Wyczekiwałam najnowszej książki Magdaleny Kordel.
Ba! Odliczałam dni, kiedy w końcu się pojawi możliwość otrzymania
egzemplarza. Byłam niezmiernie ciekawa, jaką też jedna z moich
ulubionych pisarek stworzy historię. Wiadome było, że akcja przeniesie
nas czytelników do przeszłości, ale co dalej? W jakim klimacie całość i
czy odtworzenie odległej epoki będzie wiarygodne? Zawsze jest ten
strach, że może oto nadejdzie nieszczęsna chwila i długo wyglądana
lektura rozczaruje... Jakie więc są moje wrażenia?
Siedząca w
wiosennym słońcu Konstancja, chłonęła pierwsze ciepłe promienie, które
były potrzebne po długich zimowych dniach. Jeszcze w tamtej ulotnej
chwili, nie przeczuwała, że wraz z nadjeżdżającym gościem i wiosną,
nadejdą zmiany i troski. Od wielu lat żyła spokojnie w Wilczym Dworze,
czasy smutku i rozpaczy odeszły daleko w cień. Zajęła się
gospodarstwem i wychowywaniem jedynego syna. Teraz przeszłość, którą od
wielu lat wypierała, postanowiła powrócić. Nie mając zamiaru dać się
zbagatelizować.
Odkąd ostatni raz przebywał we Dworze, minęło ponad dziesięć lat, może dwanaście? O wiele za dużo. Jan wiedział, że jego nagłe pojawienie wywoła zdziwienie, a Konstancji nie uda się zwieść marną wymówką. Przyjechał w konkretnym celu, a misja, jaką mu powierzono, nie napawała radością. Bycie posłańcem nigdy nie kojarzyło się z czymś dobrym, ale przywozić złe wiadomości, to jedna z najgorszych życiowych posług. A ta, którą miał do zakomunikowania, było ledwo wprowadzeniem do kłopotów, jakie miały spaść na mieszkańców Wilczego Dworu...
Gdy w końcu otrzymałam książkę, od razu zasiadłam do czytania. Bo i wiadomo, tematyka w moim guście, no i pióro Madzi, samo się rozumie. I chociaż odczuwałam dreszczyk emocji, to gdy tylko przeczytałam wstęp, a wraz z nim legendę (jest po prostu niesamowita), wiedziałam, że książka będzie świetna.
Jednak jeśli, ktoś pomyśli, że przeczytałam tego samego dnia, będzie w błędzie. Wilczy Dwór ma w sobie coś takiego, co nie pozwala po prostu go „łyknąć”, czytając przeżywa się poszczególne sceny, wyobrażając, jak to wtedy wyglądało. W głowie mam zbudowany Dwór z całym gospodarstwem. Każda z postaci nabrała konkretnych kształtów, jak i pomieszczenia. Dlatego też nie potrafiłam siedzieć i czytać do oporu. Chciałam powoli zapoznać się z domownikami, pozwolić by aura emanująca z każdej kartki, nabierała na swojej mocy.
Fabuła toczy się miarowo, nie ma wielkich porywów, by akcja nabrała rozpędu i porwała za sobą w dzikim galopie, ale moim zdaniem jest to wielkim plusem. Ponieważ możemy dać się ponieść temu charakterystycznemu klimatowi. Usłyszeć jak przejeżdża bryczka, zobaczyć ten niepowtarzalny blask świec, bijący z okien dworu. Wszystko tak odległe, a mające w sobie niesamowite przyciąganie.
Rozmarzyłam się na samo wspomnienie tych pięknych sukien, kapeluszy i rękawiczek. Dodatków skrzętnie dobranych kolorystycznie, misternie układane fryzury. Dawniej kobiety wyglądały jak żywe dzieła sztuki, cóż to musiał być za widok...
Trudno było pożegnać się z Wilczym Dworem i jego mieszkańcami. Mam nadzieje, że nie będę musiała zbyt długo czekać, by ponownie zasiąść przy stole z domownikami, posłuchać powiedzonek Pelasi — która może i przesądna, ale swoją wiedzą dorównywała niejednemu uczonemu.
Niby przeczytałam, ale jeszcze jestem zawieszona między tam, a tutaj. Nie chcę wracać do rzeczywistości. Pokochałam Wilczy Dwór (Dionizy, moja miłość) i mam nadzieje, że i Wy pokochacie. Szczerze polecam!
Odkąd ostatni raz przebywał we Dworze, minęło ponad dziesięć lat, może dwanaście? O wiele za dużo. Jan wiedział, że jego nagłe pojawienie wywoła zdziwienie, a Konstancji nie uda się zwieść marną wymówką. Przyjechał w konkretnym celu, a misja, jaką mu powierzono, nie napawała radością. Bycie posłańcem nigdy nie kojarzyło się z czymś dobrym, ale przywozić złe wiadomości, to jedna z najgorszych życiowych posług. A ta, którą miał do zakomunikowania, było ledwo wprowadzeniem do kłopotów, jakie miały spaść na mieszkańców Wilczego Dworu...
Gdy w końcu otrzymałam książkę, od razu zasiadłam do czytania. Bo i wiadomo, tematyka w moim guście, no i pióro Madzi, samo się rozumie. I chociaż odczuwałam dreszczyk emocji, to gdy tylko przeczytałam wstęp, a wraz z nim legendę (jest po prostu niesamowita), wiedziałam, że książka będzie świetna.
Jednak jeśli, ktoś pomyśli, że przeczytałam tego samego dnia, będzie w błędzie. Wilczy Dwór ma w sobie coś takiego, co nie pozwala po prostu go „łyknąć”, czytając przeżywa się poszczególne sceny, wyobrażając, jak to wtedy wyglądało. W głowie mam zbudowany Dwór z całym gospodarstwem. Każda z postaci nabrała konkretnych kształtów, jak i pomieszczenia. Dlatego też nie potrafiłam siedzieć i czytać do oporu. Chciałam powoli zapoznać się z domownikami, pozwolić by aura emanująca z każdej kartki, nabierała na swojej mocy.
Fabuła toczy się miarowo, nie ma wielkich porywów, by akcja nabrała rozpędu i porwała za sobą w dzikim galopie, ale moim zdaniem jest to wielkim plusem. Ponieważ możemy dać się ponieść temu charakterystycznemu klimatowi. Usłyszeć jak przejeżdża bryczka, zobaczyć ten niepowtarzalny blask świec, bijący z okien dworu. Wszystko tak odległe, a mające w sobie niesamowite przyciąganie.
Rozmarzyłam się na samo wspomnienie tych pięknych sukien, kapeluszy i rękawiczek. Dodatków skrzętnie dobranych kolorystycznie, misternie układane fryzury. Dawniej kobiety wyglądały jak żywe dzieła sztuki, cóż to musiał być za widok...
Trudno było pożegnać się z Wilczym Dworem i jego mieszkańcami. Mam nadzieje, że nie będę musiała zbyt długo czekać, by ponownie zasiąść przy stole z domownikami, posłuchać powiedzonek Pelasi — która może i przesądna, ale swoją wiedzą dorównywała niejednemu uczonemu.
Niby przeczytałam, ale jeszcze jestem zawieszona między tam, a tutaj. Nie chcę wracać do rzeczywistości. Pokochałam Wilczy Dwór (Dionizy, moja miłość) i mam nadzieje, że i Wy pokochacie. Szczerze polecam!
Za możliwość przeczytania książki (i takiej pięknej niespodzianki) dziękuję wydawnictwu Znak.
Super. Ja właśnie zabieram za czytanie. Już widzę, że będzie mi sie podobała :-)
OdpowiedzUsuńKusisz, kusisz :) Sama nie mogę się doczekać, aż jutro zacznę czytać :D
OdpowiedzUsuńMam w planach. Czuję, że się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńA ja zazdroszczę wszystkim paniom, bo nie wiem kiedy będę miała książkę w swojej ręce. Z przyczyn natury obiektywnej ( mieszkam w Kanadzie ale teraz jestem chwilowo w Los Angeles) pewnie dopiero pod koniec lata. Cóż taki to już los emigranta😘
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie powieści, które wspomina się jeszcze długo po ich przeczytaniu... Czytałam jedynie "Anioła do wynajęcia" tej autorki, więc chętnie poznam więcej. :)
OdpowiedzUsuńRozczarowaniom mówimy nie! Powrotom do tej mniej ciekawej rzeczywistości też. :P
OdpowiedzUsuńJestem w połowie, ale zachwycona od pierwszych stron. Niełatwe będzie to oczekiwanie na następny tom.
OdpowiedzUsuń"W głowie mam zbudowany cały Dwór" - jak sobie to wyobraziłam, jak to nie wiem czemu parsknęłam śmiechem :) a potem się zatrwożyłam, bo jak ja czytam książki to też mam w mózgu całą scenografię :D
OdpowiedzUsuńProszę się tutaj nie naśmiewać z mojej wizualizacji otoczenia ;D Tak już jest, co poradzić ;D
UsuńJa niby mam, ale kiedy sięgnę? Za rok? Jak reszta ze 150 książek, które czekają w kolejce?
OdpowiedzUsuń