listopada 24, 2016

listopada 24, 2016

Obudź się kopciuszku



Ostatnimi czasy chłonę niemalże każdą książkę nawiązującą do świąt. Wiem, zostało jeszcze sporo czasu, ale co mi szkodzi w te wyjątkowe dni przeczytać jeszcze raz? O ile lektura będzie naprawdę godna powtórzenia i wczucia w emocje.

Byłam niezmiernie ciekawa oraz pozytywnie nastawiona do lektury Obudź się kopciuszku, okładka tak bardzo mnie przyciągnęła. Poczułam, że będzie iście zimowo i świątecznie. No i jeszcze może jakaś magia się znajdzie? Jak myślicie? Czy książka spełniła moje czytelnicze oczekiwania?

Poznajemy Alicję, panią doktor, pracującą na wszelkich możliwych dyżurach. Każdą chwilę spędzającą na oddziale szpitalnym. Łącznie ze świętami. Tym razem jednak jej przyjaciele z czasów liceum postanawiają zmienić plany i wyrwać zapracowaną koleżankę ze szpon fartucha, zabrać na imprezę sylwestrową w góry. W planach były również święta, ale nieugięta kobieta kategorycznie odmówiła. Dwa dni i koniec. Przemęczy się podczas szaleńczej nocy — ponieważ zabawa w jej wieku jest dopustem Bożym. Ludzie odstręczają i ogólnie co jest fajnego w spędzaniu czasu na zabawie. Też mi fanaberie. Biedna Alicja. Zamiast spędzić ostatnią noc roku wśród chorych, będzie zmuszona się bawić i – co gorsza – udawać, że jest fajnie. Trudno. Czasem trzeba się poświęcić. Niech już jej więcej nie proszą.

W końcu zbuntowana pani doktor dociera do ośnieżonego Zakopanego. O dziwo, zamiast męki czuje radość. Widoki są naprawdę imponujące, majestat gór przyciąga jej oczy. Alicja powoli zaczyna przekonywać się do słuszności decyzji o przyjeździe. Znajomi nie dają zbyt długo roztrząsać sprawy pobytu, zarządzają wyprawę nad morskie oko.

Podziwiając uroki miejsca, grupa przyjaciół jest świadkiem pewnego zdarzenia, gdzieś na szlaku wyżej, jedna z turystek ulega wypadkowi. Na całe szczęście pomoc TOPR-owców okazuje się nieoceniona. Później już po powrocie, oglądają relację z wypadku w telewizji, panie zwracają uwagę na udzielającego odpowiedzi ratownika. Przystojnego, rzecz jasna. Nie może być inaczej.

Przychodzi dzień zabawy, co za tym idzie, zaczyna udzielać się nastrój przygotowań, kreacje, makijaże i cała reszta. Alicja również się szykuje — ponieważ musi oczywiście, jak już odbywać karę zabawy to z klasą.

Impreza jak to impreza. Alkohol muzyka. Ogólna wrzawa i hulanki. Alicja, żeby ścierpieć godziny męczarni, potrzebuje znieczulenia. Inaczej się nie uda. Podczas próby przetrwania nawiązuje kontakt (towarzyski, żeby nie było) z Michałem (panem TOPR) No i nagle między jednym a drugim kieliszeczkiem pani doktor uświadamia sobie, jaki to fajny jest pan ratownik. I ogólnie super się z nim rozmawia i przebywa i....

I na tym zakończę opis jakże fascynującej fabuły. Oczywiście dzieje się o wiele więcej. Och! Ileż się dzieje. Z wrażenia moje ukryte skrzydełka traciły piórka z każdą kolejną stroną. Przyznam się w tajemnicy — prawie wyłysiały...

Zacznę chyba od początku, przedstawię bohaterów, którzy wywołali we mnie tyle emocji, że bałam się o mój stan żołądka.

Na pierwszy ogień pójdzie pani doktor Alicja. Pracoholiczka, od lat nieumiejąca rozstać się z dyżurem. I nagle, kiedy jedzie na sylwestra (dzieje się co dzieje, zdradzać niestety nie mogę, większej głupoty jak żyję, nie czytałam), poznaje pana ratownika, co tam się nie dzieje. Powraca jako inna kobieta. No i powiem tak. „Spoko”, tylko ja tego nie kupiłam. Cała ta relacja ich spotkanie, było słabo ukazane. Tak słabo, że aż mnie z wrażenia zrobiło się słabo, dobrze, że leżałam, bo mogło skończyć się tragicznie. Poważnie.

Sam Michał. No facet taki nijaki, we mnie nie wywołał żadnych emocji, ale po co było robić mu jakiś charakter? Waszak był TOPR, to wszystko wyjaśnia, więcej nie trzeba dodawać, prawda? Ideał sam w sobie z racji wykonywanej pracy. Mdlejcie niewiasty na szlakach, niech was ocali dzielny pan ratownik. Już biegnę, do gór mam całkiem blisko. Może tam czyha szansa na poznanie miłości życia? O głupia ja, dlaczego nie potrafię sobie wbić do głowy, że przy facetach należy być sierotą, płakać, przewracać się i mówić. JA TAKA NORMALNIE NIE JESTEM. Nic się nie uczę, moja wina. Alicja była mądrzejsza, no i miała tajemnicę! Zapomniałam, przecież musi być dramat z przeszłości.

Tutaj moja nauka dla kobiet. Pamiętajcie. Chcesz wyjść za mąż za przystojniaka? Koniecznie musisz mieć tajemnicę, płakać, kiedy wejdziesz w relację (słowną!!) z wybrankiem, tłumacząc, że na co dzień panujesz nad emocjami, tylko teraz, nie wyszło. Koniec nauki.

Teraz napiszę kilka słów o przyjaciołach pani doktor. Byli. Płascy jak moje koty na ścianie — w sensie naklejki. No dobrze, Przemuś był najbardziej uczłowieczony, ale musiał z racji swojej roli i też jakby tajemnicy. Bo moi drodzy, książka porusza tak wiele tematów. Istna skarbnica. Co my byśmy bez niej zrobili. Dlatego mamy Przemusia i tło. Znaczy Monikę, Ankę i Artura. Są jeszcze inne postaci, ale ja już chyba sobie odpuszczę, przejdę do moich wrażeń po przeczytaniu.

Biorąc książkę pani Sońskiej do ręki, byłam tak bardzo szczęśliwa, że oto mam kolejną pozycję traktującą o świętach, o tej cudownej magii. No ogólnie ochy i achy, znowu będzie cudownie. Moja naiwność jest tak urocza, że niebawem sama zacznę pisać książki w oparciu na przeżyte historie. Naprawdę.

Otóż Obudź się kopciuszku, jest romansidłem w najbrutalniejszej odsłonie. Wprawdzie nie ma scen, bo to nie erotyk, ale szablony, schematy, które miałam nadzieje lata świetlne temu, zostały wyczerpane do cna, teraz niestety zmartwychpowstały. W postaci karykatury tego, co niegdyś robiło furorę. Cóż, żeby napisać o miłości, należy włożyć w to uczucia. Przekonać do nich. Mam za sobą kilka tytułów gdzie temat został ukazany tak pięknie, subtelnie, był magnes i przyciąganie. Tutaj były skoki ze schematu w schemat. Nawet nie mam siły pisać, jak brutalnie historia została ukazana. Jak losy bohaterów wpychano w ramy, aby wzbudzić w czytelniku emocje — bo kiedyś takie sytuacje wzbudzały. Nooo, emocje to może i były..., ale nie takie, jakich oczekiwałam.

Chyba nie będę więcej pisała. Sztuczność, która biła od każdej strony, mnie dobiła. Jestem rozczarowana. Wręcz załamana. Jedynym pozytywem książki jest okładka. Na niej się zaczyna i kończy urok, tego czegoś. Zabrakło magii świąt, których w sumie praktycznie nie było. Zabrakło wciągnięcia w fabułę. Byłam obok, mając serdecznie dość. Czytałam do końca w nadziei, że jednak książka się wybroni. Niestety. Było coraz gorzej.

Niechaj każdy sam zdecyduje czy chce przeczytać, nie będę pisała wprost — nie czytajcie tego. Rzecz gustu. W mój się nie wpisała.
 
Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu PapierowyPies. 

6 komentarzy:

  1. Dzisiaj skończyłam tę książkę i mam nieco inne odczucia. Mnie ona oczarowała ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przed chwilą przeczytałam super pozytywną recenzję Cyrysi, teraz trafiłam na twoją miażdżącą opinię o tej książce. Cóż, zaintrygowała mnie ta rozbieżność na tyle, że sama sięgnę po tę historię. Chociaż załamię się, jeśli jest tak źle jak piszesz :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak chwalisz, to chwalisz... ale jak już krytykujesz to nie masz litości. No ja nie jestem chętna na kopciuszka. Czasem dobrze jak ktoś wcześniej przeczyta i ostrzeże :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z ciężki sercem przeczytałam Twoją recenzję, bo jak wiesz, ja mam na temat tej książki zupełnie inne zdanie. Ale jak to mówią, o gustach się ne dyskutuje.

    OdpowiedzUsuń
  5. O nieee. Ja też nie potrafię się zgodzić z Twoją recenzją. Jestem zakochana w tej książce. ;) Ale tak jak pisze Cyrysia...każdy ma swój gust ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurczę. A czytałam takie pozytywne dziś recenzje tej książki. Auć, teraz to już sama nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek się za nią zabierać...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger