Kochani zapraszam was do przeczytania mojego świątecznego opowiadania, pisałam je z lekką ironią dlatego pewne rzeczy mogą wydawać się dziwne, jest to bajka, lecz dla nieco starszych, dlaczego?
Przeczytajcie to otrzymacie odpowiedź ... ;)
Bajka o
Kogucie i Muchomorach
Wracali poboczem drogi tworząc pierwsze ślady na
śniegu, co zawsze sprawiało nie małą radość. Bo niby śnieg
sypał co roku, ale w końcu przez wiosnę, lato a później jesień
w natłoku wrażeń zapominało się o tym wspaniałym białym puchu
dzięki, któremu święta miały ten jeden niesamowity urok. To
nic,że zostało do nich kilka dni, w powietrzu już można było
wyczuć zapach piernika oraz inne charakterystyczne potrawy.
Zosia i Dawidek siedzieli w jednej ławce, od razu do
siebie przylgnęli bo w końcu ona ruda nie należąca do tych co
dają sobie w kaszę dmuchać, szybko pokazała kto rządzi gdy o
głowę wyższy kędzierzawy chłopczyk postanowił naśladować z
drwinami bohatera książki, która już niebawem miała stać się
ich szkolną lekturą. Spodobało mu się,że dziewczynka zamiast
uderzyć w płacz jasno i wyraźnie powiedziała,że jej włosy to
znak charakterystyczna tajnej organizacji, jakiej nie powiedziała,
ale zaintrygowała Dawida. Bo jakby nie było skoro tajna to coś
musiało w niej być ciekawego, coś o czym On musiał koniecznie się
dowiedzieć. Nie pozostawało nic innego jak za kumplować się tą
pocieszną dziewuszką.
Jak się później okazało mieszkającą na tym samym
osiedlu, co sprawiło obojgu radość, bo do pobliskiego lasku mieli
blisko a tam wyczyniali różne przedziwne rzeczy...
Zmierzająca teraz do domu zastanawiali się co mają
zrobić, bo jakby nie było ten tydzień nieobecności jednego z nich
nie wchodziło w grę, zaplanowali sobie już zajęcia na ferie
świąteczne, ale oczywiście dorośli muszą wszystko zepsuć.
Trzeba szybko coś wymyślić zanim będzie za późno.
- Słuchaj, a może byś tak wpakowała się do naszego
bagażnika? Mała jesteś, skulisz się, a ja uproszę tatę by
pozwolił mi zamknąć klapę, wtedy Cię nie zauważy!
- Głupi jesteś? Spojrzenie dziewczynki nie
pozostawiało wątpliwości. Mam jechać pięć długich godzin
zwinięta jak pisklak w załadowanym bagażniku??? Sam się zapakuj!
- No to nie wiem. Przecież musimy coś zrobić, chcesz
zostać tutaj sama?? A co z naszym planem!
Zosia szła, w jej głowie zaczynał kiełkować pewien
pomysł, w prawdzie nie widziała na ile kompan od wspólnych zabaw
jest odważny, ale w końcu miał być w przyszłości mężczyzną!
Musi wykazać się tym jak to oni nazywają, charyzmatem? Nie, nie to
szło jakoś inaczej, kiedy indziej się nad tym zastanowi. Grunt by
teraz wszystko poszło po jej myśli. Bo w końcu jeszcze nigdy nie
było tak by jej własny pomysł nie został pomyślnie
zrealizowany...
Nie wiedziała jeszcze,że zgoła niewinny wybryk wywoła
aż tyle zamieszania i konsekwencji, ale o tym miała się dowiedzieć
dużo, dużo później.
Dni mijały, w szkole jak to przed świętami panował
już nastrój iście Bożonarodzeniowy, nawet na lekcjach tematy
oscylowały w okół wigilii oraz zwyczajów panujących w
poszczególnych regionach. Dawidek myśląc,że jego kompanka
odpuściła w pokrzyżowaniu planów rodzicom, zaczął oswajać się
z myślą świąt spędzonych daleko w Alpach. Nawet chwilami łapał
się na myśli,że może nie będzie tak źle jak sobie z początku
wyobrażał. Fakt w pojedynkę nie będzie można tyle „zmalować”
co z Zośką, ale za to ile będzie mógł jej opowiedzieć! Nie żeby
zaczął zachowywać się egoistycznie, po prostu nie posiadał tyle
samozaparcia co koleżanka . Na początku znajomości ambitnie
planował odgrywać rolę przywódcy, lecz szybko się okazało w
jakim był błędzie, ta mała niepozorna panieneczka odznaczała się
ogromnym temperamentem, głową pełną pomysłów, a co chwilami go
przerażało chęcią realizowania ich wszystkich i to najlepiej tu i
teraz!
Oboje nie mieli pojęcia,że daleko, daleko między ich
światem a kosmosem na
jednej polance, na porośniętym siedzi stara grzybiarka.
Została w trącona do tego miejsca za swoje ciągłe wtrącanie do
cudzego życia, chcąc każdemu pomóc działała na szkodę wielu
innym osobom, nie słuchając upominań znajomych, zmęczonych jej
ciągłą obecnością gdzie się tylko nie obejrzeli.
Powiedzeni mówi:”Dobrymi
chęciami piekło wybrukowane”,
Hermenegilda wyścieliła już swoimi chyba z pięć piekiełek. Gdy
wpadła w amok swej pseudo pomocy działała niczym w transie. I tak
mijały lata jej panoszenia się na
coraz większym polu, aż nadszedł czas buntu. Waleczna wiedźminka
Adelajda postanowiła zrobić z tym porządek. Wiedząc jak się
sprawy mają postanowiła wymyślić podstęp by udowodnić
otoczeniu,że ta zgoła wspaniała osoba wcale nie ma dobrych
zamiarów. Po prostu chce się wybić na szczyt korzystając z pracy
innych ludzi. Na szczęścia Adela była sprytniejsza. W tajnym
zleceniu brały udział jej dwie najbliższe i znające się na
sprawie ziomalki - Irmina i Rachela. Jak każdy wie aby udowodnić
zbrodnię, nawet tą moralną trzeba mieć przede wszystkim dowody,
później pozostaje działać i złapać na gorącym uczynku. Co
zrobiły te trzy dzielne i z zdesperowane kobiety? Nie wiadomo. Jak
głosi legenda nie było to łatwe zadanie, gdyż Hermenegilda mimo
swej udawanej nieporadności była bardzo przebiegła i potrafiła
się oczyszczać z zarzutów. Dlatego też cała akcja musiała
przebiegać dyskretnie. Najdziwniejszy w tej historii jest udział
Mrocznego Koguta z Plecami...
Teraz siedziała Hermelcia na swym pieńku i patrzyła
na dwójkę dzieciaków, w jej głowie kłębiło się wiele myśli,
jakby pomóc tym dwóm. Wiedziała,że każda próba jej poczynań
będzie surowo karana, niestety kara nie miała
dotyczyć jej, bo gdyby tak było Hermelcia miałaby to głęboko w
nosie, ale za wszelkie próby pomocy miały odpowiedzieć osoby,
które usiłowała wspierać. Jednak po dłuższym namyśle wpadł
jej do głowy pomysł!
Wyśle do wykonania tego zadania swoich dwóch
towarzyszy niedoli, muchomory.. Były to bardzo dziwne stworzonka,
miały śmieszne czerwone czapeczki nakrapiane żółtymi ciapkami,
ich tułowie wyglądało niczym trzon grzybka z rączkami i nóżkami.
Oczywiście miały buzie. Troszkę szkaradne lecz nie straszne.
Nosiły dźwięczne imiona Minka i Frinka. Nie, nie to nie były
dzieci staruszki. Dla wyjaśnienia trzeba dodać,że Hermelka nie
była stara, ale w dniu wygnania do tego równomiernego świata
okazało się,że jej wiek bardzo postąpił i tak z 30 letniej
kobiety stała się 80 letnią starowinką. Jak to jest możliwe?
Tego nie wiedziały nawet trzy waleczne ziomalki. Mówi się,że to
była dodatkowa kara, za... podlizywanie się. Tego znieść nikt nie
potrafił. Jak świat panuje najgorsi w otoczeniu byli wazeliniarze z
syndromem bluszczu. Oplatające swą ofiarę, mówiącą to co ona
chce usłyszeć nie zważające na stan rzeczywisty, a wszystko przez
obezwładniającą chęć zdobycia celu i bycia w centrum
uwagi...
Trzeba też wspomnieć jak wyglądała kraina wygnańców,
nie była ona niczym strasznym, do Hadesu było jej daleko, jednak
rajem też nie było. Ot zwykły las, z wykarczowanymi drzewami.
Każde stracone drzewo miało jej przypominać o tym co uczyniła
będąc na ziemi. Jedna sztuka to złe przewinienie. Była trawka,
troszkę wyschnięta, latały ćmy zamiast motylków, bo w końcu
było to miejsce kary. Domem się stał szałasik, z piecykiem co by
nasza starowinka nie umarzła. W końcu celem nie było jej
zlikwidowanie, a zrozumienie błędów popełnionych. Jak więc
widziała to co się dzieje na ziemi? Otóż stało przed jej
chatynką piękne lustereczko, wielkości porządnej plazmy, zamiast
oglądać seriali i innych programów, mogła przeskakiwać pilotem z
miasta na miasto. Nawet była funkcja państwa, ale to tylko raz w
miesiącu. Żeby nie było zbyt luksusowo.
W ten oto sposób przeskakując z miasta na miasto
trafiła na parę kolegów w postaci Zosi i Dawidka. Dlaczego
postanowiła pomóc tej dwójce? Tego nie wiadomo. Może odezwały
się w niej dziwne odruchy, o których nie miała pojęcia? Obrała
sobie za cel doprowadzenia do wspólnych ferii świątecznych dzieci.
Przywołane Minka i Frinka przycupnęły bok pieńka,
wpatrywały się w Hermenegildę swymi grafitowymi oczami.
- Wzywałaś na Hremeniu, czyżbyś wymyśliła nowe
zadanie dla swych nudzących się ulubienic?
Kobieta spojrzała na muchomorki i przeciągając
dłuższą chwilę odpowiedziała swym skrzekliwym głosem.
- Mam dla was trudne, a zarazem ciekawe zadanie,
wybierzecie się do lasu, którego pokażę wam zaraz w mym
zwierciadełku, spotkacie dwoje samotnie spacerujących dzieci.
Musicie …
Co muszą tego na razie zdradzić wam kochani nie mogę,
teraz wróćmy na ziemię gdzie Zosia opracowuje swój plan awaryjny,
gdyż czasu było coraz mniej....
Tymczasem Zośka siedziała w pokoju i patrząc przez
okno i zastanawiała jak rozegrać sprawy by rodzice nie wyczuli
podstępu. Jakby nie było rok w rok dziwnym trafem musiała spędzać
większość dni w towarzystwie ulubionego kolegi, może nic by nie
było w tym podejrzanego gdyby nie fakt,że to tego drugiego rodzina
musiała rezygnować z wyjazdów w ostatniej chwili...
Pukanie do drzwi przerwało jej rozmyślania, w progu
stał Dawidek z bardzo zafrasowanym wyrazem twarzy...
- Posłuchaj może ja bym jednak pojechał z rodzicami
do tego ośrodka? W końcu jedne święta osobno niczego nie zmienią,
jakoś to przetrwamy.. Im więcej mówił tym bardziej przestawał
wierzyć w to co sobie umyślił.
Zosia zaś patrzyła na niego wielkimi ze zdziwienia
oczami, nie mogło przejść jej przez myśl,że ten tchórz już
postanowił się poddać! Ona musiała mieć wszystko na głowie!
- Zdurniałeś do reszty?? Jak sobie wyobrażasz,że ja
będę tutaj zanudzała się na śmierć, sama zajmowała się naszym
znaleziskiem i może jeszcze całkiem SAMA chodziła do lasu??
Dawidek już wcale nie był pewny swoich racji, no fakt,
w końcu to ich wspólne znalezisko, muszą coś z nim zrobić,
pytanie tylko co??
- Właśnie, jeżeli już mówimy o naszym skarbie, czy
dzisiaj będzie szli w nasze tajne miejsce?
- To chyba nie podlega żadnych wątpliwości, musimy
przecież sprawdzić czy nic się podczas naszej nieobecności nie
wydarzyło...
Maszerowali równym krokiem, jak zawsze zresztą, oboje
zatopieni w swoich myślach. Dawid zastanawiał się czy nikt im nie
podkradł tego co nazwał mianem swojej własności, jakby nie było
to oni pierwsi znaleźli, więc byli współwłaścicielami...
Zosia natomiast miała zamiar wprowadzić w czyn swój
pomysł, będzie bardziej wiarygodnie kiedy kolega nie będzie
świadomy jej poczynań, zawsze miał problem z kłamaniem, co jej
wychodziło gładko i wiarygodnie.
Zmierzali ku małemu wysypisku, w którym ukryli owe
znalezisko, gdy byli już, już niemalże na miejscu ich oczom
ukazał się niebywały widok... Na dróżce stało dwoje..hmn
przebierańców? W prawdzie do karnawału zostało jeszcze troszkę
ale ci mniej cierpliwi mogli już się przygotowywać ale dlaczego w
środku lasu to po pierwsze, a po drugie czy to był dzieci?
Wyglądały jak karły...
Cała czwórka stała oniemiała, o ile Zośka i Dawid
oniemieli z wrażenia to Minka i Frinka zapomniały co mają
powiedzieć. Jakby nie było podróż okazała się niewygodna,
rozbolały ich czapeczki, kropki się pobrudziły, dyskomfort popsuł
im nastrój. Z chęcią zawróciły by z powrotem jednak rozkaz to
rozkaz.
Pierwsza ocknęła się Frinka, widząc brak reakcji ze
strony towarzyszki postanowiła przerwać milczenie.
- Cześć! Jej głosik był dosyć pocieszny, jakby
nawdychała się helu w wyniku czego mówiła bardzo zabawnie.
- Cześć... Zosia wpatrywała się w to coś ze
zmarszczonymi brwiami, pierwsze co wpadło jej do głowy to strach
czy nie odnaleźli ich łupu! Na szczęście dziwni przybysze za
chwilę mieli uspokoić jej niepokój.
- Jestem Frinka, a to moja towarzyszka Minka,
przybyłyśmy yyee to znaczy chodziłyśmy sobie po tym lesie no ale
zgubiłyśmy drogę do domu. O mały włos a wydałoby się,że
pojawiły się tutaj nagle.
- A skąd wy jesteście i co to za dziwne stroje?
Bezmiar zdziwienia można było wyczuć w każdym słowie oraz
wyrazie twarzy dziewczynki.
- Hmm jakby Ci powiedzieć, po prostu mów do nas po
imieniu, później postaramy się wam wszystko wyjaśnić. Może
wybierzecie się z nami na spacer, podejrzewamy,że znacie dobrze ten
las i później śmiało nam wskażecie drogę.
Oczywiście wszystko było zamierzone, bo dwa muchomory
oczywiście się nie zgubiły, zaś spacer miał wytyczony cel. Otóż
dwie postaćki miały doprowadzić małych ludzi do miejsca
wskazanego przez Hermenegildę.
- Dlaczego przyszliście do lasu? O tej porze grzyby nie
rosną, a i śnieg jest dosyć wysoki, widać nocami musi sporo
dosypywać. Minka mimo wszystko była ciekawa powodu przybycia tych
ludzkich dzieci, bo czy zamiast spacerować po
śnieżnym bezdrożu nie powinny raczej
siedzieć w domu i się bawić?
- Postanowiliśmy się przewietrzyć, wiecie pół dnia
spędzamy w murach szkolnych, później wracamy ulicami pełnymi
spalin to i pooddychać trzeba... Powietrzem, świeżym...
Za nic by się nie przyznała,że przychodzą tutaj w
wiadomym dla nich celu, nie wiadomo czy te stworzenia nie mogłyby im
ukraść zdobyczy.
- Rozumiem, to znaczy, że możemy śmiało udać się w
pewno urokliwe miejsce, oczywiście znajdujące się na łonie
natury... jakkolwiek by to nie brzmiało.. Zamruczała pod nosem i
mrugnęła nieznacznie do Frinki.
- Kim wy w ogóle jesteście?? Dawid w końcu zadał
pytanie, które od samego początku go nurtowało.
- Nie widzisz? Muchomorami... Minka patrzyła ze
zdziwieniem na chłopca.
- Ale jak to? Takim normalnymi grzybami? Przecież takie
rzeczy są tylko w bajkach!! Dawidek niemalże wykrzyknął. Nie
mogło mu się w głowie pomieścić co właśnie usłyszał.
- Nie, nie mój drogi, jesteśmy muchomorami, grzyby to
grzyby, osobna rasa. Jakby nie było to My jesteśmy tymi
barwniejszymi postaciami. Mamy więcej mocy i takie tam, ale może
później was wtajemniczymy..
Zosia nie mogła uwierzyć w to co słyszy, nie
faktem,że grzyby czy tam muchomory gadają, przecież w bajkach
wszystko jest możliwe, może one przelazły z jakiejś książki,
ale właśnie dzięki nim może uda się przetrzymać Dawidka tutaj
bez robienia mu przypadkowej krzywdy.. to znaczy dziewczynka nie
miała zamiaru zagrażać koledze, ot tak wpadła przy obiedzie na
pomysł,że jakby tak zrzucić go ze skarpy może zwichnąłby nogę
albo rękę no i wtedy nie musieliby jechać na te narty bo co to za
frajda siedzieć w pokoju hotelowym kiedy równie dobrze można w
domu wraz z nią!
- Musimy tutaj wejść. Przerwała tą chwilową ciszę
Frinka. Stanąwszy przed ni to kałużą, ni to sadzawką patrzyła
wyczekująco na dzieci.
- TUTAJ ??? ale po co? Przecież przemoczymy sobie buty,
zmarzniemy, dostaniemy zapalenia płuc, a wtedy już na pewno święta
spędzimy osobno!! Złość Zośki była co raz bardziej widoczna.
- Spokojnie, nic wam się nie stanie. Frinka uśmiechnęła
się kpiąco na widok przerażenia w oczach Dawidka.
Zabieramy was do naszej krainy, ktoś tam na was czeka.
Nie bójcie się, wszystko będzie dobrze.
Musicie nam tylko w czymś pomóc...
Weszli do tego nietypowego przejścia, które
rzeczywiście nie było mokre, sprawiało jedynie złudzenie wody,
tak naprawdę była to jak by zasłona mgły mieniąca się jak woda.
Poruszając się po korytarzu czuli jak ciekawość i euforia zaczyna
brać nad nimi górę, oto niespodziewana przygoda rodem z
opowiadanych baśni stanęła przed nimi otworem..
A Hermenegilda na wszystko spoglądała ze swojego
lustrzanego telewizorka. Jakże się cieszyła,że mimo swej kary
może coś zrobić dzięki pomocy tych nudnych muchomorków. W
prawdzie nie bardzo jej przeszkadzały, no ale rozrywki z nimi nie
miała, bo nie dość,że były zupełnie samodzielne to jeszcze
pojawiały się tylko wtedy gdy miała dla nich jakieś zadanie do
wykonania. Nawet takie, które chciała zrobić sama. Kara niestety
polegała na tym,że nie mogła nic robić. Jej myśl o zrobieniu
czegoś wychwytywały Minka i Frinka, tak więc Heremlcia siedziała
i się nudziła. Chwilami wspominała czasy upojnych chwil z Mrocznym
Kogutem z Plecami, tak tak zdradliwe to było stworzenie, ale jakże
magnetyczne. Gdyby wtedy wiedziała,że był on narzędziem jej
klęski podstawionym przez te Trzy... Ech nie będzie o nich myślała.
To właśnie za ich sprawką znalazła się na tym wygnaniu. Bez
Koguta w dodatku, ten to dopiero skończył...
Minął chyba rok od ostatnich wydarzeń, tak to było
przed świętami, zapukał do jej drzwi. Stał w tej czapce
Mikołajkowej i patrzył, ale jak On patrzył! A gdy się odwrócił..
Takich pleców to Ona Hermenegilda jak żyje nie widziała! Urzekły
ją od pierwszego popatrzenia, a później nastąpiła jej
zagłada....
Dzieci wraz z Muchomorami wyłaniały się z korytarza.
Widok który im się ukazał może nie należał do najbardziej
oczekiwanych, ale lepsze to od śniegu i zawieruchy, a co
najważniejsze jakby dobrze poszło i ich pobyt by się przedłużył
mogą liczyć na pominięcie dnia wyjazdu Dawidka!
Kraina wydawała się jakby znajoma, ale może tylko
dlatego,że nie znaleźli w jej krajobrazie niczego wyjątkowego,
wykarczowane drzewa, gdzieniegdzie badylki, ćmy fruwające to tu i
tam to tam i tu. Woda była jakaś tak nijaka, no ale była.
Hen daleko zobaczyli jakąś dziwną rozpadającą się
chatynkę, zapewne jakiego bezdomnego, bo chyba nikt inny w takich
warunkach by nie mieszkał. Gdy podeszli bliżej
zauważyli, że na pieńku
nieopodal szałasu siedzi staruszka i patrzy przed siebie. Nagle
odwróciła się do przybyłych...
- Witajcie moi drodzy, jakże się cieszę z waszej
obecności! Tak dawno nie miałam okazji widzieć ludzi, yyy to
znaczy takich młodych ludzi. Uśmiechnęła się jakoś dziwnie i
spojrzała na Muchomorki. Chciała by ich zostawiły samych, ale te
najwidoczniej nagle jakby przestały chwytać w lot jej zachcianki,
bo stały i sobie przytupywały rytmicznie, nucąc pod nosem jakąś
piosenkę o Miłoszu..
- Jestem Zosia a to Dawidek, bardzo nam miło gościć
yy no tutaj, a tak w ogóle to gdzie my jesteśmy?
- w Lizulandzie ..
- GDZIE ??? Co to za dziwna nazwa. Zosia wybałuszyła
oczy.
- Adekwatna do przewinień dla osób wygnanych za pewne
uczynki, ma stale i wciąż przypominać o nieodpowiednich uczynkach.
Usłużnie podała odpowiedź Minka.
- No dobrze, skoro nosi taką nazwę..ale w jakim celu
mieliśmy tutaj się stawić?
- Słyszałam,że macie problem ze świętami,
postanowiłam wam pomóc, bo w końcu to jest czas gdy każdy chce
spędzać go w ulubionym towarzystwie... Może wspólnie coś
wymyślimy?
Tylko Dawidek nie bardzo był zadowolony faktem
spędzenia gwiazdki w tym miejscu, bo jakby nie było miał siedzieć
w swoim bądź Zosinym pokoju, zajadając się smakołykami,
oglądając bajki i bawiąc. A tutaj? Nie wiedział jak ma okazać
swoje niezadowolenie, tak by koleżanka dobrze zrozumiała o co mu
chodzi. Z doświadczenia wiedział,że stawianie oporu będzie
odebrane jako zdrada ich przyjaźni. Ta cała Hremelka czy jak ona
tam się nazywała wcale mu się nie podobała. Jakaś tak dziwnie
miła była, jakby na siłę chciała ich uszczęśliwić, jak dotąd
sami dawali radę ze sprawą wyjazdów.
Hermenegilda już, już czuła,że łapie wiatr we
włosy, oto ONA znowu może rozwinąć skrzydła i zrobić to co
lubiła, wtrącić swój nos do cudzego życia. To było jej ulubione
zajęcie, bez znaczenia był fakt, iż tym razem nie miała mieć z
tego żadnej korzyści. Kara jej na tyle dała w kość,że mogła
ten jeden raz pomóc za darmo. A jak się dobrze rozkręci to może
za pomocą Muchomorków uda się jej z tego miejsca panować nad
innymi!
Zapomniała tylko, że te dwie pomocnice są cały czas
obok i śledzą jej myśli....
Dzień się miał ku końcowi, siedzieli przed
lustrzanym telewizorem i oglądali przygotowania do wigilii jednej z
gwiazd filmowych, o ile na staruszce podglądanie nie robiło już
wielkiego wrażenia to na dzieciach ogromne. W końcu nie codziennie
mogą podpatrzeć jak sławni ludzie nie radzą sobie z lepieniem
uszek i zamawiają je w pobliskiej restauracji. Śmiali się do
rozpuku gdy jedna z nich postanowiła zrobić rybę po grecku z
surową marchewką twierdząc,że chce mieć danie zmodernizowane.
Muchomory siedziały na uboczy i podszeptywały do
siebie, knuły spisek, czekały na ten dzień od jakiegoś czasu.
Wiedziały,że starucha w końcu się złamie. Oczywiście nie mogły
dać po sobie poznać,że cała sytuacja jest całkowicie przez nie
kontrolowana.
Zosia i Dawid poczuli zmęczenie. Dwie jak dotąd
nieodzywające się towarzyszki zaprowadziły ich do małego domku
stojącego na skraju polany, w środku był pokoik, łazienka oraz
kuchnia. Zjedli kolację i położyli się spać. Dzień był pełen
wrażeń...
Siedząc na pniu snuła marzenia o tym ile to będzie
mogła zrobić mając u boku dzieci i te małe skrzatopodobne istoty.
Zacierała ręce bo wiedziała,że czego jedni nie zrobią drugim
sprawi to ogromną przyjemność. Zapatrzyła się w ekran lustra.
Nagle zza wyschniętą łąką usłyszała szmer, dziwne to było
gdyż o tej porze nawet ćmy nie latały. Mogła wtedy mieć chwilę
spokoju. Wytężała wzrok... Niemożliwe! Pomyślała, to nie może
być ON! Ku jej osobie wolnym krokiem w Mikołajkowej czapce zbliżał
się Mroczny Kogut z Plecami... Zarumieniła się jak jabłuszko bo
jakby nie było należała do tych co nie dają się tak szybko
uwieść, a tutaj jeszcze dzieci w gościach! Co robić, co robić?
Nie było czasu, bo oto wielki pompon czapki był coraz bliższy, za
Pleców wyzierała się mroczna łuna, nawet zapach smażonych udek
roznosił się z coraz większym aromatem. Hermenegilda nie wiedziała
co czynić, dać się uwieść czy jednak być niewzruszoną na te
wdzięki. A jeżeli to znowu podstęp? Na domiar złego wyczuła
jeszcze jeden zapach, Tak to one! Marynowane grzybki! Boże i co
teraz? Jak mam okazać się silną wolą? Nie dość, że mroczny to
jeszcze grzybki, to było zbyt wiele dla tej starej wysłużonej
kobiety....
Miała w planach jeszcze tylu osobom pomóc, wszak
opracowała nową strategię działania, była niezniszczalna! Jej
misją było pomagać i podlizywać. Jak pogodzić się ze
świadomością,że władzę nad nią przejął ON?
Zaczynało świtać w obu krainach nastąpiło wiele
zmian, jedne nastały się przy pełnej świadomości
zainteresowanych,drugie był sterowane przez trzy waleczne
ziomalki...
Zosia obudziła się i zerwała, miała tyle pytań do
Hermenegildy, nagle uświadomiła sobie,że nie znajduje się w
Lizulandzie tylko własnym pokoju! Ale jak to jest możliwe, przecież
pamiętała jak wczoraj po wyprawie do lasu spotkały dwie
muchomorki... Spojrzała na podłogę obok leżały czapeczki w
plamki, na jednej było napisane Minka zaś na drugiej Frinka....
Pukanie do drzwi przerwało jej konsternacje.
- Dzień dobry córeczko, jak się spało?
- Mamo jaki dziś mamy dzień?
- Jak to jaki? Jest wigilia.. Zapomniałaś jak się
wczoraj kładłaś do łóżka,że dziś wieczorem rozpoczynają się
święta? Uśmiechnęła się ciepło do dziewczynki po czym wyszła.
Zosia nie wiedziała co ma myśleć, musi koniecznie
zadzwonić do Dawidka, zapytać czy i On pamięta, przecież to nie
mógł być sen, nie było jej w domu całe dwa dni.
Zbiegła prędko po schodach do telefonu, niestety nie
mogła się połączyć z domem kolegi. Dziwne rzeczy zaczęły się
dziać. Nie mogła zrozumieć o co chodziło. Coś poszło nie tak.
Ta stara wiedźma ją okłamała! Miała spędzić
spokojnie gwiazdkę wraz z Dawidem, nawet w tej ohydnej chałupie
siedząc przed lustrzanym telewizorem.
Dawid w tym czasie rozpakowywał swoje rzeczy w pokoju
hotelowym. Miał wątpliwości czy to co się wydarzyło było snem?
Musi porozmawiać z Zośką, w końcu ona też brała w tym udział.
Rodzice uparcie twierdzą,że wieczór i noc spędził w podróży w
góry.
Doskonale pamiętał,że przydarzyło się im coś
niesamowitego wręcz magicznego! Czy to sprawka dwóch Muchomorów?
Może tej podejrzanej staruchy? Od początku wiedział,że coś jest
z nią nie tak! Niby tak miło się uśmiechała, chciała im pomóc,
a tutaj proszę tak ich okłamać.
Pozostaje sprawa tajemniczego czegoś schowanego przez
dwójkę dzieci.. Gdy pewnego jesiennego popołudnia ganiali leśnymi
ścieżkami w odległej skarpie znaleźli coś wystającego.
Zaciekawieni postanowili sprawdzić, w końcu w tajnej organizacji
zajmowali się odkrywaniem różnych tajemnic. Stali nad znaleziskiem
i myśleli jak wydobyć to coś ukrytego pod ziemią. Na szczęście
jak się okazało ziemia nie była mocno ubita, po pewnym czasie
rozgrzebywania patykami wyciągnęli worek, dziwny bo z dosyć
ładnego materiału. Gdy zajrzeli do środka aż cofnęli się ze
zdziwienia. W środku znajdowała się... Czapka Mikołajowa!
Należąca do Mrocznego Koguta z Plecami ...ale tego na
szczęście dzieci nie wiedziały, były przekonane,że należy do
całkiem innej osoby.
Adelajda, Irmina i Rachela siedziały przy swojej
ulubionej wielkiej choince, nie były specjalnie tradycyjne, dlatego
nie znosiły co roku do chałupy żywego drzewka. Miały swoje
kupione za sporą sumkę piękną, sztuczną i co najważniejsze
trwałą! Teraz pięknie ozdobioną kolorowymi światełkami.
Wspominały minione wydarzenia, gdy kolejny raz przebiegła
Hermenegilda podjęła próbę złamania zakazu jakim było
udzielenie pomocy. Nieważne czy to były dzieci. Fakt mogły im nie
psuć świąt rozdzielając w te ważne dni. Jednak sprawa była dość
poważna,, a kara to kara, tak była umowa. Konsekwencje ponosiły
osoby niewinne. Wynikiem czego zamieszały w życiu Zośki i
Dawidka.
Hermelka po wywęszeniu marynowanych grzybków straciła
nad sobą kontrolę, chęć posiadania ich była tak wielka,że
rzuciła się na Koguta i zaczęła go obmacywać pod łopatką, a
przecie tam miał schowaną bardzo ważną część ciała! Waleczne
ziomalki wkroczyły do akcji przy pomocy swych wiernych Muchomorów.
Unieszkodliwiły napastniczkę, zaostrzając karę. Co się stało z
Mrocznym Kogutem? Stracił kilka piór, a jak już się okazało,że
nie jest niezniszczalny postanowiono go oskubać i usmażyć na
świąteczny obiad....
W końcu święta to czas spędzania go z bliskimi,
Dlatego nasze trzy kumpelki siedziały ze spokojnym sumieniem
popijając winko, dzieci w końcu zasiadły ze swoimi rodzicami,
natomiast Hermenegilda w ramach kary nie otrzymała Koguciego udka, a
jedynie marynowanego grzybka.
A morał tej bajki jest, krótki i chyba każdemu
znany, nie podlizuj się bo nie będziesz lubiany. ;))
No i się zadziało! Mroczny górą:)
OdpowiedzUsuńMroczny z plecami;D nie zapominaj o tym ;))
OdpowiedzUsuńWiesz, że ja ironię lubię w piśmie, więc ta bajka musiała mi się podobać |:)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło :))
Usuńmasz bardzo ciekawy styl - przyjemnie się czyta :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:))
Usuń