sierpnia 17, 2014

sierpnia 17, 2014

Nie licząc kota



Dziwnym trafem rozpoczęłam przygodę z książkami Kasi Bulicz-Kasprzak od środka, najpierw była Nalewka później Meandry by wrócić do samego początku, od którego wszystko się zaczęło. Nie miałam wątpliwości,że fabuła mnie nie zawiedzie. Są autorzy, których książek można być pewnym.Jakie więc są moje wrażenia po Kocie i komu go polecam? Zapraszam do recenzji:).

Związki bywają różne, po te rozpoczęte płomiennym uczuciem trwającym i nie ustającym, nieco bardziej stabilne bez wylewnego okazywania uczuć, po te fałszywe. Prawda jest taka,że na początku żyjemy euforią by później zacząć myśleć, analizować a na końcu węszyć. Co? a to już wedle uznania. Asia od zawsze miała niskie poczucie własnej wartości. Kilka związków co by nie było,że jest z nią coś nie tak. Ma pracę, tytuł doktora. Wykłada na uczelni i mieszka ze swym mężczyzną. Oczywiście jest szczęśliwa. W końcu Łukasz jest bardzo dobrym partnerem życiowym, wysoko sytuowany. Przez co mógłby mieć każdy, a wybrał ją. Asię i to wszystko przez zwykły przypadek. 
Telefony w środku nocy, albo z samego rana nie wróżą nic dobrego, zwłaszcza od rodziców. Joanka słysząc głos matki po drugiej stronie słuchawki próbowała skupić myśli na fakcie, iż jej sen został brutalnie przerwany, w dodatku trzeba było dowiedzieć się dlaczego jej rodzicielka dzwoni o tak barbarzyńskiej porze. Powód był zaskakujący, nie dlatego,że była nim śmierć ciotki z którą od wielu lat nie utrzymywała kontaktu, a termin pogrzebu. Nierealny by być obecną podczas ceremonii, na co Asia w ogóle nie miała ochoty, więc brak czasu była akurat sprzymierzeńcem. Już miała odpuścić sobie sprawę gdy matka zakomunikowała coś jeszcze. Z Joanną chce skontaktować się adwokat, w sprawie spadku, jakiego? tego już nie wiedziała. Chcąc nie chcąc trzeba było udać się w kilkuset kilometrową podróż, by dowiedzieć jak sprawy wyglądają z bliska. Jak najszybciej pozamykać i wrócić do domu, pracy i ukochanego.
Wysiadając już na stacji poczuła się nieswojo, a przecież tyle lat przeżyła w tym miasteczku, musiała mieć jakieś pozytywne wspomnienia, tylko jakimś dziwnym trafem nie mogła żadnego przywołać. Postanowiła udać się do adwokata czy też notariusza, może będzie miał dla niej czas przed umówioną godziną. I rzeczywiście, czas miał a razem z nim wszechobecny bałagan. Przy kawie i bułeczce dowiedziała się co otrzymała w testamencie i jakie podjąć kroki by otrzymać wszystko zgodnie z prawem. Szymon, bo tak miał na imię ów notariusz bałaganiarz, wręczył lekko oszołomionej kobiecie klucze od mieszkania ciotki Wandy. Nie było innego wyjścia jak udać się do miejsca, które nie specjalnie przyciągało wspomnieniami..
Jeżeli myślała,że wejdzie i w spokoju rozejrzy się po kątach była w wielkim błędzie. Już na schodach została napadnięta przez sąsiadkę, która w obronie dobytku zmarłej była gotowa wzywać milicję, by po późniejszych wyjaśnieniach serwować obiadek. Pani Lusia miała wiele cech, ale jej jedną i najbardziej widoczną była cierpliwość, potrafiła godzinami czatować na nowo przybyłą spadkobierczynie. Samotność popycha starszych ludzi do różnych zachowań, byle tylko te miały jeden oczekiwany skutek, towarzystwo!
Jest jeszcze ktoś, komu zdechł człowiek, w sumie nie ma w tym niczego dziwnego. Każdy kto się zestarzeje zdycha, ale co teraz będzie z nim? Jeść dostaje, kuweta czysta, tylko samemu jest smutno, nowa człowiek ma dziwny zapach, a co najgorsze nie potrafi odebrać sygnałów wysyłanych przez niego!
W dodatku Asia ma problem, przeszłość daje o sobie znać, nie jest pewna co tak naprawdę jest z jej związkiem, pada ofiarą zemsty fryzjerki  i  w tym wszystkim nie wie jak wygląda jej nowy kot.


Jak wspomniałam na początku, byłam przekonana,że książka mnie nie zawiedzie, styl Kasi Bulicz-Kasprzak jest bardzo przyjemny w odbiorze, niby powieść nie porusza niczego nowego, bo temat miłości w różnych jej obliczach był poruszony na wiele sposobów, a jednak Nie licząc kota ma w sobie coś takiego co sprawiło,że nie mogłam oderwać się od stron. Jako,że jestem wielką kociarą bardzo ucieszyło mnie,że w fabule został zawarty wątek z przedstawicielem właśnie tego gatunku zwierząt. Zaś wypowiedzi kocura  i jego przemyślenia nie jeden raz sprawiały,że się zaśmiewałam. 
Każdy bohater był charakterystyczny, ale to pani Lucynka podbiła moje serce, osobiście uwielbiam takie staruszki, może i są one natrętne, czasem męczące ale jakież urocze przez swoją nadopiekuńczość, w końcu bycie samemu zbyt długo dla każdego normalnego odbije się w taki czy inny sposób. Lucynka uwielbiała karmić, a to,że nie każdemu jej kuchnia musiała smakować.. no cóż, bywa i tak. Joasia była uprzedzona, może powodem była przeszłość, która nie jawiła się zbyt wesoło, zaś zmierzenie z nią nie należało do najprzyjemniejszych. Osobiście polubiłam jej osobę, chociaż chwilami denerwowało mnie jak traktuje moją Lucynkę. Bardzo, ale to bardzo przypadł do mego kobiecego gustu Szymon, facet z marzeń, szkoda,że tylko w książkach mogę takich poznać. 
Nie jest to książka tylko o pięknej szczęśliwej miłości, przede wszystkim ukazuje jak nasza przeszłość potrafi wpłynąć  na teraźniejsze życie, zaś ludzie, których wydawało się nam,że znamy są zupełnie inni. W każdym są ukryte przykre doświadczenia, jedni potrafią sobie poradzić z tym co zadało bolesny cios, bywa,że to co złe zostaje wyparte, ale nigdy nie można uciec przed tym co dręczy. Nie uporządkowane sprawy wrócą i zmuszą do zmierzenia z nimi. A kiedy w końcu zostaną definitywnie zamknięte będziemy mogli ruszyć dalej.
Książka jest bardzo dobra na tak zwane odstresowanie po trudniejszych lekturach, miło spędzone chwile gwarantowane. Polecam jako odmóżdżacz, poprawiacz humoru, na wakacje i deszczowe dni:).


Książka bierze udział w wyzwaniu "Polacy nie gęsi".


6 komentarzy:

  1. Seria Babie lato ostatnio coraz chętniej recenzowana na blogach. Nie licząc kota... jeszcze przede mną, ale widzę, że warto sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście bardzo lubię takie ciepłe, optymistyczne powieści obyczajowe, dlatego chętnie zapoznam się z powyższą pozycją, tym bardziej, że ujęła mnie swoją piękną okładką i ciekawą fabułą. No i twoja recenzja także kusi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam twórczości Kasi Bulicz-Kasprzak, ale ostatnio bardzo często jej utwory są oceniane w blogosferze. Jestem coraz bardziej zachęcona...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kot, dla mnie bohater numer jeden:)
    Jak ja bym chciała już coś nowego Kasi:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Z tej serii czytałam "Ballada o ciotce Matyldzie" książka bardzo mi się podobała, jak spotkam powyższą to też chętnie po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam, to świetna, relaksująca powieść. Polecam na letnie, wakacyjne dni :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger