Zawsze gdy poruszam kwestie społeczne na Instagramie, zadziwia mnie, jak wielki jest odzew. Zazwyczaj czynię takie wpisy w relacjach, które niestety po 24h znikają, dlatego nie zawsze jest możliwość większej dyskusji. Jednak takie wpisy utwierdzają mnie, że wiele osób chce i często ma potrzebę, podzielenia się z innymi, tym, co nie zawsze jest popierane w gronie znajomych, a nawet bliskiej rodziny. Dlatego nosiłam się z pomysłem, że przy zmianie wizualnej bloga, rozszerzę wpisy, o społeczne i czasem podróżnicze.
Dziś przyszła pora na wpis z kategorii, co nas uwiera, a o czym, nie każdy ma odwagę rozmawiać ze znajomy czy rodziną. Bo często brakuje siły przebicia, odwagi czy po prostu - jeszcze nie potrafimy.
Zauważyłam, że mimo wielkie postępu, który jest widoczny na każdym kroku, mentalność ludzi jest jakby zamrożona. Dawniej uważano, że jeśli mąż bije to znaczy, że kocha. I na szczęście przemoc fizyczna od dawna jest potępiana. Chociaż temat co można, a czego nie, w związku, bardzo wnikliwie przeanalizowała inna blogerka - Joanna Pachla.
Dlatego nie będę powielała wątku. Zwróciłam uwagę na co innego. Wśród rodziny i znajomych, cały czas ma się bardzo dobrze, wpieranie - zwłaszcza kobietą, co muszą zrobić, jak postępować, a najlepiej, żeby słuchały co muszą zrobić. Taki ślub, a raczej jego brak. Życie bez ślubu jest bardzo źle widziane. Już nie chodzi o wiarę. Jednak ślub musi być. Mogę tutaj przytoczyć przykład z własnego otoczenia. Chociaż, gdy zabrałam głos właśnie na Instagramie, okazało się, że nie tylko ja, przechodziłam przez najpierw męczącą, a później wręcz natarczywa drogę - kiedy wyjdziesz za mąż. Ano nigdy.
Nie wiem, jak sprawa wygląda w miastach, bo pochodzę ze wsi. I tutaj, odkąd pamiętam, było tak. Kończyłaś szkołę średnią - chłopcy nie musieli. Mogłaś iść na studia, później wręcz było to w dobrym tonie, bo niech ludzie wiedzą, że nie jesteś debilem. Mądra żona przy garach to skarb. I kiedy były te studia, uchowaj Boże czekać na zakończenie, będziesz za stara. Musiał odbyć się ślub. Koniecznie Kościelny(!!!) Na weselu, na które odkładało się latami hajs, potem sprzedawało kilka świń i krów, musiał być ksiądz. Bez księdza wstyd i plotki. I oczywiście największa wiejska Plotkara. Żeby później te plotki, były w mniej krytycznym tonie. Nie ważne, że tej osoby wszyscy szczerze nienawidzili. Musiała być, koniec i kropka
.
I wiecie, to nie jest tak, że ja się naśmiewam z tych moich koleżanek, których życie, właśnie w ten sposób się potoczyło. Tylko później funkcjonowanie w takim społeczeństwie wygląda mniej więcej tak - te, które awansowały bo wyszły za mąż, w swoim mniemaniu, uważają się za lepsze - mają mężów. Koleżanki, które tego nie zrobiły. Oj, nie dobrze, nie wypada utrzymywać z nimi relacji. Przecież są samotne - tak, życie w nieformalnym związku, jest wrzucane do kategorii - niechciana. Nie lepiej wygląda sytuacja między rodzicami tych dziewcząt. Matki córeczek, które nie przyniosły wstydu i mają mężów, pusząc się, kroczą dumnie, wiedząc, że wstyd został zażegnany. Nawet ciąża przed ślubem, została wybaczona. Teraz, nie wypada utrzymywać znajomości z matką, której córka nie dostąpiła zaszczytu wyjścia za mąż - cóż, widać nikt jej nie chce. Tak drodzy państwo. Żyjemy w XXI wieku, kobiety niby są wyzwolone, niby decydują o sobie. A kiedy, jakaś chce życia w nieformalnym związku, albo o zgrozo samotnie. Jest uważana za straconą, nikt jej nie chce. Widać jest beznadziejna.
Drodzy państwo, zmuszanie do ślubów, dalej ma się dobrze. Pełne presji pytania - no to kiedy wesele? Mnie od lat w wychodziło bokiem. Ja nie twierdzę, że śluby same w sobie są czymś złym. Tylko pytanie, dlaczego? Dlaczego Ci, którzy ich nie potrzebują, są odbierani negatywnie i to w otoczeniu najbliższej rodziny i znajomych. Zauważyłam, że większość znajomych, którzy odprawiali huczne wesela, albo się z równym hukiem rozwiodła, albo żyje bo żyje. Nie, nie każde małżeństwo się tak kończy. Niemniej, to, czy związek jest dobry, czy nie, nie decyduje ślub. I wiecie, ja miałam zawsze na tyle siły, by mówić twardo, czego chcę, a zwłaszcza czego nie chcę. Niestety, była to bardzo trudna walka o samą siebie. Wiele znajomości przestało istnieć, ponieważ mój awans społeczny, nie poszedł utartą ścieżką. Nie wyszłam za mąż, nie mam dzieci.
Temat ciąży i pytań o nią, poruszyłam kiedyś. O, ten, to dopiero wzbudził poruszenie. Nic jednak nie pobiło tego o poronieniach. O tym, napiszę innym razem, jest to zbyt mocny problem, który potrzebuje porządnego przygotowania. Bo o poronieniach, mają najwięcej do powiedzenia te kobiety, które były w ciąży zagrożonej, ale nigdy tego nie przeżyły. Druga grupa, uważa, że nie powinno w ogóle się o tym mówić.
Wróćmy do tego, jak się żyje zwykłym parom, które nie chcą, nie czują potrzeby finalizować związek papierem czy przysięgą przed ołtarzem. O singlach nie wspomnę. Jeju, ileż ja się nasłuchałam, gdy w pewnym etapie życia, zrobiłam sobie 5 lat przerwy. Naprawdę, było to calutkie 5 lat, bycia samej, wspominam ten czas czule, bo odpoczywałam od toksycznych relacji, umacniałam poczucie własnej wartości i gdy byłam gotowa. Wiedziałam, do czego absolutnie nie dopuszczę w potencjalnej nowej znajomości. Wiecie jak to wyglądało z zewnątrz? "jest stara" - miałam około 24-29 lat, "jest już straconą, w tym wieku?", "I naprawdę nie chcesz go poznać?" - tak, aranżowane spotkania, zwłaszcza te przypadkowe, jakże byłam "wdzięczna"!
Zauważyliście, jak trudno pogodzić się z decyzją innych, kiedy się powie, jestem sam/a bo tak chce? Nie, Ty musisz kogoś mieć i Twoi znajomi/ rodzina, na pewno się postarają, żeby z kimś poznać. Nie chcesz? Nie, tak Ci się tylko wydaje.
Intrygujący wpis. Też się podpisuję pod wieloma rzeczami tutaj poruszanymi. Pozdrawiam serdecznie, już po - świątecznie : -). I memy - miód na me serce :-) Dobrej nocy :-)
OdpowiedzUsuńJakiej nocy :) młoda godzina! Memy często pokazują więcej, niż tysiąc słów;) czyli jednak coś w tym noim wpisie, odnosi się również do mężczyzn,niestety moge pisać tylko z perspektywy kobiecej:)
Usuńdzięki za komentarz!
Co do szacunku to mam wrażenie że jest to bardzo deficytowa sprawa, no i cóż... przykre to.
OdpowiedzUsuńNiestety, w czasach gdy krzyczą o tolerancji wszelkiej maści, ludziom brakuje szacunku w sprawach codziennych.
UsuńTeż nie rozumiem tego podejścia do ślubów, że trzeba je obowiązkowo brać i najlepiej nie za późno. To każdego osobista sprawa. Różnie się też pewne sprawy w życiu układają itp.
OdpowiedzUsuńDokładnie, ale są otoczenia gdzie jest to wręcz wymuszane, czasem przeróżnymi naciskami i szantażami.
Usuńja wczoraj miałam większe rodzinne spotkanie i na szczęście nikt nie pytał o powiększenie rodziny. Jeszcze nie, chociaż przed ślubem mój ojciec w kółko chodził nakręcony,że zaraz chrzciny powinny być...
OdpowiedzUsuńPytania dotyczące powiększenia rodziny są nie dość, że po prostu bezczelnie, to w dodatku często krzywdząc.
UsuńDość przygnębiający wpis. Jak sama napisałaś, XXI wiek, a niektórzy wciąż w lesie. Miałam taki czas, że przy każdym spotkaniu z mamą i babcią słyszałam w kółko te same pytania. Dziś pewnie byłabym mądrzejsza i od razu je ucinała, a wtedy wdawałam się w dyskusje, które przynosiły jedynie przykrość obu stronom. Żadna nie dożyła mojego ślubu, a nawet gdyby, nie byłaby zadowolona z jego formy. Osobiście uważam, że ślub przydaje się do jednej rzeczy - wiesz, że ma cię kto pochować i to tak, jak sobie tego życzysz (np. skremować i zaprosić mistrza ceremonii, a nie księdza).
OdpowiedzUsuńOdnoszę wrażenie, że presja idzie głównie od nieszczęśliwych osób. Albo inaczej, od szczęśliwych na pokaz. Kłuje ich w oczy, kiedy ktoś żyje po swojemu, bo oni tak nie umieli albo zabrakło im odwagi.
Można podzielić ludzi, którzy nakładają presję. Jedni, to właśnie Ci nieszczęśliwi, którym nie wyszło. Zostali wmanewrowani w coś, czego nie do końca chcieli. I teraz tkwiąc w nieszczęśliwych relacjach, szukają u innych potknięć. A drudzy, to ofiary schematu. Wieloletnie wbijanie do głów- trzeba ślub, potem dziecko. I koniec. Inny scenariusz był nie do pomyślenia. Podobnie jak wygląd ślubu. Z jednej strony frustraci, a z drugiej zlęknieni inności i odstępowania od znanych, utartych szlaków.
UsuńAga jak bardzo się z tym zgadzam co piszesz... co prawda sama jestem w sformalizowanym związku ale sama tego chciałam. Jednakże nigdy nie potępiałam ani nie oceniałam osób które chciały żyć po swojemu. Wątpię czy kiedyś ludzie zajmą się swoim życiem i przestana oceniać i nakazywać.. przecież "wiedzą lepiej" jak masz żyć. Co do zwiazków i bycia z kimś - mając 19letnią córkę - i obserwując jej środowisko widzę wciąż -jak dużo młodych ludzi wprost pędzi do tego żeby być z kimś, boi się być - żyć w samotności, nieważne jaki związek byleby był.. i potem to rodzi frustrację, zazdrość, złość i koło kręci się dalej... I tak jestesmy wciąż w czarnej mentalnej d.. najważniejsze pytania a czemu jesteś sama? a kiedy ślub? a kiedy dziecko? ... a to ze Twoje życie, twoje decyzje i ze Ty chcesz je przezyc po swojemu - mało kogo obchodzi... pozdrawiam serdecznie Ola/kolorolka ig/
OdpowiedzUsuńJak się cieszę, że dotarłaś tu za mną:) wyglądałam Cię na blogu:)
UsuńOj, z tym co napisałaś o młodych- też zauważyłam ich strachu przed byciem samym. Ciekawe dlaczego tak się dzieje. Może powodem jest brak akceptacji siebie?