stycznia 06, 2022

stycznia 06, 2022

Rozważania o społecznych i rodzinnych "musisz" i "tak trzeba"

źródło 


Zawsze gdy poruszam kwestie społeczne na Instagramie, zadziwia mnie, jak wielki jest odzew. Zazwyczaj czynię takie wpisy w relacjach, które niestety po 24h znikają, dlatego nie zawsze jest możliwość większej dyskusji. Jednak takie wpisy utwierdzają mnie, że wiele osób chce i często ma potrzebę, podzielenia się z innymi, tym, co nie zawsze jest popierane w gronie znajomych, a nawet bliskiej rodziny. Dlatego nosiłam się z pomysłem, że przy zmianie wizualnej bloga, rozszerzę wpisy, o społeczne i czasem podróżnicze. 

Dziś przyszła pora na wpis z kategorii, co nas uwiera, a o czym, nie każdy ma odwagę rozmawiać ze znajomy czy rodziną. Bo często brakuje siły przebicia, odwagi czy po prostu - jeszcze nie potrafimy. 

Zauważyłam, że mimo wielkie postępu, który jest widoczny na każdym kroku, mentalność ludzi jest jakby zamrożona. Dawniej uważano, że jeśli mąż bije to znaczy, że kocha. I na szczęście przemoc fizyczna od dawna jest potępiana. Chociaż temat co można, a czego nie,  w związku, bardzo wnikliwie przeanalizowała inna blogerka - Joanna Pachla.

 Dlatego nie będę powielała wątku.  Zwróciłam uwagę na co innego. Wśród rodziny i znajomych, cały czas ma się bardzo dobrze, wpieranie - zwłaszcza kobietą, co muszą zrobić, jak postępować, a najlepiej, żeby słuchały co muszą zrobić. Taki ślub, a raczej jego brak. Życie bez ślubu jest bardzo źle widziane. Już nie chodzi o wiarę. Jednak ślub musi być. Mogę tutaj przytoczyć przykład z własnego otoczenia. Chociaż, gdy zabrałam głos właśnie na Instagramie, okazało się, że nie tylko ja, przechodziłam przez najpierw męczącą, a później wręcz natarczywa drogę - kiedy wyjdziesz za mąż. Ano nigdy. 

Nie wiem, jak sprawa wygląda w miastach, bo pochodzę ze wsi. I tutaj, odkąd pamiętam, było tak. Kończyłaś szkołę średnią - chłopcy nie musieli.  Mogłaś iść na studia, później wręcz było to w dobrym tonie, bo niech ludzie wiedzą, że nie jesteś debilem. Mądra żona przy garach to skarb. I kiedy były te studia, uchowaj Boże czekać na zakończenie, będziesz za stara. Musiał odbyć się ślub. Koniecznie Kościelny(!!!) Na weselu, na które odkładało się latami hajs, potem sprzedawało kilka świń i krów, musiał być ksiądz. Bez księdza wstyd i plotki. I oczywiście największa wiejska Plotkara. Żeby później te plotki, były w mniej krytycznym tonie. Nie ważne, że tej osoby wszyscy szczerze nienawidzili. Musiała być, koniec i kropka

I wiecie, to nie jest tak, że ja się naśmiewam z tych moich koleżanek, których życie, właśnie w ten sposób się potoczyło. Tylko później funkcjonowanie w takim społeczeństwie wygląda mniej więcej tak - te, które awansowały bo wyszły za mąż, w swoim mniemaniu, uważają się za lepsze - mają mężów. Koleżanki, które tego nie zrobiły. Oj, nie dobrze, nie wypada utrzymywać z nimi relacji. Przecież są samotne - tak, życie w nieformalnym związku, jest wrzucane do kategorii - niechciana.  Nie lepiej wygląda sytuacja między rodzicami tych dziewcząt. Matki córeczek, które nie przyniosły wstydu i mają mężów, pusząc się, kroczą dumnie, wiedząc, że wstyd został zażegnany. Nawet ciąża przed ślubem, została wybaczona. Teraz, nie wypada utrzymywać znajomości z matką, której córka nie dostąpiła zaszczytu wyjścia za mąż - cóż, widać nikt jej nie chce. Tak drodzy państwo. Żyjemy w XXI wieku, kobiety niby są wyzwolone, niby decydują o sobie. A kiedy, jakaś chce życia w nieformalnym związku, albo o zgrozo  samotnie. Jest uważana za straconą, nikt jej nie chce. Widać jest beznadziejna. 

Drodzy państwo, zmuszanie do ślubów, dalej ma się dobrze. Pełne presji pytania - no to kiedy wesele? Mnie od lat w wychodziło bokiem. Ja nie twierdzę, że śluby same w sobie są czymś złym. Tylko pytanie, dlaczego? Dlaczego Ci, którzy ich nie potrzebują, są odbierani negatywnie i to w otoczeniu najbliższej rodziny i znajomych. Zauważyłam, że większość znajomych, którzy odprawiali huczne wesela, albo się z równym hukiem rozwiodła, albo żyje bo żyje. Nie, nie każde małżeństwo się tak kończy. Niemniej, to, czy związek jest dobry, czy nie, nie decyduje ślub. I wiecie, ja miałam zawsze na tyle siły, by mówić twardo, czego chcę, a zwłaszcza czego nie chcę. Niestety, była to bardzo trudna walka o samą siebie. Wiele znajomości przestało istnieć, ponieważ mój awans społeczny, nie poszedł utartą ścieżką. Nie wyszłam za mąż, nie mam dzieci.  

Temat ciąży i pytań o nią, poruszyłam kiedyś. O, ten, to dopiero wzbudził poruszenie. Nic jednak nie pobiło tego o poronieniach. O tym, napiszę innym razem, jest to zbyt mocny problem, który potrzebuje porządnego przygotowania. Bo o poronieniach, mają najwięcej do powiedzenia te kobiety, które były w ciąży zagrożonej, ale nigdy tego nie przeżyły. Druga grupa, uważa, że nie powinno w ogóle się o tym mówić. 

Wróćmy do tego, jak się żyje zwykłym parom, które nie chcą, nie czują potrzeby finalizować związek papierem czy przysięgą przed ołtarzem.  O singlach nie wspomnę. Jeju, ileż ja się nasłuchałam, gdy w pewnym etapie życia, zrobiłam sobie 5 lat przerwy. Naprawdę, było to calutkie 5 lat, bycia samej, wspominam ten czas czule, bo odpoczywałam od toksycznych relacji, umacniałam poczucie własnej wartości i gdy byłam gotowa. Wiedziałam, do czego absolutnie nie dopuszczę w potencjalnej nowej znajomości. Wiecie jak to wyglądało z zewnątrz? "jest stara" - miałam około 24-29 lat, "jest już straconą, w tym wieku?", "I naprawdę nie chcesz go poznać?" - tak, aranżowane spotkania, zwłaszcza te przypadkowe, jakże byłam "wdzięczna"!

 Zauważyliście, jak trudno pogodzić się z decyzją innych, kiedy się powie, jestem sam/a bo tak chce? Nie, Ty musisz kogoś mieć i Twoi znajomi/ rodzina, na pewno się postarają, żeby z kimś poznać. Nie chcesz? Nie, tak Ci się tylko wydaje. 



Jesteśmy cały czas, w mentalnej czarnej dupie. Inaczej o tym napisać nie można. Nasze społeczeństwo nie potrafi akceptować odmienności decyzji. Nie potrafimy szanować ludzi kiedy ich postrzeganie świata jest różne od naszego. Nie trzeba robić krzywdy, wystarczy, że nie idzie się utartym schematem i staje się wykluczonym. Najgorsze jednak jest to, że wiele osób, nie ma na tyle siły, by sprzeciwić się własnej rodzinie, a nawet znajomym. Strach przed ich opinią, a już tym bardziej potępieniem, jest wręcz ogromny. Takich ludzi jest wielu, pod wpływem presji, decydują się na związki, które nie do końca satysfakcjonują.

Nie będę uprawiała moralizatorstwa, tego w jaki sposób postępować. Każdy powinien sam nauczyć się stawiać pewne granice. Ciekawi mnie jednak, jak wyglądają te sprawy w waszym otoczeniu? Czy jest podobnie? A może, jednak postęp mentalny poszedł do przodu i wyżej opisane przeze mnie przykłady, dawno odeszły w zapomnienie? Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami:)


12 komentarzy:

  1. Intrygujący wpis. Też się podpisuję pod wieloma rzeczami tutaj poruszanymi. Pozdrawiam serdecznie, już po - świątecznie : -). I memy - miód na me serce :-) Dobrej nocy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiej nocy :) młoda godzina! Memy często pokazują więcej, niż tysiąc słów;) czyli jednak coś w tym noim wpisie, odnosi się również do mężczyzn,niestety moge pisać tylko z perspektywy kobiecej:)

      dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Co do szacunku to mam wrażenie że jest to bardzo deficytowa sprawa, no i cóż... przykre to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, w czasach gdy krzyczą o tolerancji wszelkiej maści, ludziom brakuje szacunku w sprawach codziennych.

      Usuń
  3. Też nie rozumiem tego podejścia do ślubów, że trzeba je obowiązkowo brać i najlepiej nie za późno. To każdego osobista sprawa. Różnie się też pewne sprawy w życiu układają itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, ale są otoczenia gdzie jest to wręcz wymuszane, czasem przeróżnymi naciskami i szantażami.

      Usuń
  4. ja wczoraj miałam większe rodzinne spotkanie i na szczęście nikt nie pytał o powiększenie rodziny. Jeszcze nie, chociaż przed ślubem mój ojciec w kółko chodził nakręcony,że zaraz chrzciny powinny być...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytania dotyczące powiększenia rodziny są nie dość, że po prostu bezczelnie, to w dodatku często krzywdząc.

      Usuń
  5. Dość przygnębiający wpis. Jak sama napisałaś, XXI wiek, a niektórzy wciąż w lesie. Miałam taki czas, że przy każdym spotkaniu z mamą i babcią słyszałam w kółko te same pytania. Dziś pewnie byłabym mądrzejsza i od razu je ucinała, a wtedy wdawałam się w dyskusje, które przynosiły jedynie przykrość obu stronom. Żadna nie dożyła mojego ślubu, a nawet gdyby, nie byłaby zadowolona z jego formy. Osobiście uważam, że ślub przydaje się do jednej rzeczy - wiesz, że ma cię kto pochować i to tak, jak sobie tego życzysz (np. skremować i zaprosić mistrza ceremonii, a nie księdza).

    Odnoszę wrażenie, że presja idzie głównie od nieszczęśliwych osób. Albo inaczej, od szczęśliwych na pokaz. Kłuje ich w oczy, kiedy ktoś żyje po swojemu, bo oni tak nie umieli albo zabrakło im odwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można podzielić ludzi, którzy nakładają presję. Jedni, to właśnie Ci nieszczęśliwi, którym nie wyszło. Zostali wmanewrowani w coś, czego nie do końca chcieli. I teraz tkwiąc w nieszczęśliwych relacjach, szukają u innych potknięć. A drudzy, to ofiary schematu. Wieloletnie wbijanie do głów- trzeba ślub, potem dziecko. I koniec. Inny scenariusz był nie do pomyślenia. Podobnie jak wygląd ślubu. Z jednej strony frustraci, a z drugiej zlęknieni inności i odstępowania od znanych, utartych szlaków.

      Usuń
  6. Aga jak bardzo się z tym zgadzam co piszesz... co prawda sama jestem w sformalizowanym związku ale sama tego chciałam. Jednakże nigdy nie potępiałam ani nie oceniałam osób które chciały żyć po swojemu. Wątpię czy kiedyś ludzie zajmą się swoim życiem i przestana oceniać i nakazywać.. przecież "wiedzą lepiej" jak masz żyć. Co do zwiazków i bycia z kimś - mając 19letnią córkę - i obserwując jej środowisko widzę wciąż -jak dużo młodych ludzi wprost pędzi do tego żeby być z kimś, boi się być - żyć w samotności, nieważne jaki związek byleby był.. i potem to rodzi frustrację, zazdrość, złość i koło kręci się dalej... I tak jestesmy wciąż w czarnej mentalnej d.. najważniejsze pytania a czemu jesteś sama? a kiedy ślub? a kiedy dziecko? ... a to ze Twoje życie, twoje decyzje i ze Ty chcesz je przezyc po swojemu - mało kogo obchodzi... pozdrawiam serdecznie Ola/kolorolka ig/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się cieszę, że dotarłaś tu za mną:) wyglądałam Cię na blogu:)
      Oj, z tym co napisałaś o młodych- też zauważyłam ich strachu przed byciem samym. Ciekawe dlaczego tak się dzieje. Może powodem jest brak akceptacji siebie?

      Usuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger