grudnia 17, 2013

grudnia 17, 2013

Świąteczne opowiadanie - bajka dla nieco starszych :D

 

Kochani zapraszam was do przeczytania mojego świątecznego opowiadania, pisałam je z lekką ironią dlatego pewne rzeczy mogą wydawać się dziwne, jest to bajka, lecz dla nieco starszych, dlaczego? 
Przeczytajcie to otrzymacie odpowiedź ... ;)




Bajka o Kogucie i Muchomorach

Wracali poboczem drogi tworząc pierwsze ślady na śniegu, co zawsze sprawiało nie małą radość. Bo niby śnieg sypał co roku, ale w końcu przez wiosnę, lato a później jesień w natłoku wrażeń zapominało się o tym wspaniałym białym puchu dzięki, któremu święta miały ten jeden niesamowity urok. To nic,że zostało do nich kilka dni, w powietrzu już można było wyczuć zapach piernika oraz inne charakterystyczne potrawy.
Zosia i Dawidek siedzieli w jednej ławce, od razu do siebie przylgnęli bo w końcu ona ruda nie należąca do tych co dają sobie w kaszę dmuchać, szybko pokazała kto rządzi gdy o głowę wyższy kędzierzawy chłopczyk postanowił naśladować z drwinami bohatera książki, która już niebawem miała stać się ich szkolną lekturą. Spodobało mu się,że dziewczynka zamiast uderzyć w płacz jasno i wyraźnie powiedziała,że jej włosy to znak charakterystyczna tajnej organizacji, jakiej nie powiedziała, ale zaintrygowała Dawida. Bo jakby nie było skoro tajna to coś musiało w niej być ciekawego, coś o czym On musiał koniecznie się dowiedzieć. Nie pozostawało nic innego jak za kumplować się tą pocieszną dziewuszką.
Jak się później okazało mieszkającą na tym samym osiedlu, co sprawiło obojgu radość, bo do pobliskiego lasku mieli blisko a tam wyczyniali różne przedziwne rzeczy...

Zmierzająca teraz do domu zastanawiali się co mają zrobić, bo jakby nie było ten tydzień nieobecności jednego z nich nie wchodziło w grę, zaplanowali sobie już zajęcia na ferie świąteczne, ale oczywiście dorośli muszą wszystko zepsuć. Trzeba szybko coś wymyślić zanim będzie za późno.
- Słuchaj, a może byś tak wpakowała się do naszego bagażnika? Mała jesteś, skulisz się, a ja uproszę tatę by pozwolił mi zamknąć klapę, wtedy Cię nie zauważy!
- Głupi jesteś? Spojrzenie dziewczynki nie pozostawiało wątpliwości. Mam jechać pięć długich godzin zwinięta jak pisklak w załadowanym bagażniku??? Sam się zapakuj!
- No to nie wiem. Przecież musimy coś zrobić, chcesz zostać tutaj sama?? A co z naszym planem!
Zosia szła, w jej głowie zaczynał kiełkować pewien pomysł, w prawdzie nie widziała na ile kompan od wspólnych zabaw jest odważny, ale w końcu miał być w przyszłości mężczyzną! Musi wykazać się tym jak to oni nazywają, charyzmatem? Nie, nie to szło jakoś inaczej, kiedy indziej się nad tym zastanowi. Grunt by teraz wszystko poszło po jej myśli. Bo w końcu jeszcze nigdy nie było tak by jej własny pomysł nie został pomyślnie zrealizowany...
Nie wiedziała jeszcze,że zgoła niewinny wybryk wywoła aż tyle zamieszania i konsekwencji, ale o tym miała się dowiedzieć dużo, dużo później.

Dni mijały, w szkole jak to przed świętami panował już nastrój iście Bożonarodzeniowy, nawet na lekcjach tematy oscylowały w okół wigilii oraz zwyczajów panujących w poszczególnych regionach. Dawidek myśląc,że jego kompanka odpuściła w pokrzyżowaniu planów rodzicom, zaczął oswajać się z myślą świąt spędzonych daleko w Alpach. Nawet chwilami łapał się na myśli,że może nie będzie tak źle jak sobie z początku wyobrażał. Fakt w pojedynkę nie będzie można tyle „zmalować” co z Zośką, ale za to ile będzie mógł jej opowiedzieć! Nie żeby zaczął zachowywać się egoistycznie, po prostu nie posiadał tyle samozaparcia co koleżanka . Na początku znajomości ambitnie planował odgrywać rolę przywódcy, lecz szybko się okazało w jakim był błędzie, ta mała niepozorna panieneczka odznaczała się ogromnym temperamentem, głową pełną pomysłów, a co chwilami go przerażało chęcią realizowania ich wszystkich i to najlepiej tu i teraz!


Oboje nie mieli pojęcia,że daleko, daleko między ich światem a kosmosem na jednej polance, na porośniętym siedzi stara grzybiarka. Została w trącona do tego miejsca za swoje ciągłe wtrącanie do cudzego życia, chcąc każdemu pomóc działała na szkodę wielu innym osobom, nie słuchając upominań znajomych, zmęczonych jej ciągłą obecnością gdzie się tylko nie obejrzeli.

Powiedzeni mówi:Dobrymi chęciami piekło wybrukowane”, Hermenegilda wyścieliła już swoimi chyba z pięć piekiełek. Gdy wpadła w amok swej pseudo pomocy działała niczym w transie. I tak mijały lata jej panoszenia s na coraz większym polu, aż nadszedł czas buntu. Waleczna wiedźminka Adelajda postanowiła zrobić z tym porządek. Wiedząc jak się sprawy mają postanowiła wymyślić podstęp by udowodnić otoczeniu,że ta zgoła wspaniała osoba wcale nie ma dobrych zamiarów. Po prostu chce się wybić na szczyt korzystając z pracy innych ludzi. Na szczęścia Adela była sprytniejsza. W tajnym zleceniu brały udział jej dwie najbliższe i znające się na sprawie ziomalki - Irmina i Rachela. Jak każdy wie aby udowodnić zbrodnię, nawet tą moralną trzeba mieć przede wszystkim dowody, później pozostaje działać i złapać na gorącym uczynku. Co zrobiły te trzy dzielne i z zdesperowane kobiety? Nie wiadomo. Jak głosi legenda nie było to łatwe zadanie, gdyż Hermenegilda mimo swej udawanej nieporadności była bardzo przebiegła i potrafiła się oczyszczać z zarzutów. Dlatego też cała akcja musiała przebiegać dyskretnie. Najdziwniejszy w tej historii jest udział Mrocznego Koguta z Plecami...
Teraz siedziała Hermelcia na swym pieńku i patrzyła na dwójkę dzieciaków, w jej głowie kłębiło się wiele myśli, jakby pomóc tym dwóm. Wiedziała,że każda próba jej poczynań będzie surowo karana, niestety kara nie miała dotyczyć jej, bo gdyby tak było Hermelcia miałaby to głęboko w nosie, ale za wszelkie próby pomocy miały odpowiedzieć osoby, które usiłowała wspierać. Jednak po dłuższym namyśle wpadł jej do głowy pomysł!
Wyśle do wykonania tego zadania swoich dwóch towarzyszy niedoli, muchomory.. Były to bardzo dziwne stworzonka, miały śmieszne czerwone czapeczki nakrapiane żółtymi ciapkami, ich tułowie wyglądało niczym trzon grzybka z rączkami i nóżkami. Oczywiście miały buzie. Troszkę szkaradne lecz nie straszne. Nosiły dźwięczne imiona Minka i Frinka. Nie, nie to nie były dzieci staruszki. Dla wyjaśnienia trzeba dodać,że Hermelka nie była stara, ale w dniu wygnania do tego równomiernego świata okazało się,że jej wiek bardzo postąpił i tak z 30 letniej kobiety stała się 80 letnią starowinką. Jak to jest możliwe? Tego nie wiedziały nawet trzy waleczne ziomalki. Mówi się,że to była dodatkowa kara, za... podlizywanie się. Tego znieść nikt nie potrafił. Jak świat panuje najgorsi w otoczeniu byli wazeliniarze z syndromem bluszczu. Oplatające swą ofiarę, mówiącą to co ona chce usłyszeć nie zważające na stan rzeczywisty, a wszystko przez obezwładniającą chęć zdobycia celu i bycia w centrum uwagi...
Trzeba też wspomnieć jak wyglądała kraina wygnańców, nie była ona niczym strasznym, do Hadesu było jej daleko, jednak rajem też nie było. Ot zwykły las, z wykarczowanymi drzewami. Każde stracone drzewo miało jej przypominać o tym co uczyniła będąc na ziemi. Jedna sztuka to złe przewinienie. Była trawka, troszkę wyschnięta, latały ćmy zamiast motylków, bo w końcu było to miejsce kary. Domem się stał szałasik, z piecykiem co by nasza starowinka nie umarzła. W końcu celem nie było jej zlikwidowanie, a zrozumienie błędów popełnionych. Jak więc widziała to co się dzieje na ziemi? Otóż stało przed jej chatynką piękne lustereczko, wielkości porządnej plazmy, zamiast oglądać seriali i innych programów, mogła przeskakiwać pilotem z miasta na miasto. Nawet była funkcja państwa, ale to tylko raz w miesiącu. Żeby nie było zbyt luksusowo.
W ten oto sposób przeskakując z miasta na miasto trafiła na parę kolegów w postaci Zosi i Dawidka. Dlaczego postanowiła pomóc tej dwójce? Tego nie wiadomo. Może odezwały się w niej dziwne odruchy, o których nie miała pojęcia? Obrała sobie za cel doprowadzenia do wspólnych ferii świątecznych dzieci.
Przywołane Minka i Frinka przycupnęły bok pieńka, wpatrywały się w Hermenegildę swymi grafitowymi oczami.

- Wzywałaś na Hremeniu, czyżbyś wymyśliła nowe zadanie dla swych nudzących się ulubienic?
Kobieta spojrzała na muchomorki i przeciągając dłuższą chwilę odpowiedziała swym skrzekliwym głosem.
- Mam dla was trudne, a zarazem ciekawe zadanie, wybierzecie się do lasu, którego pokażę wam zaraz w mym zwierciadełku, spotkacie dwoje samotnie spacerujących dzieci. Musicie …

Co muszą tego na razie zdradzić wam kochani nie mogę, teraz wróćmy na ziemię gdzie Zosia opracowuje swój plan awaryjny, gdyż czasu było coraz mniej....

Tymczasem Zośka siedziała w pokoju i patrząc przez okno i zastanawiała jak rozegrać sprawy by rodzice nie wyczuli podstępu. Jakby nie było rok w rok dziwnym trafem musiała spędzać większość dni w towarzystwie ulubionego kolegi, może nic by nie było w tym podejrzanego gdyby nie fakt,że to tego drugiego rodzina musiała rezygnować z wyjazdów w ostatniej chwili...
Pukanie do drzwi przerwało jej rozmyślania, w progu stał Dawidek z bardzo zafrasowanym wyrazem twarzy...
- Posłuchaj może ja bym jednak pojechał z rodzicami do tego ośrodka? W końcu jedne święta osobno niczego nie zmienią, jakoś to przetrwamy.. Im więcej mówił tym bardziej przestawał wierzyć w to co sobie umyślił.
Zosia zaś patrzyła na niego wielkimi ze zdziwienia oczami, nie mogło przejść jej przez myśl,że ten tchórz już postanowił się poddać! Ona musiała mieć wszystko na głowie!
- Zdurniałeś do reszty?? Jak sobie wyobrażasz,że ja będę tutaj zanudzała się na śmierć, sama zajmowała się naszym znaleziskiem i może jeszcze całkiem SAMA chodziła do lasu??

Dawidek już wcale nie był pewny swoich racji, no fakt, w końcu to ich wspólne znalezisko, muszą coś z nim zrobić, pytanie tylko co??
- Właśnie, jeżeli już mówimy o naszym skarbie, czy dzisiaj będzie szli w nasze tajne miejsce?
- To chyba nie podlega żadnych wątpliwości, musimy przecież sprawdzić czy nic się podczas naszej nieobecności nie wydarzyło...

Maszerowali równym krokiem, jak zawsze zresztą, oboje zatopieni w swoich myślach. Dawid zastanawiał się czy nikt im nie podkradł tego co nazwał mianem swojej własności, jakby nie było to oni pierwsi znaleźli, więc byli współwłaścicielami...
Zosia natomiast miała zamiar wprowadzić w czyn swój pomysł, będzie bardziej wiarygodnie kiedy kolega nie będzie świadomy jej poczynań, zawsze miał problem z kłamaniem, co jej wychodziło gładko i wiarygodnie.
Zmierzali ku małemu wysypisku, w którym ukryli owe znalezisko, gdy byli już, już niemalże na miejscu ich oczom ukazał się niebywały widok... Na dróżce stało dwoje..hmn przebierańców? W prawdzie do karnawału zostało jeszcze troszkę ale ci mniej cierpliwi mogli już się przygotowywać ale dlaczego w środku lasu to po pierwsze, a po drugie czy to był dzieci? Wyglądały jak karły...
Cała czwórka stała oniemiała, o ile Zośka i Dawid oniemieli z wrażenia to Minka i Frinka zapomniały co mają powiedzieć. Jakby nie było podróż okazała się niewygodna, rozbolały ich czapeczki, kropki się pobrudziły, dyskomfort popsuł im nastrój. Z chęcią zawróciły by z powrotem jednak rozkaz to rozkaz.
Pierwsza ocknęła się Frinka, widząc brak reakcji ze strony towarzyszki postanowiła przerwać milczenie.
- Cześć! Jej głosik był dosyć pocieszny, jakby nawdychała się helu w wyniku czego mówiła bardzo zabawnie.
- Cześć... Zosia wpatrywała się w to coś ze zmarszczonymi brwiami, pierwsze co wpadło jej do głowy to strach czy nie odnaleźli ich łupu! Na szczęście dziwni przybysze za chwilę mieli uspokoić jej niepokój.
- Jestem Frinka, a to moja towarzyszka Minka, przybyłyśmy yyee to znaczy chodziłyśmy sobie po tym lesie no ale zgubiłyśmy drogę do domu. O mały włos a wydałoby się,że pojawiły się tutaj nagle.
- A skąd wy jesteście i co to za dziwne stroje? Bezmiar zdziwienia można było wyczuć w każdym słowie oraz wyrazie twarzy dziewczynki.
- Hmm jakby Ci powiedzieć, po prostu mów do nas po imieniu, później postaramy się wam wszystko wyjaśnić. Może wybierzecie się z nami na spacer, podejrzewamy,że znacie dobrze ten las i później śmiało nam wskażecie drogę.
Oczywiście wszystko było zamierzone, bo dwa muchomory oczywiście się nie zgubiły, zaś spacer miał wytyczony cel. Otóż dwie postaćki miały doprowadzić małych ludzi do miejsca wskazanego przez Hermenegildę.
- Dlaczego przyszliście do lasu? O tej porze grzyby nie rosną, a i śnieg jest dosyć wysoki, widać nocami musi sporo dosypywać. Minka mimo wszystko była ciekawa powodu przybycia tych ludzkich dzieci, bo czy zamiast spacerować po śnieżnym bezdrożu nie powinny raczej siedzieć w domu i się bawić?
- Postanowiliśmy się przewietrzyć, wiecie pół dnia spędzamy w murach szkolnych, później wracamy ulicami pełnymi spalin to i pooddychać trzeba... Powietrzem, świeżym...
Za nic by się nie przyznała,że przychodzą tutaj w wiadomym dla nich celu, nie wiadomo czy te stworzenia nie mogłyby im ukraść zdobyczy.
- Rozumiem, to znaczy, że możemy śmiało udać się w pewno urokliwe miejsce, oczywiście znajdujące się na łonie natury... jakkolwiek by to nie brzmiało.. Zamruczała pod nosem i mrugnęła nieznacznie do Frinki.
- Kim wy w ogóle jesteście?? Dawid w końcu zadał pytanie, które od samego początku go nurtowało.
- Nie widzisz? Muchomorami... Minka patrzyła ze zdziwieniem na chłopca.
- Ale jak to? Takim normalnymi grzybami? Przecież takie rzeczy są tylko w bajkach!! Dawidek niemalże wykrzyknął. Nie mogło mu się w głowie pomieścić co właśnie usłyszał.
- Nie, nie mój drogi, jesteśmy muchomorami, grzyby to grzyby, osobna rasa. Jakby nie było to My jesteśmy tymi barwniejszymi postaciami. Mamy więcej mocy i takie tam, ale może później was wtajemniczymy..
Zosia nie mogła uwierzyć w to co słyszy, nie faktem,że grzyby czy tam muchomory gadają, przecież w bajkach wszystko jest możliwe, może one przelazły z jakiejś książki, ale właśnie dzięki nim może uda się przetrzymać Dawidka tutaj bez robienia mu przypadkowej krzywdy.. to znaczy dziewczynka nie miała zamiaru zagrażać koledze, ot tak wpadła przy obiedzie na pomysł,że jakby tak zrzucić go ze skarpy może zwichnąłby nogę albo rękę no i wtedy nie musieliby jechać na te narty bo co to za frajda siedzieć w pokoju hotelowym kiedy równie dobrze można w domu wraz z nią!
- Musimy tutaj wejść. Przerwała tą chwilową ciszę Frinka. Stanąwszy przed ni to kałużą, ni to sadzawką patrzyła wyczekująco na dzieci.
- TUTAJ ??? ale po co? Przecież przemoczymy sobie buty, zmarzniemy, dostaniemy zapalenia płuc, a wtedy już na pewno święta spędzimy osobno!! Złość Zośki była co raz bardziej widoczna.
- Spokojnie, nic wam się nie stanie. Frinka uśmiechnęła się kpiąco na widok przerażenia w oczach Dawidka.
Zabieramy was do naszej krainy, ktoś tam na was czeka. Nie bójcie się, wszystko będzie dobrze.
Musicie nam tylko w czymś pomóc...
Weszli do tego nietypowego przejścia, które rzeczywiście nie było mokre, sprawiało jedynie złudzenie wody, tak naprawdę była to jak by zasłona mgły mieniąca się jak woda. Poruszając się po korytarzu czuli jak ciekawość i euforia zaczyna brać nad nimi górę, oto niespodziewana przygoda rodem z opowiadanych baśni stanęła przed nimi otworem..
A Hermenegilda na wszystko spoglądała ze swojego lustrzanego telewizorka. Jakże się cieszyła,że mimo swej kary może coś zrobić dzięki pomocy tych nudnych muchomorków. W prawdzie nie bardzo jej przeszkadzały, no ale rozrywki z nimi nie miała, bo nie dość,że były zupełnie samodzielne to jeszcze pojawiały się tylko wtedy gdy miała dla nich jakieś zadanie do wykonania. Nawet takie, które chciała zrobić sama. Kara niestety polegała na tym,że nie mogła nic robić. Jej myśl o zrobieniu czegoś wychwytywały Minka i Frinka, tak więc Heremlcia siedziała i się nudziła. Chwilami wspominała czasy upojnych chwil z Mrocznym Kogutem z Plecami, tak tak zdradliwe to było stworzenie, ale jakże magnetyczne. Gdyby wtedy wiedziała,że był on narzędziem jej klęski podstawionym przez te Trzy... Ech nie będzie o nich myślała. To właśnie za ich sprawką znalazła się na tym wygnaniu. Bez Koguta w dodatku, ten to dopiero skończył...
Minął chyba rok od ostatnich wydarzeń, tak to było przed świętami, zapukał do jej drzwi. Stał w tej czapce Mikołajkowej i patrzył, ale jak On patrzył! A gdy się odwrócił.. Takich pleców to Ona Hermenegilda jak żyje nie widziała! Urzekły ją od pierwszego popatrzenia, a później nastąpiła jej zagłada....

Dzieci wraz z Muchomorami wyłaniały się z korytarza. Widok który im się ukazał może nie należał do najbardziej oczekiwanych, ale lepsze to od śniegu i zawieruchy, a co najważniejsze jakby dobrze poszło i ich pobyt by się przedłużył mogą liczyć na pominięcie dnia wyjazdu Dawidka!
Kraina wydawała się jakby znajoma, ale może tylko dlatego,że nie znaleźli w jej krajobrazie niczego wyjątkowego, wykarczowane drzewa, gdzieniegdzie badylki, ćmy fruwające to tu i tam to tam i tu. Woda była jakaś tak nijaka, no ale była.
Hen daleko zobaczyli jakąś dziwną rozpadającą się chatynkę, zapewne jakiego bezdomnego, bo chyba nikt inny w takich warunkach by nie mieszkał. Gdy podeszli bliżej zauważyli, że na pieńku nieopodal szałasu siedzi staruszka i patrzy przed siebie. Nagle odwróciła się do przybyłych...
- Witajcie moi drodzy, jakże się cieszę z waszej obecności! Tak dawno nie miałam okazji widzieć ludzi, yyy to znaczy takich młodych ludzi. Uśmiechnęła się jakoś dziwnie i spojrzała na Muchomorki. Chciała by ich zostawiły samych, ale te najwidoczniej nagle jakby przestały chwytać w lot jej zachcianki, bo stały i sobie przytupywały rytmicznie, nucąc pod nosem jakąś piosenkę o Miłoszu..
- Jestem Zosia a to Dawidek, bardzo nam miło gościć yy no tutaj, a tak w ogóle to gdzie my jesteśmy?
- w Lizulandzie ..
- GDZIE ??? Co to za dziwna nazwa. Zosia wybałuszyła oczy.
- Adekwatna do przewinień dla osób wygnanych za pewne uczynki, ma stale i wciąż przypominać o nieodpowiednich uczynkach. Usłużnie podała odpowiedź Minka.
- No dobrze, skoro nosi taką nazwę..ale w jakim celu mieliśmy tutaj się stawić?
- Słyszałam,że macie problem ze świętami, postanowiłam wam pomóc, bo w końcu to jest czas gdy każdy chce spędzać go w ulubionym towarzystwie... Może wspólnie coś wymyślimy?
Tylko Dawidek nie bardzo był zadowolony faktem spędzenia gwiazdki w tym miejscu, bo jakby nie było miał siedzieć w swoim bądź Zosinym pokoju, zajadając się smakołykami, oglądając bajki i bawiąc. A tutaj? Nie wiedział jak ma okazać swoje niezadowolenie, tak by koleżanka dobrze zrozumiała o co mu chodzi. Z doświadczenia wiedział,że stawianie oporu będzie odebrane jako zdrada ich przyjaźni. Ta cała Hremelka czy jak ona tam się nazywała wcale mu się nie podobała. Jakaś tak dziwnie miła była, jakby na siłę chciała ich uszczęśliwić, jak dotąd sami dawali radę ze sprawą wyjazdów.

Hermenegilda już, już czuła,że łapie wiatr we włosy, oto ONA znowu może rozwinąć skrzydła i zrobić to co lubiła, wtrącić swój nos do cudzego życia. To było jej ulubione zajęcie, bez znaczenia był fakt, iż tym razem nie miała mieć z tego żadnej korzyści. Kara jej na tyle dała w kość,że mogła ten jeden raz pomóc za darmo. A jak się dobrze rozkręci to może za pomocą Muchomorków uda się jej z tego miejsca panować nad innymi!
Zapomniała tylko, że te dwie pomocnice są cały czas obok i śledzą jej myśli....



Dzień się miał ku końcowi, siedzieli przed lustrzanym telewizorem i oglądali przygotowania do wigilii jednej z gwiazd filmowych, o ile na staruszce podglądanie nie robiło już wielkiego wrażenia to na dzieciach ogromne. W końcu nie codziennie mogą podpatrzeć jak sławni ludzie nie radzą sobie z lepieniem uszek i zamawiają je w pobliskiej restauracji. Śmiali się do rozpuku gdy jedna z nich postanowiła zrobić rybę po grecku z surową marchewką twierdząc,że chce mieć danie zmodernizowane.
Muchomory siedziały na uboczy i podszeptywały do siebie, knuły spisek, czekały na ten dzień od jakiegoś czasu. Wiedziały,że starucha w końcu się złamie. Oczywiście nie mogły dać po sobie poznać,że cała sytuacja jest całkowicie przez nie kontrolowana.

Zosia i Dawid poczuli zmęczenie. Dwie jak dotąd nieodzywające się towarzyszki zaprowadziły ich do małego domku stojącego na skraju polany, w środku był pokoik, łazienka oraz kuchnia. Zjedli kolację i położyli się spać. Dzień był pełen wrażeń...

Siedząc na pniu snuła marzenia o tym ile to będzie mogła zrobić mając u boku dzieci i te małe skrzatopodobne istoty. Zacierała ręce bo wiedziała,że czego jedni nie zrobią drugim sprawi to ogromną przyjemność. Zapatrzyła się w ekran lustra. Nagle zza wyschniętą łąką usłyszała szmer, dziwne to było gdyż o tej porze nawet ćmy nie latały. Mogła wtedy mieć chwilę spokoju. Wytężała wzrok... Niemożliwe! Pomyślała, to nie może być ON! Ku jej osobie wolnym krokiem w Mikołajkowej czapce zbliżał się Mroczny Kogut z Plecami... Zarumieniła się jak jabłuszko bo jakby nie było należała do tych co nie dają się tak szybko uwieść, a tutaj jeszcze dzieci w gościach! Co robić, co robić? Nie było czasu, bo oto wielki pompon czapki był coraz bliższy, za Pleców wyzierała się mroczna łuna, nawet zapach smażonych udek roznosił się z coraz większym aromatem. Hermenegilda nie wiedziała co czynić, dać się uwieść czy jednak być niewzruszoną na te wdzięki. A jeżeli to znowu podstęp? Na domiar złego wyczuła jeszcze jeden zapach, Tak to one! Marynowane grzybki! Boże i co teraz? Jak mam okazać się silną wolą? Nie dość, że mroczny to jeszcze grzybki, to było zbyt wiele dla tej starej wysłużonej kobiety....
Miała w planach jeszcze tylu osobom pomóc, wszak opracowała nową strategię działania, była niezniszczalna! Jej misją było pomagać i podlizywać. Jak pogodzić się ze świadomością,że władzę nad nią przejął ON?

Zaczynało świtać w obu krainach nastąpiło wiele zmian, jedne nastały się przy pełnej świadomości zainteresowanych,drugie był sterowane przez trzy waleczne ziomalki...

Zosia obudziła się i zerwała, miała tyle pytań do Hermenegildy, nagle uświadomiła sobie,że nie znajduje się w Lizulandzie tylko własnym pokoju! Ale jak to jest możliwe, przecież pamiętała jak wczoraj po wyprawie do lasu spotkały dwie muchomorki... Spojrzała na podłogę obok leżały czapeczki w plamki, na jednej było napisane Minka zaś na drugiej Frinka....
Pukanie do drzwi przerwało jej konsternacje.
- Dzień dobry córeczko, jak się spało?
- Mamo jaki dziś mamy dzień?
- Jak to jaki? Jest wigilia.. Zapomniałaś jak się wczoraj kładłaś do łóżka,że dziś wieczorem rozpoczynają się święta? Uśmiechnęła się ciepło do dziewczynki po czym wyszła.
Zosia nie wiedziała co ma myśleć, musi koniecznie zadzwonić do Dawidka, zapytać czy i On pamięta, przecież to nie mógł być sen, nie było jej w domu całe dwa dni.
Zbiegła prędko po schodach do telefonu, niestety nie mogła się połączyć z domem kolegi. Dziwne rzeczy zaczęły się dziać. Nie mogła zrozumieć o co chodziło. Coś poszło nie tak.
Ta stara wiedźma ją okłamała! Miała spędzić spokojnie gwiazdkę wraz z Dawidem, nawet w tej ohydnej chałupie siedząc przed lustrzanym telewizorem.



Dawid w tym czasie rozpakowywał swoje rzeczy w pokoju hotelowym. Miał wątpliwości czy to co się wydarzyło było snem? Musi porozmawiać z Zośką, w końcu ona też brała w tym udział. Rodzice uparcie twierdzą,że wieczór i noc spędził w podróży w góry.
Doskonale pamiętał,że przydarzyło się im coś niesamowitego wręcz magicznego! Czy to sprawka dwóch Muchomorów? Może tej podejrzanej staruchy? Od początku wiedział,że coś jest z nią nie tak! Niby tak miło się uśmiechała, chciała im pomóc, a tutaj proszę tak ich okłamać.

Pozostaje sprawa tajemniczego czegoś schowanego przez dwójkę dzieci.. Gdy pewnego jesiennego popołudnia ganiali leśnymi ścieżkami w odległej skarpie znaleźli coś wystającego. Zaciekawieni postanowili sprawdzić, w końcu w tajnej organizacji zajmowali się odkrywaniem różnych tajemnic. Stali nad znaleziskiem i myśleli jak wydobyć to coś ukrytego pod ziemią. Na szczęście jak się okazało ziemia nie była mocno ubita, po pewnym czasie rozgrzebywania patykami wyciągnęli worek, dziwny bo z dosyć ładnego materiału. Gdy zajrzeli do środka aż cofnęli się ze zdziwienia. W środku znajdowała się... Czapka Mikołajowa!
Należąca do Mrocznego Koguta z Plecami ...ale tego na szczęście dzieci nie wiedziały, były przekonane,że należy do całkiem innej osoby.

Adelajda, Irmina i Rachela siedziały przy swojej ulubionej wielkiej choince, nie były specjalnie tradycyjne, dlatego nie znosiły co roku do chałupy żywego drzewka. Miały swoje kupione za sporą sumkę piękną, sztuczną i co najważniejsze trwałą! Teraz pięknie ozdobioną kolorowymi światełkami. Wspominały minione wydarzenia, gdy kolejny raz przebiegła Hermenegilda podjęła próbę złamania zakazu jakim było udzielenie pomocy. Nieważne czy to były dzieci. Fakt mogły im nie psuć świąt rozdzielając w te ważne dni. Jednak sprawa była dość poważna,, a kara to kara, tak była umowa. Konsekwencje ponosiły osoby niewinne. Wynikiem czego zamieszały w życiu Zośki i Dawidka.
Hermelka po wywęszeniu marynowanych grzybków straciła nad sobą kontrolę, chęć posiadania ich była tak wielka,że rzuciła się na Koguta i zaczęła go obmacywać pod łopatką, a przecie tam miał schowaną bardzo ważną część ciała! Waleczne ziomalki wkroczyły do akcji przy pomocy swych wiernych Muchomorów. Unieszkodliwiły napastniczkę, zaostrzając karę. Co się stało z Mrocznym Kogutem? Stracił kilka piór, a jak już się okazało,że nie jest niezniszczalny postanowiono go oskubać i usmażyć na świąteczny obiad....



W końcu święta to czas spędzania go z bliskimi, Dlatego nasze trzy kumpelki siedziały ze spokojnym sumieniem popijając winko, dzieci w końcu zasiadły ze swoimi rodzicami, natomiast Hermenegilda w ramach kary nie otrzymała Koguciego udka, a jedynie marynowanego grzybka.

A morał tej bajki jest, krótki i chyba każdemu znany, nie podlizuj się bo nie będziesz lubiany. ;))

6 komentarzy:

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger