maja 26, 2016

maja 26, 2016

Ugly Love



Miał być post dotyczący Targów książki, jednak przypomniałam sobie, że tutaj zaległa Hoover czeka, więc nie ma co, trzeba się wziąć do pisania, bo zaś będzie problem o czym była książka, a co najważniejsze jakież towarzyszyły emocje podczas czytania i czy w ogóle jakiekolwiek się pojawiły. 

Każdy kto poznał Colleen Hoover, wie w jakim stylu pisze i czego mniej więcej można oczekiwać. Po rozczarowaniu Maybe Someday , z leciutką dozą niepewności zabierałam się za Ugly, bo jakby nie było, szkoda się rozczarować książką, która może poszczycić się wpisem autorki - Irena jeszcze raz wieeeelkie dziękuję! 

Poznajemy Tate i Miles'a. Ona jest pielęgniarką rozpoczynającą swoją przygodę z pracą. On natomiast sąsiadem jej brata, z którym to na pewien czas będzie mieszkała.  Poznają się w dosyć dziwnych okolicznościach, które na pierwszy rzut nie rokują dalszą znajomością. A jednak. Coś między tym dwojgiem zaczyna się dziać. Początkowa rezerwa, a nawet w pewnym sensie niechęć ulega zmianie. Zwycięża ciekawość drugiej osoby, a także co innego, co? Chyba wiadome, ale nic nie pójdzie tak łatwo jakby mogło się wydawać. Niby oboje są stanu wolnego, niby oboje mogą sobie pozwolić na związek, ale coś jedno i drugie blokuje. O ile u Tate jest to spowodowane poprzednim nieudanym związkiem, tak u Miles'a powód leży dużo głębiej. 

Wdają się w relacje bez zobowiązań, w układ który wydaje się być w porządku. Wspólny seks, żadnych pytań. Jasno postawione warunki. Nie ma i nie będzie planów na przyszłość. Liczy się tu i teraz. Tylko czy tak rzeczywiście można? Jak długo żyć w czymś, co do niczego nie prowadzi, tak zupełnie bez emocji? Czy w ogóle istnieje wyłączenie uczuć? Trudno jest nie zadawać pytań, nie interesować osobą, z którą się spędza tak intymne chwile. W końcu musi nadejść moment gdy padnie to jedno z najważniejszych pytań, gdy trzeba będzie podjąć decyzje. 

Przeczytałam wiele opinii do tej książki, słyszałam same zachwyty, polecenia i Bóg wie co jeszcze. I kiedy już miałam swój egzemplarz nie mogłam się przemóc by zacząć czytać. Chyba obawiałam się rozczarowania. Ostatnimi czasy moje uczucia bywały wyłączone, chyba zaczyna mnie dopadać syndrom serca z kamienia, w każdym razie nadeszła pora i siadłam do lektury.  

Książka została napisana z dwóch perspektyw, Tate i Miles'sa ( wybaczcie jeżeli źle odmieniam jego imię, zupełnie nie znam się na gramatyce języka angielskiego) z tą różnicą, że Tate opowiada o tu i teraz, zaś  rozdział z mężczyzną ukazuje wydarzenia z przed sześciu lat. Dlaczego? O tym mamy przekonać się, dużo dużo później. Póki co obserwujemy jak rozwija się znajomość między tą parą. Jak oboje deklarują sobie, że  dotrzymają warunków umowy. Swoją drogą bardzo zastanawia mnie definicja "seksu bez zobowiązań", tak całkiem bez uczuć? Troszkę ciężko, bez uczuć to chyba raczej nie ma sensu, ale jak pamiętacie ja po nieszczęsnych "Barwach miłości" mam wymazaną pamięć w tej sferze i jestem dziewicą. 
Wracając do Ugly Love, są tam opisy "seksów", ale powiem wam, ja przeciwniczka tych scen, no czytałam i po prostu... no faaajne te fragmenty były. Tak pisać potrafi tylko Hoover, u nikogo innego chyba nie zdzierżyłabym wstawek z ich spotkań w wiadomym celu, a tutaj. O losie!
Na szczęście z samych seksów książka się nie składa, jest główny wątek, odkrywany skrawek po skrawku, razem z poznawaniem coraz większego fragmentu układanki wzrasta napięcie. Wszystko jest niesamowicie stopniowane, gdzieś wyczytałam, że książkę czyta się emocjami - przyznaję stuprocentową rację. Emocje nie opuszczają nawet na chwilę.  Ugly przeżywa się całym sobą, no ja w każdym razie bardzo przeżywałam, może chwilami coś mnie tam zgrzytało, bo wiadomo idealnie być nie może, jednak to maleńkie zastrzeżenie względem całości.
Bohaterowie są bardzo ciekawi, polubiłam praktycznie wszystkich. Najbardziej kapitana, świetny staruszek. 
Co do Tate, podziwiałam ją, że wplątała się w coś takiego. Ja bym nie potrafiła i nawet nie chciała by moja rola sprowadzała się tylko do jednego, przykre tak troszkę. 
Miles, jego historia jest odsłaniana powolutku i dopiero gdy poznajemy całą rozumiemy dlaczego postępował w taki, a nie inny sposób...

Nie mogę czytać książek Hoover, bo ona tak pięknie pisze o tej miłości, a mnie później jest tak bardzo smutno, że to tylko w książkach i mam doła, jest mi źle i ogólnie gdzie Ci faceci normalni ja się zapytuję?! No ileż można żyć miłością do bohaterów książkowych, Thornton nie istnieje, trzeba się w końcu z tym pogodzić. Miles to samo - nim też bym nie pogardziła.  I znowu odbiłam od głównego tematu, źle ze mną. 

Wypadałoby podsumować książkę, co ja kochani mam powiedzieć, no świetna jest. Naprawdę. W prawdzie to dalej nie poziom Hopeless, to nie mój ukochany Dean Holder, którego będę kochała po wsze czasy, ale jest naprawdę super. Taką Hoover uwielbiam, taką chcę czytać i niech w końcu tacy faceci jak w jej książka zaczną istnieć bo normalnie moje serducho całkowicie skamienieje. A książeczkę czytajcie! Ja chyba sobie jeszcze raz przeczytam.


5 komentarzy:

  1. Skoro Ty się zachwycasz tą książką, to i ja muszę koniecznie ją poznać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Różne opinie są na jej temat, ale u mnie leży ona na półce, bo to w końcu Hoover :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Noo, jak Tobie się tak podobało, to chyba przeczytam ;D Chociaż właśnie kiedyś, chcąc się zapoznać z autorką, przeczytałam Maybe Someday, i też mnie nie porwało :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Hoover i jej styl, a Ugly love chodzi za mną od dnia premiery. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce będę mogla w końcu poznać tę historię i mam nadzieję, że autorka po raz kolejny mnie zachwyci :>
    Pozdrawiam
    secretsofbooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na tą książkę, aż przyjdzie do mnie w Book Turze, już nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger