Ten tytuł zrobił się sławny. Czy to ze względu na książkę, film i ścieżkę dźwiękową? Jedno jest wiadome. O Kamerdynerze było, a może i dalej jest głośno. Opinie — mocne
pozytywy, bo historia dotyka Kaszub, a o nich niewiele wiadomo. Znaczy,
jakoś niewiele się mówi, bo jeśli ktoś poczuje się zainteresowany
tematem, coś na pewno znajdzie. No ale do rzeczy, wiedziona opiniami,
filmem i całą resztę, postanowiłam się skusić. Kupiłam i przeczytałam. I
teraz kolej na moje wrażenia.
Powieść zaczyna się prologiem, jest koniec wojny, która zebrała swoje żniwa. Teraz w pozostałych zgliszczach szabrują Rosjanie. Między nimi, ostatni zdrajcy, którzy mieli za nic godność i poczucie przynależności do ziemi. Nad wszystkim, unosi się zapach krwi, śmierci i beznadziei.
Następnie mamy początek Roku 1900, jest ostra zima, Hrabia Hermann Von Krauss, wraca do domu, by przemyśleć pewne sprawy, czuje, że dzieje się coś niedobrego, a najbliższe miesiące nie będą przychylne. Jednak teraz, musi odpocząć, nazajutrz zaplanowano polowanie. I może nie byłoby w nim nic istotnego, ale właśnie tego dnia, na świecie, pojawi się dziecko. Jedno życie przybędzie, a dwa odejdą. Konsekwencje tego zdarzenia, będą się niosły przez wiele, wiele lat.
Mati i Marita, razem się wychowywali. Pobierali nauki, jedli przy stole i się bawili. Byli niemalże jak rodzeństwo. Oboje wiedzieli, że chłopiec, nie ma rodziców. Tak się złożyło, że w dniu pojawienia na świecie, pożegnał swoich najbliższych. A dzięki Hrabinie, nie został bez opieki. Tylko pozostaje pytanie, dlaczego otrzymał aż tak łaskawy gest?
I chociaż Mateusz wychowywał się w hrabiowskiej rodzinie, to nigdy nie był traktowany szczególnie. Zwłaszcza przez Hermana Von Kraussa, ten chyba nikogo nie darzył szacunkiem, a tym bardziej sympatią. Lata mijały, dzieci dorastały. Najstarszy z rodzeństwa Kurt — nie krył swojej niechęci do przybranego chłopca, w dodatku Kaszuba. I chociaż tamten nic mu nie zrobił, z każdym dniem, napięcie w domu rosło. Na szczęście, nadszedł czas wyjazdu do szkół, i na kilka lat, problem został zażegnany.
Między tym wszystkim, w polityce robi się gorąco. Pamiętajmy, akcja zaczyna się przed wielką Wojną, która to, doprowadzi do Niepodległości Polski, dla Niemców, dzień ten, nie będzie radosnym. Teraz, mamy okazje przyglądać się z innej perspektywy. Kaszubi również, nie wiedzą co myśleć. Czy będzie lepiej? Która władza okaże się przychylniejsza?
Nadchodzi dzień, gdy młodzi wracają do pałacu. Dorośli i spragnieni życia. Stęsknieni, ale jednak już po odmianie. Ciekawi tego, co zastaną w miejscu dzieciństwa. Mati i Marita, już nie dzieci, już nie tak niewinni, jak dawniej. Niewinna i pierwsza miłość u progu bardzo trudnych czasów.
Och, och... Cóż ja mam napisać. Napaliłam się na tę książkę jak krowa na jabłka. I niestety, tak to już jest. Gdy się napalimy, możemy się rozczarować.
Nie wiem, od czego zacząć, by nie było, że od pierwszych zdań zaczęłam się czepiać. Książka miała ukazać trudną miłość Mateusza I Marity, na tle zawirowań dwóch wojen. A wszystko, osadzone na Kaszubskiej ziemi. Miejscu, gdzie można spotkać wiele kultur, narodowości, żyjących ze sobą i obok siebie. Różne był to relacje, lepsze i gorsze. Czasem w zgodzie, a czasem i kłótni.
I ja, oczekiwałam, że to wszystko, będzie bardzo spójne, przejrzyste i naprawdę porywające. A tak naprawdę, co najbardziej zajęło autorów. To opisy wyskoków wstrętnego Hrabiego Hermana Kraussa. Bo jakby nie wystarczyło zaznaczyć, że jego pojęcie wierności, miało się tyle, co wiara w świętego Mikołaja, chociaż w tego pierwszego, prędzej można uwierzyć. No tutaj, niestety musimy bardzo dokładnie zaznajamiać się z ekscesami tegoż mężczyzny.
Cóż, moim zdaniem, o wiele lepiej by było, gdyby panowie poświęcili więcej czasu, na zarysowanie sylwetek Matiego i Marity.
Bo tych, niestety w żaden sposób nie można było poznać. Zrozumieć, polubić, albo i nie. Oni byli. Tak po prostu. Jak doszło do ich miłości, co sprawiło, że ona się między nimi zrodziła? Nie wiemy. Możemy się domyślić. Zresztą, wszystkiego musimy się w tej książce domyślać, oprócz jednego — jak wyglądało traktowanie służących przez pana domu, o tak, te opisy są aż nazbyt przesadne.
Co do całej historii. W pewnym sensie jestem oszołomiona. Jak autorzy upchali w pigułce, na chyba 360 stronach, wydarzeniach dwóch Wielkich Wojen. Niestety, jak można się domyślić, mamy ogromne przeskoki w czasie, pewien chaos się wkrada. Urywki pewnych informacji. Z jednej strony, coś jest o Kaszubach, ale za mało, na moje oczekiwania. Poczułam ogromny niedosyt.
I tak naprawdę, to ostatnie chyba sto stron, sprawiło, że poczułam się mocno przygnieciona wydarzeniami. I jeśli ktoś pomyśli, że to wątek miłosny mnie przydeptał, spieszę ze sprostowaniem. Miłość była według mnie tak płytka, potraktowana po macoszemu, że jej po prostu nie poczułam. W smutek i chwilami przerażenie wprawiało to, co wojna zrobiła z ludźmi. Co oni potrafili zgotować, często własnym bliskim.
Myślę, że ta książka miała ogromny potencjał, mogła być naprawdę konkretna, wstrząsająca. A stała się tylko przeciętna. Zbyt dużo chaosu, pogubionych wątków, niespójności. Taki troszkę bałagan. Coś napiszemy, a reszty się domyśl. No i domyślałam się, ale bez radości z czytania. Bo tworzyć w głowie charakterystykę postaci, od podstaw, to jednak przesada.
Miałam w planach obejrzeć film, ale po książce, dochodzę do wniosku, że było więcej krzyku, niż to warte, a ja szanuje mój czas, nie będę go traciła na słabe produkcje.
Plusem książki, jest szybkie czytanie, ale z drugiej strony, ja chciałam się nad nią głębiej pochylić, wniknąć w tamte czasy, klimat. A tej szansy, niestety nie otrzymałam. Szkoda. Czy żałuję? Nie, bo coś tam zostało zawarte na stronach. Tylko za mało.
W tym przypadku mam wrażenie, że reklama zbyt mocno rozdmuchała tytuł, który według mnie, do fenomenu ma bardzo daleko.
Na szczęście nie ciągnie mnie do tej książki - więc widzę, że dobrze :)
OdpowiedzUsuńFajne twoje porównanie jak krowa na jabłka - ale się uśmiałam :)
Ha ha, a jakoś mi się skojarzyło. Bo krowy po jabłkach, zazwyczaj boli brzuch :D
UsuńNo a książka, może bólem nie wyszła, ale jednak nie poczułam jej
A ja się cieszę że nie skupili się na tej parze, to byłoby ckliwe romansidło, dla mnie to historia Kaszub i na tym się skupiłam.
OdpowiedzUsuńNo tej historii to też tam za wieli nie było ;) Ale zawsze coś, tylko na takiej rozpiętości czasowej, mało tego wszystkiego.
UsuńTrochę szkoda, bo szybkie czytanie to dla mnie za mało, by sięgnąć po książkę przy tylu mankamentach.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko jednak pewnie dam jej szansę. Chciałabym obejrzeć film, a zawsze wolę zacząć od książki. :)
OdpowiedzUsuńA ja odziwo nic nie słyszałam. I w sumie raczej po nią nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Ja tak czasem mam, że jak się napalę to jestem rozczarowana.. A jak podchodzę z dystansem, to książka bardziej mi się podoba niż się spodziewałam.. ,,Kamerdynera" mam w planach, ale kiedy znajdę czas, żeby przeczytać to ja nie wiem ;)
OdpowiedzUsuń