kwietnia 01, 2014
Nie zabija się czarnego kota
Otrzymując spadek po babce Piotr nie spodziewa się,że przysporzy on mu więcej kłopotów co radości, a wszystko zacznie się od czarnego kota. Dokładnie od jego śmierci. Mężczyzna nie zrobił tego celowo, stwierdził,że nie zdąży ocalić mu życia i po prostu go potrącił. Tym oto sposobem naraził się na klątwę kotka, czarnego w dodatku. Już pierwszej nocy ten niepozorny futrzak uzmysłowi mu,że od tej pory jego życie ulegnie zmianie. Na początek wizyta u adwokata, jakby się wydawać mogło zwykła formalność, jednak babcia miała swoje plany wobec chałupki i okolicznej działki. Plany, które Piotrowi nie przypadły do gustu, wręcz przeciwnie wydawały niedorzeczne. Co zrobić prawo jest prawem, chcąc nie chcąc trzeba pojechać obejrzeć nowy nabytek, to znaczy nie taki nowy. Chatka babki z biegiem lat troszkę podupadła. Jako wnuk nie za bardzo wykazywał się zainteresowaniem względem staruszki. Nie miał pojęcia jak dom się postarzał. Na miejscu okazuje się,że wygląda gorzej niż sobie wyobrażał. W dodatku ten plan zrobienia muzeum. Nie miał najmniejszego zamiaru doprowadzić do urzeczywistnienia marzeń kobiety... Okaże się,że nie tylko testament będzie przeciwko niemu, ale również pewna kobieta mieszkająca w sąsiedztwie.
Na domiar złego klątwa kota będzie dotykała go w najczulszych miejscach, spłonięcie tartaku, dzięki któremu doszedł naprawdę daleko, niespodziewanym pojawieniu się małej dziewczynki...
Bernadetta przyjechała do Gałkowa ponieważ jej synek lepiej się czuł oddychając świeżym powietrzem. Jego i tak już nadszarpnięte zdrowie wymagało odpowiedniej opieki, tutaj miał wszystko czego było potrzeba. Matka sama potrafiła rehabilitować synka. Zanim jej mąż umarł wiedli szczęśliwe życie, później oparciem i przyjaciółką stała się Zofia Tylewska. Traktowała ją jako najbliższą osobę, w pełni popierała pomysł staruszki w utworzeniu skansenu, jednak czy jej wnuk nie będzie miał nic przeciwko? Z opowieści słyszała,że ten nie interesował się babcią, zresztą odkąd zamieszkała w tej urokliwej wiosce nie widziała ani razu odwiedzającego babkę wnuka. Benia nie mogła pojąć jak dobrowolnie Piotr odciął się od tak wspaniałej kobiety. Oczywiście żyła w dobrych relacjach z innymi sąsiadami, wiedziała,że zawsze może na nich liczyć w razie potrzeby. Jednak to Zofia była dla niej przyjacielem, dobrą duszą. Po jej śmierci obrała sobie za cel by spełnić ostatnią wolę sąsiadki. O ile prawo było po jej stronie, tak Piotr utrudniał wykonanie zadania na każdym kroku.
Niby książka mi się podobała, przede wszystkim zaintrygował mnie tytułowy kot, jego rola. Wszystko byłoby dobrze, tylko czegoś mi zabrakło. Postać Piotra mnie drażniła i to jeszcze jak bardzo, kilka wątków z nim odczułam za naciągane, nie chcę tutaj przytaczać, które dokładnie. Może wystarczy jak wymienię imię. Gabi, jej pojawienie się i wszystko z nią związane było tak sielankowe,że chwilami zastanawiałam się w jakim celu autorka ją wplotła w fabułę. Nie wiem, miało się komplikować a tak naprawdę czytając widziałam wymuszanie reakcji. Bo niby Piotr nie chciał budować tego skansenu, ale tak na dobrą sprawę jego argumenty były tak kiepskie,że można było rzec ot kaprysy dużego chłopca. Upierał się chyba dla zasady. Spalił się tartak, wielka tragedia, chwilkę się przejął, przez kilka stron rozważał co dalej z jego życiem. ale spokojnie nie ma co się martwić. Od jakiegoś czasu miał na oku cieplutką posadkę w dobrze prosperującej firmie. no wspaniale! Tylko pozazdrościć "chłopakowi" farta. Też bym tak chciała. Nie ma problemów z kobietami, taki On jest doświadczony, don juan. Nie wiem z której strony, może z lewej albo prawej? Drażnił mnie on i tyle. Nie lubię takich facetów nic nie poradzę.
Natomiast Bernadetę polubiłam od razu, fajna kobietka, zdecydowana wiedząca co ma zrobić. Nie jakaś sierotka jak to przeważnie bywa, biedaczka musiała znosić nachalnego Marka, aż sama jej współczułam, bo ten to dopiero był beznadziejny.
Ponarzekałam sobie, ale proszę nie myśleć,że książka jest beznadziejna. Aż tak bym jej nie określiła, można śmiało przeczytać dla odprężenia. Ja chyba oczekiwałam więcej napięcia, może dreszczyku emocji, mowa o kocie i jego klątwie. Było zwyczajnie, nie porwało mnie nad czym bardzo ubolewam.
Książka bierze udział w wyzwaniach "Polacy nie gęsi", "Klucznik" oraz "Grunt to okładka" motyw czerń i biel.
AUTOR:
Agnieszka Bruchal
Przeciętna obyczajówka - jak dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńDobrze to ujęłaś, tak zwykła obyczajówka ;)
UsuńCzyli mogę przeczytać, ale specjalnie nie będę szukać;)
OdpowiedzUsuńTak, może ale nie musisz. Myślę,że są ciekawsze pozycje ;)
UsuńCiekawy tytuł, myślę, że kiedyś sięgnę po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Anath
Pewnie, spróbować można. Może Tobie będzie się podobała bardziej niż mnie:)
UsuńRównież pozdrawiam;)
Szkoda, że się rozczarowałaś. Czasami tak bywa.
OdpowiedzUsuńAno niestety, tak się dzieje przy debiutach.
UsuńCo do tytułu - żadnego kota się nie zabija!
OdpowiedzUsuńA książka może być całkiem przyjemna :)
Co racja to racja, żadnego kota ani innego stworzonka ;)
UsuńNie bardzo zaciekawiła mnie fabuł tej książki, a już na pewno nie klątwy w dodatku czarnego kota. Brr...A takich facetów jak Piotr również nie trawię:)
OdpowiedzUsuń