzywdził, a mimo to bohaterka włazi mu ciągle w tyłek (to co mu napisze na minus to jedno, ale nadal w drugą stronę działa), a z drugim to jest gra w pin ponga raz uważają się za cudownych, a chwile potem rzucają w swoją stronę przezwiskami (choć bardzo często w myślach), by niedlugo potem znów bylo "ah, ah".

    Mam wrażenie, że Michalak weszła w jeden schemat i to w nim się trzyma non stop. Rozumiem, że jej literatura ma wywoływać odprężenie na duszach biednych czytelniczek, jednak są gdzieś pewne granice. Pewnie kółko wzajemnej adoracji p. Michak pewnie oponowałoby zaraz, bo przecież te powieści są takie cudowne, jednak moim zdaniem autorka takim podejściem do sprawy ukazuje brak szacunku do swoich Czytelników. Takie jest moje zdanie. Czy nie lepiej jest napisać 2-3 książki rocznie, które będą dopracowane i nie będą się opierać na jednym schemacie, niż tworzenie wszystkiego jak leci? Tu już pojawia się powielanie motywów, w Przepisie jak mówisz wychodzi na jaw niekompetencje autorki w zakresie alkoholizmu, który jest trudny w wyleczeniu, jednak i tak pozostaje jedną z prostszych zagadnień, o którym łatwo jest znaleźć informacje. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby p. Michalak wzięła się za tworzenie książki opowiadającej o czymś o wiele poważniejszym. No i na koniec nieszczęsna "Gra o Ferrin" - książka-dno, która w ogóle nie powinna ujrzeć światła dziennego, a skoro wg tego co w sieci huczy jest to w pewnym stopniu autobiografia autorki to nigdy w życiu bym się tym nigdzie i nikomu nie chwaliła.

    Amen!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola!! Już dawno nie miałam tak dłuugiego komentarza, ale takie Ty jedyna potrafisz. Co do Twych uwag, niestety coś kosztem czegoś, kiedy w grę wchodzi ilość a nie jakość to później są takie, a nie inne efekty...

      Usuń
    2. Oj bo ja jak już pisze to porządnie, a że jesteś pierwszą, której od kilku miesięcy piszę komentarz,oberwało Ci się i to porządnie.

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dużo dobrego o książce czytałam, ale wciąż nie jestem przekonana czy by mi się spodobała. Chyba na razie się jeszcze wstrzymam.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiem Ci żebyś nie czytała, ale śpieszyć z tą lekturą nie musisz:)

      Usuń
  10. Nawet przyjemna książeczka, ale nie znam twórczości Michalak, więc zobaczymy, raczej zacznę od innych jej książek, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger