Niedawno poczyniłam wpis, który nawiązywał do głośnej afery. Zamieszanie
i ogólne oburzenie wywołała ta książka. Aby mieć pełny wgląd na to, co
tak naprawdę doprowadziło do publicznego żalu.
Wiedźmy zamówiłam, kiedy do mnie dotarły, od razu zasiadłam do czytania. Oczywiście nadmienić muszę, że nie żyję w wielkiej przyjaźni z autorką - żeby mi nikt tutaj nie zarzucał, że jestem po ciemnej stronie mocy, czy coś. W sumie jestem, ale nie w tym sensie.
Wiedźmy zamówiłam, kiedy do mnie dotarły, od razu zasiadłam do czytania. Oczywiście nadmienić muszę, że nie żyję w wielkiej przyjaźni z autorką - żeby mi nikt tutaj nie zarzucał, że jestem po ciemnej stronie mocy, czy coś. W sumie jestem, ale nie w tym sensie.
Moja ocena jest mocno subiektywna. I
oceniać będę stronę Pani Kursy, jak tę, która kilka miesięcy wcześniej,
pokusiła się o coś podobnego.
Książkę nabyłam za własne pieniążki, Mogę powiedzieć — odmówiłam siedmiu kotom przysmaku, aby Wam kochani, napisać prawdę. Bez widma ręki autora/wydawcy nad głową. Jakbym kiedykolwiek się tego bała, he he he. No dobrze, jednak czego się nie robi dla publiczności. Nieprawdaż? Doceńcie, koty przez tydzień będą żarły psią karmę.
Jako że nie muszę pisać typowej recenzji — wolność Tomku w swoim domku. Kto jest wyczulony, na moje analizowanie tekstu, bez podawania konkretnej fabuły. W tym momencie może sobie iść. I nie, nie wypraszam. Absolutnie. Po prostu forma, jaką za chwilę przyjmę, nie każdemu może przypaść do gustu. Ja natomiast, nie mam zamiaru przejmować się Waszymi marudzeniami.
Książkę nabyłam za własne pieniążki, Mogę powiedzieć — odmówiłam siedmiu kotom przysmaku, aby Wam kochani, napisać prawdę. Bez widma ręki autora/wydawcy nad głową. Jakbym kiedykolwiek się tego bała, he he he. No dobrze, jednak czego się nie robi dla publiczności. Nieprawdaż? Doceńcie, koty przez tydzień będą żarły psią karmę.
Jako że nie muszę pisać typowej recenzji — wolność Tomku w swoim domku. Kto jest wyczulony, na moje analizowanie tekstu, bez podawania konkretnej fabuły. W tym momencie może sobie iść. I nie, nie wypraszam. Absolutnie. Po prostu forma, jaką za chwilę przyjmę, nie każdemu może przypaść do gustu. Ja natomiast, nie mam zamiaru przejmować się Waszymi marudzeniami.
Mam nadzieje, że wszystko zostało wyjaśnione, mogę spokojnie zaczynać.
Agencja literacka TERCET składa się z trzech kobiet, zajmującymi się
wyszukiwaniem, najlepszych tytułów, autorów i promowaniem ich na swojej
stronie. W skład załogi wchodzą kobiety, które mnie osobiście strasznie
drażniły. I prędzej poszłabym do lasu na grzyby, niż złożyła podanie o
pracę — nawet gdybym miała nóż na gardle.
Jest jeszcze sekretarek. Tak, dokładnie tak. SEKRETAREK — o imieniu Piotr. Facet dosyć uroczy i chyba zdrowo kopnięty, bo z nimi wytrzymuje. Ja bym dawno te baby zastrzeliła. I na wszelki wypadek podpaliła.
I nie, one nie były jakieś złe. Niestety ja, nie znoszę jazgotliwych kobiet. Po prostu nie znoszę takiego towarzystwa. Ogólnie lubię moje własne, ewentualnie jedną postać, z tendencją do przesadnego milczenia.
Wróćmy do załogi. Jedna coś tam pisze, druga szuka, a trzecia ogólnie zajmuje się wszystkim. Jedno jest pewne. Ich stanowisko w świecie literackim jest ważne. Mają dużo do powiedzenia, autorzy ich nienawidzą, ale i potrzebują. Dobra reklama jak widać, warta jest nawet znoszenia wariatek. Życie.
Wiedźmy nie lubią pewnego autora, który to, wydał jedno dzieło i aspiruje na poważnego pretendenta top roku. Marzenia jedno, możliwości drugie. Adaś nie ma niestety zaplecza. Za to serwuje cudowne histerie i taktyki. Uwielbiam autorów histeryków. Adaś bardzo z kimś się kojarzył. I mordujcie mnie, ile chcecie. Nic na to nie poradzę. Jest jeden autor, który nasuwa się, po przeczytaniu opisu tego ludzika.
Żeby było weselej, niespełniony artysta, zaczyna szukać pomocy. Znajduje sobie pisarkę, literatury miałkiej i bez polotu. Jednak znanej i dobrze prosperującej na rynku. Jakim cudem? Adaś ma jedno wytłumaczenie. Marietta — bo tak jej na imię. Wyśmienicie wciela się w odpowiednie role, przed swoimi czytelniczkami. A te, naiwne i niestety głupie, łykają niczym młode, głodne pelikany rybki.
Tutaj się w trącę. Ten opis, również skojarzył się z pewną panią, która prześlicznie wykreowała sobie wizerunek przed czytelniczkami. Ojejku, no przecież one tego chcą, Ona im to daje, wszyscy są zadowoleni, prawda? Nieważne, że ma ich głęboko w dupie. Oj tam, oj tam.
Jest jeszcze sekretarek. Tak, dokładnie tak. SEKRETAREK — o imieniu Piotr. Facet dosyć uroczy i chyba zdrowo kopnięty, bo z nimi wytrzymuje. Ja bym dawno te baby zastrzeliła. I na wszelki wypadek podpaliła.
I nie, one nie były jakieś złe. Niestety ja, nie znoszę jazgotliwych kobiet. Po prostu nie znoszę takiego towarzystwa. Ogólnie lubię moje własne, ewentualnie jedną postać, z tendencją do przesadnego milczenia.
Wróćmy do załogi. Jedna coś tam pisze, druga szuka, a trzecia ogólnie zajmuje się wszystkim. Jedno jest pewne. Ich stanowisko w świecie literackim jest ważne. Mają dużo do powiedzenia, autorzy ich nienawidzą, ale i potrzebują. Dobra reklama jak widać, warta jest nawet znoszenia wariatek. Życie.
Wiedźmy nie lubią pewnego autora, który to, wydał jedno dzieło i aspiruje na poważnego pretendenta top roku. Marzenia jedno, możliwości drugie. Adaś nie ma niestety zaplecza. Za to serwuje cudowne histerie i taktyki. Uwielbiam autorów histeryków. Adaś bardzo z kimś się kojarzył. I mordujcie mnie, ile chcecie. Nic na to nie poradzę. Jest jeden autor, który nasuwa się, po przeczytaniu opisu tego ludzika.
Żeby było weselej, niespełniony artysta, zaczyna szukać pomocy. Znajduje sobie pisarkę, literatury miałkiej i bez polotu. Jednak znanej i dobrze prosperującej na rynku. Jakim cudem? Adaś ma jedno wytłumaczenie. Marietta — bo tak jej na imię. Wyśmienicie wciela się w odpowiednie role, przed swoimi czytelniczkami. A te, naiwne i niestety głupie, łykają niczym młode, głodne pelikany rybki.
Tutaj się w trącę. Ten opis, również skojarzył się z pewną panią, która prześlicznie wykreowała sobie wizerunek przed czytelniczkami. Ojejku, no przecież one tego chcą, Ona im to daje, wszyscy są zadowoleni, prawda? Nieważne, że ma ich głęboko w dupie. Oj tam, oj tam.
Adaś próbuje przebić się przez tłum, wyjść na podium. Marietta go
drażni, ale musi ją jakoś znosić. Wiedźmy rzucają kłody pod nogi. A w
tym wszystkim, niczym lampion oświetli mu drogę — złotokap pospolity.
Słuchajcie, od razu zapowiem. Ta książka nie jest typowym kryminałem.
Większa część ukazuje świat autorów. I nie powiem, by to były
karykatury. To byłoby zbyt piękne. A ja musiałabym nie siedzieć od ponad
sześciu lat, tu gdzie jestem. I nie zderzyć się ze wszystkimi aferami.
Bo wszystko, co zostało napisane, jest po prostu prawdą. Czy można rozpoznać autorów, którzy aż tak się oburzyli, czy rzeczywiście wyciekły jakieś ważne rozmowy? Nie mam pojęcia. Podejrzewam, że nawet bystry bloger, tego nie wychwyci.
Oczywiście, można zauważyć podobieństwo do konkretnych nazwisk. Nie będę kłamała, że nie, no co Wy. Oczywiście, że można. Jeśli potraficie patrzeć oczami, a nie tym, czym mamią was autorzy. Zobaczycie.
Nie umiem napisać, że ta książka jest zabawna. Dla mnie jest przerażająca. Bo dotychczas, myślałam, że tylko ja widzę w ten sposób świat pisarzy/ autorów, wybaczcie, nie umiem wszystkich nazwać pisarzem, tylko dlatego, że wydrukowali mu książkę. Sama siebie, nie nazywam recenzentką, ja piszę opinie. Do recenzji, bardzo mi daleko. Potrafię to dostrzec, nie będę robiła z siebie gwiazdy.
Szkoda, że większość autorów, nie potrafi zobaczyć, czego im brakuje. W co wpadli, w tym całym pędzie do zaistnienia. A jeszcze bardziej jest smutne, to jak blogerzy się sprzedali. Pięknie zostało napisane, jak działa prezentowanie blogerom. Szkoda, że większość, za te głupie gadżety, zachowuje się, jakby nie potrafili samodzielnie myśleć. I wiecie co, jest najgorsze? Pisze teraz do blogerów. Jak dajecie się napuszczać. Wasz autor zostanie skrytykowany, pisze żale, a wy co? Biegniecie jak dzicz, stratować tego, kto ośmielił się napisać odmiennie. Powtórzę kolejny raz. Wstyd.
Podziwiam Panią Kursę, zrobić coś takiego we własnym gnieździe. Trzeba mieć hart ducha, pozostać sobą. Brawo. Ja wiem, że był powód, by ta książka powstała. I bardzo się cieszę, że nie każdy pisarz zachowuje się jak Ci, ukazani w książce. Nie muszę wiedzieć, co Pani zjada na obiad, czy jaką ma piżamkę. Ja chcę czytać Pani książki. I tego się trzymajmy.
Reszta literackich celebrytów. No cóż. Kółka wzajemnej adoracji będą. Muszą się napędzać. Ja ich nie zlikwiduje ani ta książka. Jednak nie muszę w tym uczestniczyć. I nie będę.
Bo wszystko, co zostało napisane, jest po prostu prawdą. Czy można rozpoznać autorów, którzy aż tak się oburzyli, czy rzeczywiście wyciekły jakieś ważne rozmowy? Nie mam pojęcia. Podejrzewam, że nawet bystry bloger, tego nie wychwyci.
Oczywiście, można zauważyć podobieństwo do konkretnych nazwisk. Nie będę kłamała, że nie, no co Wy. Oczywiście, że można. Jeśli potraficie patrzeć oczami, a nie tym, czym mamią was autorzy. Zobaczycie.
Nie umiem napisać, że ta książka jest zabawna. Dla mnie jest przerażająca. Bo dotychczas, myślałam, że tylko ja widzę w ten sposób świat pisarzy/ autorów, wybaczcie, nie umiem wszystkich nazwać pisarzem, tylko dlatego, że wydrukowali mu książkę. Sama siebie, nie nazywam recenzentką, ja piszę opinie. Do recenzji, bardzo mi daleko. Potrafię to dostrzec, nie będę robiła z siebie gwiazdy.
Szkoda, że większość autorów, nie potrafi zobaczyć, czego im brakuje. W co wpadli, w tym całym pędzie do zaistnienia. A jeszcze bardziej jest smutne, to jak blogerzy się sprzedali. Pięknie zostało napisane, jak działa prezentowanie blogerom. Szkoda, że większość, za te głupie gadżety, zachowuje się, jakby nie potrafili samodzielnie myśleć. I wiecie co, jest najgorsze? Pisze teraz do blogerów. Jak dajecie się napuszczać. Wasz autor zostanie skrytykowany, pisze żale, a wy co? Biegniecie jak dzicz, stratować tego, kto ośmielił się napisać odmiennie. Powtórzę kolejny raz. Wstyd.
Podziwiam Panią Kursę, zrobić coś takiego we własnym gnieździe. Trzeba mieć hart ducha, pozostać sobą. Brawo. Ja wiem, że był powód, by ta książka powstała. I bardzo się cieszę, że nie każdy pisarz zachowuje się jak Ci, ukazani w książce. Nie muszę wiedzieć, co Pani zjada na obiad, czy jaką ma piżamkę. Ja chcę czytać Pani książki. I tego się trzymajmy.
Reszta literackich celebrytów. No cóż. Kółka wzajemnej adoracji będą. Muszą się napędzać. Ja ich nie zlikwiduje ani ta książka. Jednak nie muszę w tym uczestniczyć. I nie będę.
Bardzo mnie rozbawiło, że książka wywołała aż taką aferę. Kochani. No co Wy? Przecież już podobna była napisana. W żenującym stylu, ale co poradzić, pisać nie każdy może, ale jak się uprze, to jest jak jest. Dlatego darujcie sobie, bo sami sobie strzelacie w kolanka.
Czy i komu polecam książkę? Jeśli jesteście blogerami, jeśli znacie ten świat. Czytajcie. Może się obrazicie, może coś zrozumiecie. Kto jest poza, cóż. Zobaczy, jak ta machina działa od kuchni. Jednak wyroby, nie zawsze są smakowite. Decydujecie sami. Ja poczekam, na kolejną książkę autorki.
Jeszcze jedno. Moich "FANÓW", bardzo proszę, by linkowali do całości tekstu, kiedy już sobie powycinają fragmenty. Macie odwagę sobie wycinać. Miejcie odwagę mnie powiadomić.
Książkę sponsorowałam sobie SAMA.
Aaaa, to ta książka, co pisałaś, że wywołała mały skandalik ^^. Ja tam się w tematy typu burza w szklance wody nie włączam, ale czasami lubię poobserwować :D. Tylko popcornu brakuje.
OdpowiedzUsuńOdbijając od tematu, nie rozumiem dlaczego tyle osób się zastanawia nad klasyfikacją swoich postów. Czy ma znaczenie, czy bliżej im do typowej opinii / wrażeń / recenzji? Zresztą, słowo recenzja w sumie pasuje do większości, bo mają i część informacyjną, i taką z oceną / opinią. Jakość to inna sprawa :D.
Tak, to właśnie ta książka:)
UsuńWiesz, ja tam niespecjalnie się klasyfikuje. Kiedyś tylko, pamiętam jak pod jednym z postów. Kilku specjalistów, zaczęło się wypowiadać, jak to mój tekst, niczym nie przypominał prawdziwą recenzje. Dlatego zaznaczam, że moje wypociny, są luźne, bez żadnej spiny. Nie zamieszczam notek wydawniczych, tej całej głupiej metryczki, którą każdy sam może sprawdzić. Tylko piszę co myślę:)
Twoja opinia bardzo mi się podoba. I to niezaprzeczalny fakt, z którym się zgadzam, że literacki świat to bagno i to z piraniami. I mnie również ta książka przeraziła i... zasmuciła.
OdpowiedzUsuńSamo opisanie tego środowiska i mechanizmów nim rządzących mnie nie zniesmaczyło. Jednak przytaczanie autentycznych zdarzeń z konkretnymi osobami już tak. Dla mnie postaci są zbyt oczywiste..
I nie, ja też nie stoję po niczyjej stronie. Nie bronię autorów opisanych przez Kursę. Ale absolutnie nie potrafię przyzwolić na wbijanie osobistych szpil pod przykrywką satyry...
Protestuję przeciwko nazywaniu literackiego świata "bagnem z piraniami". Pani Kursa pokazuje tylko jego wycinek, wcale nie największy, za to najbardziej jazgotliwy, dlatego wydaje się ogromny.
OdpowiedzUsuńWiększość autorek to normalne kobiety, które nie tracą czasu na jazgot, bo zajmują się robieniem porządnego researchu, a potem pisaniem, potem korektą autorską, a potem zbieraniem materiału do kolejnej książki i tak w kółko. Do tego spotykają się z czytelnikami, czasem jadą na jakiś festiwal albo zwyczajnie na wakacje z najbliższymi. Na wojny podjazdowe już nie starcza czasu.
Poznałam wiele pisarek na FLK i w 90% były to zupełnie normalne ciężko pracujące osoby. Ale jak ktoś cały czas siedzi w bagienku, nie widzi niczego innego jak tylko bagienko wokół. A to bardzo krzywdząca opinia.
Mam zupełnie inne doświadczenia - z koleżankami po piórze wspieramy się i raczej staramy się sobie pomagać, niż rzucać kłody pod nogi. Prędzej pomyślimy o zorganizowaniu festiwalu albo warsztatów, niż o traceniu czasu na różne dziwne gierki, które prędzej czy później i tak wyjdą na jaw.
Osobiście wychodzę z założenia, że pisarz nie jest po to by go pokazywać, ani nie po to, by mu zaglądać do garnków, tylko żeby pisał dobre książki. I na tym ma się skupić. Ważna jest opowiadana historia, a nie autor.
Chociaż to chyba przestarzałe myślenie, co wytyka mi dorastające dziecko :)
No cóż, odpowiadam mu na to, że jak całkiem dorośnie i będzie mu się chciało, to może założyć agencję promocji i pokazać wszystkim jak to się robi, na przykładzie moich książek ;).
Na razie uważam, że książka powinna bronić się sama. A jeśli czytelnicy lubiący dany sposób pisania wymrą, to i promocja niepotrzebna :)
Ślicznie, że Pani protestuje. Szkoda tylko, że nie mam możliwości, dowiedzieć się kim Pani jest. Bo ukrywanie się pod niewiele mówiącym nickiem, pisanie elaboratu o własnych uwagach jest bardzo łatwe. Ja bym chciała poznać stronę faktyczną. Ponieważ to, co napisała Pani Kursa, ja niestety zaobserwowałam od dawna. I Pani, nawiązuje tylko do tego, że napisała o tej złej stronie. A ja piszę o tym, że ona jest i jak to brzydko wygląda. I niestety, nie miałam okazji poznać pisarzy nie biorących udział w żadnej "aferce", Pani nie daje mi szansy poznać tę, przedstawionej w swojej komentarzu. Przez co, zostaje i tak wrzuca, do tych, którzy są odważni, tylko na odległość. Smutne.
UsuńNiemniej pozdrawiam i życzę sukcesów oraz odwagi :)
Pani Agnieszko, przecież się nie ukrywam, wysłałam nie jako anonim, tylko z konta, które ma profil, link jest aktywny i każdy może kliknąć i sprawdzić kim jestem :)
UsuńAle OK, Anna Łacina się kłania.
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.381136505260001&type=1&l=c4089b37b0
Widocznie ja mam dziś problem z linkami. Bo to już kolejne, które mi wyświetla jako pusty nick:) Chyba rzeczywiście, będę musiała przejść na disqus-a.
UsuńDziękuję za informacje:)
Miło mi Panią gościć u siebie:) Szkoda, że wizyta jest spowodowana, akurat zamieszaniem.
Mnie ogólnie zastanawia, kiedy i dlaczego doszło do rzeczonych scysji. Również uważam, że książki same powinny się bronić. Nie lubię napędzania promocji. I tutaj z pewnością bym się nie wypowiedziała, bo jak wspomniałam. Z autorką książki, po prostu się nie znam. Jednak zwróciłam uwagę na reakcje osób, które przy podobnym zjawisku, nie robiły nic.
O tym, dlaczego Pani Kursa, postanowiła napisać książkę, należy zapytać głównej zainteresowanej.
Możliwe, że teraz zadziała mechanizm - pora na naszą odpowiedź. Ja bym jednak chciała, by opisane sytuacje, odeszły do przeszłości. Autorzy pisali, a ja mogła czytać ciekawe książki :)
I bardzo chcę wierzyć, że w Pani otoczeniu naprawdę jest dobrze. Bo to daje nadzieje. Kto wie? Może moda, na życie pod publikę przeminie, zostanie samo pisanie i wydawanie. Oby tak było! :)
Odradzam disqus. Moim zdaniem łatwiej założyć anonimowe konto na disqus-ie niż konto gogle, które jest powiązane z konkretnym adresem mailowym i automatycznie tworzonym profilem.
UsuńTen blog daje też możliwość komentowania bez zalogowania, co uważam za plus, bo nie każdy ma ochotę się logować, kiedy chce się wypowiedzieć. Disqus pozbawiłby gości takiej opcji. A nie wszyscy mają i chcą mieć konto na disqusie.
Wracając do meritum - myślę, że jest dobrze. Że jest tak dobrze, jak w każdej dużej społeczności - to znaczy są ludzie, którzy robią swoje i mniejsza, ale bardziej hałaśliwa grupka zadymiarzy, próbujących zwrócić na siebie uwagę.
I nie - nie jest prawdą, że pisarki skaczą sobie do gardeł.
Z pewnością plotkujemy, wszak jesteśmy kobietami ;) czasem komentujemy w mniejszym gronie takie czy inne zachowanie kogoś, kto akurat zrobił coś bardziej spektakularnego. Możemy się prywatnie lubić bardziej lub mniej i nie ma to nic wspólnego z oceną naszego pisania - bywają sytuacje, że kogoś bardzo się lubi, ale książek tej osoby się nie czyta, bo np. nie ten gatunek, nie ta półka albo zwyczajnie szkoda na nie czasu. Bywa też odwrotnie - ceni się czyjeś pisanie, ale osobę mniej.
Nie ma w tym nic niezwykłego czy odmiennego od zachowań w innych grupach zawodowych.
Dodam jeszcze, że na przykład z moimi najbliższymi koleżankami po piórze czasem nie zgadzamy się w kwestiach pozazawodowych - na przykład miewamy odmienne poglądy polityczne. Nie przeszkadza to nam się przyjaźnić i wspierać. Jeśli to nie jest dowód na to, że jest dobrze, to cóż nim jest?
Aha, jeszcze dopowiadając - pisząc wyżej "warsztaty" miałam na myśli warsztaty samokształceniowe, kiedy jedna z nas zapraszała np. Inez Kruk albo innego sprawdzonego fachowca, wszystkie osoby uczestniczace składały się na honorarium i odbywały się dość wyspecjalizowane warsztaty na przykład na temat typów narracji albo o konstrukcji bohatera, bo pracy nad sobą nigdy za wiele. Talent i wena to może 10% udanej książki :)
Były one zawsze ogłaszane na facebooku i każdy kto miał ochotę mógł wziąć w nich udział (niezależnie od płci, zawodu czy liczby wydanych książek). Jeśli i to nie jest dowodem na dobrą wolę, to co nim jest? :)
Pozdrawiam serdecznie.
A.Ł.
A to teraz blogerki będą pozwalać autorom na to, o czym mogą pisać? Szok. Czyżby wracała cenzura, a pani blogrerka aspiruje na stanowisko głównego cenzora?
OdpowiedzUsuńTo ja się pytam: co teraz z tymi biednymi, głodnymi kotkami będzie?!
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie, chyba przeczytam:)
OdpowiedzUsuńhttps://slonecznastronazycia.blog/