stycznia 31, 2022

stycznia 31, 2022

Chłopiec zwany gwiazdką


 


Jest to, ostatnia świąteczna książka, przeczytana już troszkę po terminie. Końcówka roku, jak również początek - kolejny już raz, będzie niebawem, że przełom grudnia/stycznia są po prostu tragiczne, pokazały mi, że planować to ja sobie mogę, a wychodzi i tak zupełnie inaczej.

„Chłopiec zwany Gwiazdką” przeczytałam bardzo szybko, może dlatego, że strony jakoś same przelatują, tekstu tak naprawdę nie jest zbyt wiele, jak w normalnej książce. I niby jest to kategoria, również dla dzieci, ale ja bym się jednak zastanowiła, czy dla wszystkich? A dlaczego? O tym napiszę za chwilę.

Mikołaj mieszka razem z ojcem, który pracuje w lesie jako drwal. Często zabiera syna ze sobą, ale ten, musi być bardzo ostrożny, by nie zbliżać się do zagrożenia. Tak naprawdę, wyprawy z ojcem do lasu, są jedyną rozrywką chłopca. W domu nie bardzo ma co robić - brakuje zabawek, nie licząc lalki z rzepy, którą dostał od zmarłej mamy. To jedyna pamiątka, którą po sobie pozostawiła. Jeśli chodzi o rzeczy materialne. Bo we wspomnieniach zawsze będzie obecna.

W domu jest biednie, zresztą, zamieszkiwaną chatkę nie można nazwać domem. Jednopokojowa izba, która służy, za sypialnie, kuchnie i łazienkę. Jednak Mikołaj nigdy nie narzekał, był z ojcem zżyty, a że czasem brakowało pewnych rzeczy, lub jedzenia? Cóż, ważne, że mieli siebie. Do czasu.
Gdy zjawił się pewien człowiek z propozycją wyprawy do miejsca, z którego nikt nigdy nie wrócił. Ekspedycja miała trwać kilka miesięcy. W tym czasie chłopiec, miał zostać pod opieką swojej ciotki - siostry ojca. I jeśli ktoś pomyśli, że to nawet dobrze. Srogo się może rozczarować. Ponieważ owa kobieta, nie przejawiała żadnych ludzkich odruchów względem dziecka. Zgorzkniała i złośliwa, na każdym kroku uprzykrzała życie siostrzeńcowi. Aż przyszedł moment, kiedy udręczony Mikołaj, uciekł z domu w poszukiwaniu ojca. Nie miał już nic do stracenia.

Miejsce, do którego zmierzał, wydawało się odległe i nierealne, a istoty zamieszkujące zupełnie nieprawdziwe. Jednak Mikołaj skrycie wierzył, że gdy uda mu się dotrzeć do tej magicznej krainy, odnajdzie ukochanego ojca i będą znowu szczęśliwi. Podróż okazała się nadzwyczaj trudna i ryzykowna, a to, co zastał u jej kresu, okazało się zupełnie inne, niż sobie wyobrażał. I nawet wizja spotkania z ojcem, została przyćmiona.

Nie mam pojęcia, co sobie wyobrażałam, gdy zdecydowałam na przeczytanie tej książki. Może tego, że zastanę magiczną historię, która na chwilę wprowadzi do świata baśni, w którym nierealne istoty i wydarzenia, mają swój charakterystyczny urok?

Pewne jest, że absolutnie, nie była to baśń, którą mogłabym polecić małym dzieciom. Może tym starszym. Fabuła jest dosyć osobliwa. Do momentu, kiedy nasz Mikołaj ucieknie z domu, chwilami jest wręcz przerażająco. Postać ciotki przebiła czarownicę z domu z piernika - ta chociaż karmiła biedne dzieci. Zołzowata ciotka chciała zamorzyć głodem swojego podopiecznego. Kolejna sprawa. Gdy przechodzimy do następnego etapu - w którym nasza wyobraźnia powinna pozwolić na zobaczenie tego, co raczej jest wątpliwe w rzeczywistości, ja miałam wrażenie, że będzie mimo wszystko magicznie.
Otóż nie! W książce mają pojawić się elfy, jakieś tam inne dziwy i cuda. Nie mam nic przeciwko elfom, mogłabym jakiegoś spotkać, niestety grzybki halucynki jeszcze mnie nie przekonały. W każdym razie, na pewnym etapie książki, jest wątek wybuchania głów. Tak, dokładnie tak, z ciekawym i nieco prześmiewczym opisem. No ja nie wiem, czy tę książkę dałabym dzieciom.

Trudno jest mi napisać, że ta książka jest zła i absolutnie nie należy po nią sięgać. Niestety dla mnie sporo fragmentów było zbyt przytłaczających i ciężkich, jak na historię, która miała być z pozoru klimatyczna i nastrojowa. Ja tego nastroju zupełnie nie poczułam. A jeśli chodzi o to, jak ten chłopiec stał się gwiazdką i cała jego późniejsza historia. Lekko mnie pokonała, a na pewno, nie przekonała. Nie odradzę, ponieważ wiem, że tego typu konstrukcje mają swoich zwolenników. Niemniej, „Chłopiec zwany Gwiazdką” nie trafi do każdego, a już na pewno, nie do każdego dziecka.


Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Papierowe Motyle

7 komentarzy:

  1. Dla mnie też byłaby zbyt ciężka, ale w wolnej chwili poczytam recenzje innych książek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej - tym razem nie dla mnie . Serdeczne pozdrowienia :-) .

    OdpowiedzUsuń
  3. Też spodziewałabym się bardziej magicznej atmosfery po tego typu książce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakiś czas temu ta książka, która znajdowała się na sklepowej witrynie, przykuła moją uwagę okładką. Tematyka ciężka, ale ja akurat lubię książki, które potem trzeba przemyśleć. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wizyty w moich skromnych progach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Różne są gusta, u dzieci również. Kiedyś za odpowiednie uważano nieocenzurowane wersje baśni braci Grimm i nikogo to nie szokowało. Myślę, że dzieciom od pewnego wieku należy pokazywać, że świat nie jest czarno-biały, a rodzice powinni decydować jaki to będzie wiek i która książka. Może do kogoś akurat trafi ta osobliwa historia? Wyłączając wybuchy głowy, nie jestem niczym zszokowana.
    Bardzo dobra recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię historie dla nieco młodszych czytelników, ale zazwyczaj liczę wtedy na ciekawy klimat. Tu nie czuję się przekonana. Polecam Ci za to powieści Frances Hardinge - nietuzinkowe i wciągające :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przed świętami miałam okazję obejrzeć filmową wersję tej historii na Netflixie, lecz film mnie zupełnie nie porwał, historia bardzo średnia. Po Twojej recenzji widzę, że i książka nie powala pod tym względem. Ja również zwróciłam uwagę na brak stricte świątecznego klimatu i dosyć dużą brutalność pewnych scen.

    pozdrawiam serdecznie
    Help Book

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger