marca 26, 2018

marca 26, 2018

Troje na huśtwace



Bywają książki, które czyta się jednym tchem. Mają w sobie coś takiego, co sprawia, że tekst a wraz z nim strony, przepływająca niepostrzeżenie. Są również takie, przy których trzeba się zatrzymać, przetworzyć informacje i dopiero po tym czasie iść dalej, zagłębiać w tekst. No i jeszcze jedne, takie pół na pół, z jednej strony czyta się dobrze i nawet szybko, a po chwili coś nas zatrzymuje i nakazuje pomyśleć przez chwilę, zanim ruszymy dalej. Tak właśnie miałam z książką Troje na huśtawce, a jak oceniam całość?


 
Koralia jest w wieku, który zasadniczo trudno zakwalifikować, by nie urazić. Bo z jednej strony przekroczenie czterdziestki nie jest niczym strasznym, z drugiej, daje świadomość z tylu głowy, że oto młodość gdzieś została za pewnymi granicami, a teraz to już coraz bliżej starości. Oczywiście mówimy o wieku liczbowym. Bo tak naprawdę. Starość czy młodość jest stanem ducha. Od tego, jak bardzo my sami odnajdujemy się w danej rzeczywistości. Problem zaczyna się wtedy, gdy zaczynają się ograniczenia wiekowe. Bo po czterdziestce to czy tamto już nie wypada. Bo już są boczki, bo zmarszczki itd.

Taka właśnie jest nasza bohaterka, zatrzymana w wieku, którego nie bardzo lubi, ale tak naprawdę, gdy była młoda, nie bardzo korzystała z cyfr, które same siebie usprawiedliwiały, wraz z postępkami, które się uczyniło.

I właśnie w tym dziwnym wieku „pomiędzy”, Koralia się zakochała. I chyba nie byłoby w tym nic wielkiego, gdyby nie fakt, że obiekt jej zainteresowania — z wzajemnością zresztą. Był synem najlepszej przyjaciółki, w dodatku osiemnaście lat młodszym. Tak. Teraz z pewnością reakcje są pełnie oburzenia, zniesmaczenia i całej reszty, która myśli jedno. Potępić i ukarać. Prawda?

Jednak Koralia i jej ukochany, pomimo przeszkód, jakie z pewnością w końcu się pojawią, postanawiają dać sobie szansę. Ona ma większe opory, On tłumaczy jej, że jest dorosły i w końcu kocha. I naprawdę tak jest.

Tylko jest jeden, maleńki problem. Matka i przyjaciółka. Czy będzie umiała pogodzić się z tym, co dwie najbliższe osoby zafundowały, czy przyjaźń będzie postawiona na granicy wyboru? I najważniejsze, czy taka miłość ma szansę?



Ciekawiła mnie książka, która miała ukazać związek, czy romans, jak kto woli. Starszej kobiety i dużo młodszego mężczyzny. Mnie akurat specjalnie to nie gorszyło. Ponieważ uważam, że skoro mężczyźnie wolno stanąć na ślubnym kobiercu z 25 lat młodszą oblubienicą, to tal samo działa w odwrotną stronę.

Sprawa o tyle była trudna, że chodziło o syna przyjaciółki. I chyba ten aspekt wzbudzał największe emocje. Z jednej strony chłopak był już dorosły, świadomy tego, czego chciał. Z drugiej Koralia i jej rozterki. Tutaj nie można powiedzieć, że zachowywała się niezdecydowanie i być na nią o to złym. Ja rozumiałam te wahania, to miotanie w różne strony. Trudno powiedzieć sercu przestań, bo rozum krzyczy, że tak nie wolno. I tak naprawdę dlaczego?

Była Aurelia, matka i przyjaciółka. Jak powiadomić nieświadomą przyjaciółkę, matkę — główną zainteresowaną, że mimo tego, że zdaje się niemożliwe, właśnie na nich coś takiego padło?

Trudne wybory, trudne decyzje. Jeszcze trudniejsze skutki, a wszystko przez miłość, która postanowiła pobawić się cyframi. Czy jest w tym coś złego?

Książkę czytałam dosyć długo. Sama nie wiem dlaczego. Bo jest naprawdę ciekawa. I chociaż Natasza Socha, postanowiła nieco nam utrudnić, i formę pamiętnika Koralii, czytamy z nieco pomieszaną kolejnością zdarzeń, mimo wszystko czytało dobrze. Mnie może przytrzymywały te rozmyślania kobiety, jej analizy, wspomnienia i ich wpływ na aktualne wydarzenia.

Kibicowałam bohaterce, uważam, że miłość powinna otrzymać szansę. Wiek to tylko cyfry, ograniczenia stawiamy my sami. Jeśli chodzi o szczęście, nie powinno się o nich myśleć.

Zakończenie sprawiło, że nie mogłam spać w nocy i rozmyślałam. Nad tym, co dalej, jaki powinien być finał. Nie wiem, czy autorka planuje kontynuacje, chyba bardzo bym tego chciała. Jeszcze bardziej bym życzyła sobie, by ludzie przestali oceniać innych, tylko dlatego, że ośmielili się wyjść poza ramy, które narzucili jeszcze inni ludzie. Szczęście, ono się liczy, jeśli nie krzywdzi innych, powinno być akceptowane. Nawet jeśli my sami, nie podjęlibyśmy się podobnych decyzji. Chociaż jak mówi powiedzenie — nigdy, nie mów nigdy.

Myślę, że jest to jedna z najbardziej poważnych książek. Oczywiście jest szczerość i prawdziwość. Wiadome, ale chyba dotyka tego, od czego ludzie lubią uciekać. Trzymam kciuki za takie Koralie, które nie boją się cyfr. A książkę polecam.
 

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Edipresse książki.


7 komentarzy:

  1. Czytałam już wiele o książce i muszę powiedzieć, że jestem nią zainteresowana. Chce się przekonać na własnej skórze jak odbiorę tę fabułę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam i mam podobne odczucia do Twoich, dlatego swoją recenzję tej książki zatytułowałam "O miłości na poważnie".

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię twórczość Sochy, ale jakoś nie mogę przekonać się do tej powieści - nie wiem dlaczego... Widocznie to jeszcze nie jest nasz czas. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Polecisz jeśli wcześniej nie miałam styczności z twórczością p. Nataszy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, o ile nie zrazi styl, który obrała autorka. Myślę, że tutaj ważniejsze są przemyślenia bohaterki:)

      Usuń
  5. Ta książka czeka już w kolejce...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger