sierpnia 14, 2018

sierpnia 14, 2018

Mgły Toskanii



Książki Nataszy Sochy, wzbudzają różne emocje. Część odbiorców jest zachwycona, sięga po kolejne tytuły niemalże w ciemno. Z kolei inni, twierdzą, że nie potrafią się odnaleźć. Jedno jest pewne, co łączy obie grupy. Styl autorki, który nie jest nijaki. I chociaż podczas czytania, można na pierwsze wrażenie, pomyśleć, że czasem fabuła spowalnia, to jednak, każde zatrzymanie, ma swój konkretny cel. I naprawdę sztuką jest, by umieć go wyczytać. 

Gdy wyszła zapowiedź Mgieł Toskanii, wiedziałam, że książkę chcę przeczytać. Troszkę sobie odleżała, ale w końcu przyszła na nią pora. Wrażenia mam różne, ale o nich, za chwilę. 



Lena jest konserwatorem zabytków. Pracę swoją bardzo lubi i oddaje się jej całą sobą. Zadania, które ma zlecane, są fascynujące i sprawiają, że nawet największy ignorant sztuki, z wrażeniem pochyli się, nad ukończoną pracą. Bo odkrywanie ukrytych obrazów, czy sprawdzanie autentyczności, musi być naprawdę wspaniałe. To też, zajęcie, któremu się poświęca, jest tym, co kobieta po prostu kocha.

Nasza bohaterka mieszka z Igorem, razem też pracują, bo chociaż mężczyzna konserwatorem nie jest, to jego zadania, również są bardzo istotne. I właśnie praca, połączyła tych dwoje. Można powiedzieć, trafił swój na swego. Porozumiewali się w domu i poza nim.

W końcu Lena otrzymuje propozycje pracy przy fresku, musi polecieć do Toskanii, tam w małym kościółku, czeka na nią coś bardzo interesujące.

Na miejscu nieoczekiwane sytuacje, sprawią, że kobieta poprosi o pomoc mężczyznę, którego w razie wypadku, polecił jej Igor. I tak się jakoś poukłada, że drogi tych trojga, będą się ciągle krzyżowały.


 
Pierwszy raz chyba, po przeczytaniu książki autorki, nie umiem się określić. Z jednej strony, nie zainteresowała mnie sytuacja Leny, tego jej romansu z Ianem. Nie potrafiłam się wczuć, zrozumieć jej postępowania. Najnormalniej w świecie, ta kobieta była mi zupełnie obca. I w żadnej części, nie odnalazłam w niej, coś z siebie.

Co innego jednak mogę napisać o sztuce, samego klimatu Toskanii. Bo ta warstwa, szalenie m nie pochłonęła. Byłam tam, przechadzałam się uliczkami, a nawet smakowałam potraw. I jeszcze sam fresk w kościele. To wszystko sprawiało, że naprawdę z przyjemnością czytałam.

Nie polubiłam Leny, to typ kobiety, z którym ja się rozmijam. Tak kompletnie, nie było mi z nią po drodze. Co do Iana, jako mężczyzna, nie pociągałby mnie. Opis wizualny, czy sposób bycia. Jedno co mnie u tego człowieka się spodobało — Było przeżywanie, tego, jak uczył Lenę odczuwać. Powoli, bez przesytu.

Z jednej strony byłam zachwycona samym klimatem, z drugiej drażniło mnie postępowanie Leny. Jej w pewnym sensie egoizm. No nie lubię takiego zachowania. Lubiłam Igora, fajny facet, no ale cóż zrobić, trafił na kobietę o głębokim sercu. Niespecjalnie potrafię uwierzyć na podział dwóch osobowości. Po prostu nie przemówiło to do mnie.

No i jeszcze Ian, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co ona w nim zobaczyła. Ja wiem, mówi się, że wiek to liczby. Mimo wszystko nie. Po prostu nie poczułam tego rzekomego uczucia.

Podsumowując, Mgły Toskanii, nie jest książką dla każdego. Nie wiem, komu może przypaść do gustu.
Myślę, że każdy powinien zdecydować sam. Mnie się szybko czytało. Jednak wątek uczuciowy, niczym mnie nie ujął. Atmosfera miejsc — bardzo.

Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu Edipresse Książki.

3 komentarze:

  1. Jak lubię książki Sochy, tak do tej nieszczególnie mnie ciągnie, sama nie wiem, dlaczego. Pewnie w końcu przeczytam, jak trafię na nią w bibliotece, ale na razie mi niepilno;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na pewno sięgnę po tę książkę,ponieważ bardzo lubię pióro autorki i na żadnej z jej książek jeszcze się nie zawiodłam.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to nie ma innego wyjścia jak przeczytać samemu i zweryfikować samemu...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger