Minęło wiele lat, odkąd zakończyłam naukę w liceum, jednak czasy te
wspominam z wyjątkowym sentymentem. Może nie byłam zbyt rozrywkową
nastolatką — z tego, co obserwuje w dzisiejszych czasach, zachowywałam
się jak grzeczna dziewczynka. Największymi wyskokami były wagary, przed
samym ukończeniem pełnoletności, pozwoliłam sobie na nielegalny wyjście
do dyskoteki. Oficjalnie uczyłam się chemii.
Ach ta chemia. Wróciła do mnie po tylu latach w książce Kasie West, autorki nie miałam jeszcze okazji poznać. Zaufałam Bujaczkowi, czy było warto?
Podejrzewam, że dla większości chemia w szkole była zmorą, dla Lily również. Przeważnie na tej lekcji odpływała myślami w kierunku zupełnie odległym od tematu zajęć. Pewnego dnia czekając na zakończenie koszmaru, napisała fragment ulubionej piosenki. Zespołu, którego słuchało nie wielu znajomych. No dobrze, nikt nie słuchał tej samej muzyki co ona. Miała dość odmienny gust niż jej rówieśnicy. Nie należała do najbardziej lubianych, ale miała przyjaciółkę, która akceptowała dziewczynę ze wszystkimi udziwnieniami charakteru. I to wystarczyło nastolatce do szczęścia. Gdyby jeszcze znienawidzony przedmiot, przestał jawić się niczym najgorsza zmora.
Na kolejnej lekcji chemii dziewczyna coś odkrywa. Do fragmentu tekstu jej piosenki została dopisana dalsza część zwrotki. Co oznaczało jedno, ktoś ze szkoły nie tylko znał zespół, ale i również słuchał! Tylko kto? Kim jest uczeń o podobnych upodobaniach muzycznych? Lily postanawia zapytać, czy zna jeszcze inne utwory. I tak dzięki muzyce, nawiązuje znajomość listowną z osobą siedzącą na tym samym miejscu.
Wiadomości stają się coraz bardziej prywatne i zajmujące. Lily ze zdziwieniem odkrywa, że nie potrafi doczekać się kolejnej lekcji chemii, dzięki ukrytej korespondencji z nieznajomym, chemia przestała ciągnąć w nieskończoność. Rośnie również ciekawość, kto jest adresatem, z kim ma ten sam gust muzyczny?
Postanowiłam, że nie napiszę zbyt wiele na temat fabuły. Nie będę tego robiła, bo szkoda odbierać przyszłym czytelnikom radości odkrywania poszczególnych, elementów układanki opowieści.
Wspomniałam, że nie znałam wcześniej twórczości Kasie West, gdzieś widziałam poprzednie wydane tytuły, ale nie zdecydowałam się na ich przeczytanie. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Jestem wdzięczna Bujaczkowi, że mi kazała zaryzykować. Mówiąc, że na pewno się nie zawiodę. I tak było.
Autorka bardzo lekko i przystępnie prowadzi czytelnika po fabule, wciągając już od pierwszych stron. Ukazujących historię nastolatków. Niby nic wielkiego. W końcu pełno jest podobnych książek na rynku wydawniczym. Sama dawno wyrosłam z literatury typowo młodzieżowej, ale coś sprawiło, że ten tytuł mnie przyciągnął od początku.
Polubiłam Lily, jej koleżankę i dałam się pochłonąć w całą atmosferę szkolną, tak charakterystyczną dla pewnego wieku. Kiedy każdy próbuje znaleźć swoje miejsce w grupie, często nie wiedząc, jaką swoją stroną odkryć przed publiką, zaś którą skrzętnie ukryć i udawać, że wcale nie istnieje. Nasza Lily jest troszkę inna, co nie znaczy, że jakoś bardzo odstaje od rówieśników. Ma po prostu swoje marzenia, pisze teksty piosenek, tylko jeszcze żadnej nie udało się skończyć. Gra na gitarze i słucha zespołów zupełnie inni niż jej koledzy ze szkoły. No i nie znosi chemii.
W domu też nie jest lepiej, trójka rodzeństwa, które jest dosłownie wszędzie, przez co nie może liczyć na odrobinę spokoju i prywatności. Nie, żeby nie kochała ich, jednak czasem czuje się przytłoczona.
Podczas czytania, często łapałam się na tym, jak bardzo Lily przypominała mnie samą, gdy byłam w tym wieku. I nie chodzi o nielubienie chemii — której nienawidziłam. Pamiętam jednak, że również odpływałam podczas lekcji, słuchałam i dalej słucham dziwnej muzyki. Nie tych wszystkich znanych kawałków, którymi zachwyca się połowa świata. Byłam inna, chodziłam swoimi ścieżkami. Miałam jedną, może dwie koleżanki. I również pisałam po ławkach. Tylko mnie nikt nie odpisał, to jest bardzo przygnębiające. Jakieś sztywniaki uczęszczały do mojego liceum. Naprawdę!
Co mnie urzekło w książce typowej dla nastolatek? To, jak West cudownie opisała życie zwykłej dziewczyny, jej rodziny. Tego, jak próbuje odnaleźć się w tłumie, przebić przez własne onieśmielenia. No i przede wszystkim. Tajemnicza korespondencja, która z każdym kolejnym listem wprawiała mnie o szybsze bicie serce. Jakże pięknie było wczuć się w coś, co jest zarezerwowane dla wieku, który już dawno jest za mną. Przez te kilkaset stron czułam się jak Lily, wyczekiwałam kolejne lekcji chemii, czułam euforie podczas otwierania listu, później odczytywania. Ciekawość kim jest nadawca, jednocześnie strach przed odkryciem prawdy. Coś niesamowitego.
Genialnie i uroczo napisana książka, dla młodzieży o młodzieży. Przepełniona wieloma emocjami, które towarzyszą nawet po zakończeniu lektury, ja jeszcze na drugi dzień czułam się oderwana od rzeczywistości. Ach, jak mi szkoda, że już mam za sobą. Chyba sobie jeszcze do niej wrócę.
Komu mogę polecić? Każdemu! Z całego serca polecam kobietom w każdym wieku. Jest to lekka i przyjemna książka, która na kilka godzin, niektórych cofnie w czasie, dla innych ukaże uczucie z tej niewinnej i bardziej wartościowej strony. Jestem szczęśliwa, że Kasie West nie weszła w typowe ramy, ostatnio tak bardzo popularne. Nie ukazała nastolatek wyzwolonych, gdzie alkohol i seks jest na porządku dziennym. Tutaj tego nie znajdziecie. I to jest najpiękniejsze. Wielkie brawo dla autorki.
Ach ta chemia. Wróciła do mnie po tylu latach w książce Kasie West, autorki nie miałam jeszcze okazji poznać. Zaufałam Bujaczkowi, czy było warto?
Podejrzewam, że dla większości chemia w szkole była zmorą, dla Lily również. Przeważnie na tej lekcji odpływała myślami w kierunku zupełnie odległym od tematu zajęć. Pewnego dnia czekając na zakończenie koszmaru, napisała fragment ulubionej piosenki. Zespołu, którego słuchało nie wielu znajomych. No dobrze, nikt nie słuchał tej samej muzyki co ona. Miała dość odmienny gust niż jej rówieśnicy. Nie należała do najbardziej lubianych, ale miała przyjaciółkę, która akceptowała dziewczynę ze wszystkimi udziwnieniami charakteru. I to wystarczyło nastolatce do szczęścia. Gdyby jeszcze znienawidzony przedmiot, przestał jawić się niczym najgorsza zmora.
Na kolejnej lekcji chemii dziewczyna coś odkrywa. Do fragmentu tekstu jej piosenki została dopisana dalsza część zwrotki. Co oznaczało jedno, ktoś ze szkoły nie tylko znał zespół, ale i również słuchał! Tylko kto? Kim jest uczeń o podobnych upodobaniach muzycznych? Lily postanawia zapytać, czy zna jeszcze inne utwory. I tak dzięki muzyce, nawiązuje znajomość listowną z osobą siedzącą na tym samym miejscu.
Wiadomości stają się coraz bardziej prywatne i zajmujące. Lily ze zdziwieniem odkrywa, że nie potrafi doczekać się kolejnej lekcji chemii, dzięki ukrytej korespondencji z nieznajomym, chemia przestała ciągnąć w nieskończoność. Rośnie również ciekawość, kto jest adresatem, z kim ma ten sam gust muzyczny?
Postanowiłam, że nie napiszę zbyt wiele na temat fabuły. Nie będę tego robiła, bo szkoda odbierać przyszłym czytelnikom radości odkrywania poszczególnych, elementów układanki opowieści.
Wspomniałam, że nie znałam wcześniej twórczości Kasie West, gdzieś widziałam poprzednie wydane tytuły, ale nie zdecydowałam się na ich przeczytanie. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Jestem wdzięczna Bujaczkowi, że mi kazała zaryzykować. Mówiąc, że na pewno się nie zawiodę. I tak było.
Autorka bardzo lekko i przystępnie prowadzi czytelnika po fabule, wciągając już od pierwszych stron. Ukazujących historię nastolatków. Niby nic wielkiego. W końcu pełno jest podobnych książek na rynku wydawniczym. Sama dawno wyrosłam z literatury typowo młodzieżowej, ale coś sprawiło, że ten tytuł mnie przyciągnął od początku.
Polubiłam Lily, jej koleżankę i dałam się pochłonąć w całą atmosferę szkolną, tak charakterystyczną dla pewnego wieku. Kiedy każdy próbuje znaleźć swoje miejsce w grupie, często nie wiedząc, jaką swoją stroną odkryć przed publiką, zaś którą skrzętnie ukryć i udawać, że wcale nie istnieje. Nasza Lily jest troszkę inna, co nie znaczy, że jakoś bardzo odstaje od rówieśników. Ma po prostu swoje marzenia, pisze teksty piosenek, tylko jeszcze żadnej nie udało się skończyć. Gra na gitarze i słucha zespołów zupełnie inni niż jej koledzy ze szkoły. No i nie znosi chemii.
W domu też nie jest lepiej, trójka rodzeństwa, które jest dosłownie wszędzie, przez co nie może liczyć na odrobinę spokoju i prywatności. Nie, żeby nie kochała ich, jednak czasem czuje się przytłoczona.
Podczas czytania, często łapałam się na tym, jak bardzo Lily przypominała mnie samą, gdy byłam w tym wieku. I nie chodzi o nielubienie chemii — której nienawidziłam. Pamiętam jednak, że również odpływałam podczas lekcji, słuchałam i dalej słucham dziwnej muzyki. Nie tych wszystkich znanych kawałków, którymi zachwyca się połowa świata. Byłam inna, chodziłam swoimi ścieżkami. Miałam jedną, może dwie koleżanki. I również pisałam po ławkach. Tylko mnie nikt nie odpisał, to jest bardzo przygnębiające. Jakieś sztywniaki uczęszczały do mojego liceum. Naprawdę!
Co mnie urzekło w książce typowej dla nastolatek? To, jak West cudownie opisała życie zwykłej dziewczyny, jej rodziny. Tego, jak próbuje odnaleźć się w tłumie, przebić przez własne onieśmielenia. No i przede wszystkim. Tajemnicza korespondencja, która z każdym kolejnym listem wprawiała mnie o szybsze bicie serce. Jakże pięknie było wczuć się w coś, co jest zarezerwowane dla wieku, który już dawno jest za mną. Przez te kilkaset stron czułam się jak Lily, wyczekiwałam kolejne lekcji chemii, czułam euforie podczas otwierania listu, później odczytywania. Ciekawość kim jest nadawca, jednocześnie strach przed odkryciem prawdy. Coś niesamowitego.
Genialnie i uroczo napisana książka, dla młodzieży o młodzieży. Przepełniona wieloma emocjami, które towarzyszą nawet po zakończeniu lektury, ja jeszcze na drugi dzień czułam się oderwana od rzeczywistości. Ach, jak mi szkoda, że już mam za sobą. Chyba sobie jeszcze do niej wrócę.
Komu mogę polecić? Każdemu! Z całego serca polecam kobietom w każdym wieku. Jest to lekka i przyjemna książka, która na kilka godzin, niektórych cofnie w czasie, dla innych ukaże uczucie z tej niewinnej i bardziej wartościowej strony. Jestem szczęśliwa, że Kasie West nie weszła w typowe ramy, ostatnio tak bardzo popularne. Nie ukazała nastolatek wyzwolonych, gdzie alkohol i seks jest na porządku dziennym. Tutaj tego nie znajdziecie. I to jest najpiękniejsze. Wielkie brawo dla autorki.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Feeria.
Autorka jeszcze jest mi nieznana, ale wiem, że na pewno coś jej będę musiała przeczytać, bo dość dobrze się o niej mówi. ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie dzięki twojej recenzji jeszcze bardziej mam ochotę na tę książkę :). Twórczości Kasie West jeszcze nie znam, ale już idzie do mnie ''Chłopak na zastępstwo'' z wymiany, więc już niedługo :). ''P.S. I like you'' mam nadzieję, że też niedługo u mnie zagości. Podobnie jak ty, chętnie cofnę się w czasie i wrócę do licealnej ławki. Po za tym, też byłam lekko inna :D. A no i plus dla wydawnictwa za pozostanie przy oryginalnym tytule :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Lubię pióro autorki, chętnie sięgnę
OdpowiedzUsuńlubię Kasie West :) tę książkę czytałam w oryginale i podobała mi się w sumie najbardziej ze wszystkich autorki :D
OdpowiedzUsuńCzytałąm jedną książkę autorki i mi się podobała więc jestem ciekawa i tej! :)
OdpowiedzUsuńTak ładnie napisałaś o tej powieści, że nabrałam ochoty na poznanie jej :) Przekonuje mnie taka bardziej wrażliwa bohaterka, nieco odstająca od rówieśników, ale bez przesady. No i niechęć do chemii też ma znaczenie :P
OdpowiedzUsuń