października 09, 2017

października 09, 2017

Zadzwoń, Kocham Cię

źródło



Z piórem Pani Anny Łaciny, spotkałam się już jakiś czas temu. Wiedziona nagłym, pozytywnym odkryciem postanowiłam zapoznać się z kolejnymi tytułami. Mimo że kierowane są w stronę nastolatków. Nie jestem aż tak, stara by, czasem nie chcieć cofnąć się w czasie, choćby w książkach. Dlatego też sięgnęłam po Zadzwoń, Kocham Cię, czy to spotkanie było udane?




 Jeden z letnich, deszczowych dni. Akurat rozpoczął się mecz piłki nożnej, brat i ojciec Weroniki zawzięcie kibicowali. Jednak uwagę dziewczyny nie przykuła murawa, a siedzący w ulewie staruszek. Pod wpływem chwili postanowiła pójść i sprawdzić co się dzieje, może potrzebna pomoc.

Na tę samą myśl wpadł Wawrzyniec, gdy dotarł do ławki, w ulewie deszczu spostrzegł podbiegającą dziewczynę. Razem zaprowadzili staruszka w miejsce, gdzie był bezpieczny. Jak się okazało, co dla jednego mogło być przystanią, drugich skrępowało. Gościnność sąsiadki, sprawującej doraźną opiekę przeraziła dwoje młodzieży. Uciekli czym prędzej, a przypadkowa znajomość nie miała zakończyć się tak szybko. Troska, którą oboje się kierowali była tym, czego potrzebowali sami otrzymać, od tych, którzy zawsze powinni nią obdarzać.

Będąc u progu dorosłego życia, miłość wydaje się łatwa, która potrafi przenosić góry. Często, jednak gdy opadną pierwsze zachwyty, okazuje się, że napotkane problemy, nie wytrzymują próby czasu. I dwoje z początku bliskich ludzi postanawia się rozstać. Inaczej sprawa wygląda, gdy spotykają się rozbitkowie, pozornie mający wszystko, a naprawdę szukający kogoś, kto dotrze tam dalej, w głąb duszy.



Z pozoru wydaje się, że Zadzwoń, kocham Cię, to taka zwykła opowiastka. I ja sama tak myślałam, kiedy siadałam do czytania. Akurat byłam chora, potrzebowałam czegoś, co nie wymaga zbyt wielkiego skupienia. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy okazało się, że autorka poruszyła dosyć trudną tematykę, sprytnie wplatając zdarzenia, faktycznie mające miejsce w rzeczywistości. Dzięki czemu historia Weroniki i Wawrzyńca nabrały większej realności. I sprawiły, że jeszcze bardziej wczuwałam się w sytuacje tych dwoje.

Wawrzyniec, taki dosyć skomplikowany egzemplarz, z jednej strony troskliwy, zabiegający, normalnie ideał, ale gdzieś tam w zakamarkach czaiło się coś złego, co sprawiało, że relacja z dziewczyną nie miała stabilności. Przyciągali się i odpychali.

Weronika, z jednej strony była samodzielna i potrafiła sama o siebie zatroszczyć. Z drugiej jednak nie miała zrozumienia ze strony najważniejsze osoby w życiu. Dlaczego? Może przyczyna tkwiła gdzieś o wiele dalej. Spotykając Wawrzyńca, otrzymuje od niego wsparcie, ale i niepewność. Z jednej strony wie, że może na niego liczyć, z drugiej dziwne zachowania mylą i wprowadzają w rozbicie.

Wspomniałam, że książka wydaje się lekką i niewymagającą. Nic bardziej mylnego. Historia opowiedziana przez Annę Łacinę jest słodko gorzka, to taka konfitura, która wygląda smakowicie w słoiczku, a po otwarciu okazuje się, że zamiast słodyczy jest gorycz. Jak to w życiu. Nigdy idealnie.

Myślę, że tę książkę warto polecić nie tylko młodszym. Wydaje mi się, że dorośli znajdą jeszcze więcej dla siebie. O ile będą uważnie czytali między wierszami.



Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu DużeKa.

5 komentarzy:

  1. Wszyscy o Annie Łacinie piszą i znowu się na zakup skusiłam. Tym razem "Telefonów do przyjaciela". Muszę się w końcu za którąś z jej książek zabrać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka mądra, piękna i inna niż wszystkie - ja polecam i to bardzo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dość smakowicie przedstawiasz powieść, ale oby po jej otwarciu nie było zbyt dużo niesmaku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam już na półce - to wygrana, więc przeczytam na pewno - i mam nadzieję, że będzie mi się podobała:)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger